Padła niemieckiemu żołnierzowi do nóg i błagała: „Ja pójdę za nią!”.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Gdy słyszymy o relacji teściowa – synowa, zazwyczaj nie mamy najlepszych skojarzeń. Niestety, taka reakcja jest uzasadniona. Od wielu kobiet można usłyszeć mrożące krew w żyłach historie z teściową w roli głównej. W takiej relacji często występuje konflikt interesów, padają oskarżenia o „wtrącanie się w życie małżeństwa”, a to wszystko w sosie wzajemnych uprzedzeń i oskarżeń.
Czytaj także:
Jak (prze)żyć z teściami i czy wypada stawiać granice?
Jak budować zdrową, opartą na wzajemnej miłości i szacunku relację z własną teściową? To niełatwe, ale na szczęście z pomocą przychodzi nam osoba zupełnie niezwykła – wzór dla każdej teściowej – błogosławiona Marianna Biernacka. Kobieta, która za synową… oddała własne życie.
Zawsze mówiła o niej: „mama”
Urodziła się w Lipsku w 1888 roku. Przyszło jej żyć w bardzo trudnych czasach. Wychowywała się w zaborze rosyjskim. Prawdopodobnie nie potrafiła pisać ani czytać. W zachowanych dokumentach, w miejscu przeznaczonym na podpis widnieją trzy krzyżyki. W wieku 20 lat wyszła za mąż za Ludwika Biernackiego.
Wraz z mężem prowadziła gospodarstwo. Marianna urodziła sześcioro dzieci, z których czworo zmarło w okresie niemowlęcym. Po śmierci męża zamieszkała ze swoim synem Stanisławem. Córka Leokadia tego samego roku wyszła za mąż.
Czytaj także:
Przed śmiercią mówiła: „Idę do nieba, będę wam stamtąd pomagać”
W tragicznym roku 1939, tuż przed wybuchem II wojny światowej, błogosławiona Marianna przyjęła pod swój dach synową – Annę. Nie był to jednak początek długiego pasma konfliktów. Przeciwnie, Marianna darzyła wielką troską i życzliwością młodych małżonków oraz ich dzieci.
Relacja z synową była przepełniona matczyną miłością. Prawnuczka błogosławionej tak opisuje swoją babcię, Annę:
Nigdy nie powie o Mariannie inaczej jak „mama”, z którą pracowała ciężko na roli*. Wspólnie jadły, śpiewały Godzinki, dzieliły życie.
Wojna przerywa sielankę
Szczęście rodziny Biernackich nie trwało jednak długo. W lipcu 1943 r. do drzwi załomotało niemieckie wojsko. Stanisławowi i Annie nakazano natychmiast opuścić dom. Znaleźli się na liście 50 mieszkańców przeznaczonych do rozstrzelania, w odwecie za śmierć jednego niemieckiego policjanta.
Wówczas Marianna padła do nóg esesmana, błagając: „Jak ona pójdzie? Jest przecież w ostatnich tygodniach ciąży! Ja pójdę za nią!”. Żołnierz zgodził się na tę propozycję. Błogosławiona Marianna i jej syn Stanisław trafili do więzienia. 13 lipca, razem z innymi mieszkańcami Lipska, zostali rozstrzelani.
Czytaj także:
10 świętych matek. Co mówią o wychowywaniu dzieci?
Wzór teściowej
Ofiara błogosławionej Marianny wciąż przynosi owoce. Heroizm tej niezwykłej kobiety, którą Kościół stawia za wzór, daje nam obraz pięknej miłości. Miłości, jaka powinna cechować relację teściowej z synową. Taka bliskość jest możliwa. Prawnuczka błogosławionej wspomina:
Kiedyś wyciągnęłam z szafy zdjęcia i przeglądałam je. Do pokoju weszła babcia Anna. Delikatnie, lecz zdecydowanie wyjęła z moich rąk fotografie Marianny, ucałowała je i przytuliła do serca. Dzisiaj już rozumiem ten gest.
Takiej pięknej relacji z teściową życzę sobie i każdej żonie. “Ja pójdę za nią” – te słowa weźmy sobie głęboko do serca. Błogosławiona Marianno, módl się za nami!
Czytaj także:
Mam fajnego tatę. Oto czego nauczyły mnie jego zakochane we mnie oczy
* Cytaty pochodzą z artykułu, który ukazał się w “Echu Katolickim” 27/2012