Na pytanie o to, co można zrobić dla bliźniego, prof. Lejeune – za św. Wincentym à Paulo – odpowiadał: więcej! To „więcej” trwa także po jego śmierci.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Był wybitnym genetykiem, pediatrą, odkrył m.in. przyczynę zespołu Downa. W tej chwili jest też nieformalnym patronem obrońców życia, a od 2007 roku toczy się jego proces beatyfikacyjny*.
Walka o godność każdej osoby ludzkiej od samego poczęcia nie wynikała jednak z jego przekonań religijnych, ale z człowieczeństwa. Często mawiał, że „jeśli, nie daj Boże, Kościół stałby się zwolennikiem aborcji, przestałbym być katolikiem”.
Ataki nie mają znaczenia
Swoją pracę dla osób z zespołem Downa zaczynał w czasach, kiedy wierzono, że tą chorobą można się zarazić! W powszechnej opinii była spowodowana przez syfilis kojarzony z prostytucją. Automatycznie obwiniano więc także matki dzieci z zespołem Downa. Na murach wydziału medycyny, na którym pracował prof. Jérôme Lejeune można było zobaczyć wymazane sprayem napisy: „Lejeune jest zabójcą. Trzeba zabić Lejeune’a”. Albo „Trzeba zabić Lejeune’a i jego małe monstra”.
Czytaj także:
Nie ma usprawiedliwienia dla zabijania dzieci z zespołem Downa
Podczas jednej z debat, w których uczestniczył nie pozwolono mu zabrać głosu. Zebrani wykrzykiwali w jego stronę obelgi, rzucali w niego surową wątrobą, pomidorami. Poprosił, żeby ci, którzy są z nim wyszli z sali. W pomieszczeniu zostało bardzo niewielu, którzy, kiedy uświadomili sobie, że są w mniejszości, opuścili budynek, a konferencja mogła się rozpocząć.
Mimo ogromnego dorobku naukowego odbierano mu dotacje, a nawet – przyznawany profesorom medycyny automatycznie – zwrot kosztów za dojazdy do szpitala. Uznano, że przecież często porusza się rowerem. Na kolejne ataki odpowiadał spokojnie: „To nie dla siebie walczę, więc te ataki nie mają znaczenia”.
Musisz nas bronić
Zawsze był dyspozycyjny, dla tych, którzy go potrzebowali, wielokrotnie kosztem własnego wypoczynku. „Gdy rodzicie niepokoją się chorobą swojego dziecka, nie mamy prawa kazać im czekać, nawet jeśli dzieje się to w nocy” – twierdził. Czasami znajomi znajomych mieli do niego jakieś pytanie, ale wstydzili się mu przeszkadzać. Wtedy profesor prosił o ich numer i sam do nich dzwonił, żeby nie czuli się skrępowani.
Czytaj także:
Specjalne potrzeby osób z zespołem Downa? [wideo]
Miał nadzieję, że odkrycie przyczyny zespołu Downa pozwoli na rozwinięcie szybszej i skuteczniejszej pomocy dotkniętym nią ludziom. Stało się jednak zupełnie inaczej. Zdiagnozowanie zespołu Downa u dzieci nienarodzonych zaczęło oznaczać wyrok śmierci dla nich. Dla Jérôme’a Lejeune’a był to wielki cios.
Pewnego razu na konsultację do profesora przyszli rodzice z trisomicznym synkiem. Malec płakał i nie chciał puścić lekarza. Dzień wcześniej oglądał z rodzicami debatę telewizyjną na temat aborcji. „Chcą nas zabić. Musisz nas bronić. My jesteśmy zbyt słabi i nie poradzimy sobie” – szlochał. Prof. Lejeune nie miał najmniejszych wątpliwości, co powinien robić.
Cierpliwość najważniejszą cnotą
Potrafił przerwać swoją pracę naukową, aby zaradzić nieszczęściu, z którym zwracało się do niego któreś z pięciorga jego dzieci. Na przykład, żeby naprawić strój kowboja, skleić lalkę albo odpowiedzieć na najważniejsze dziecięce pytania: „dlaczego pada deszcz?”, „do czego służą gwiazdy”?, „Tato, czy ty walczyłeś w wojnie stuletniej?”.
Czytaj także:
Dziecko z zespołem Downa w reklamie. Dlaczego nie!
Kochał swoje dzieci nad życie i żartobliwie mówił o tym, czego go nauczyły. „Jak trudne do uniesienia jest szczęście! Wystarczy, że troje wspaniałych dzieci jest z tobą przez dwie godziny i jesteś o krok od tego, żeby wpaść w furię. Mądre książki zalecają cierpliwość, a ja dodam, że ojciec rodziny, aby być godnym tego miana, powinien uważać ją za najważniejszą cnotę”.
Przez dom państwa Lejeune’ów zawsze przewijało się wiele osób. Kiedy do dzieci przychodzili ich przyjaciele, rodzice chcieli się dyskretnie wycofać, ale często byli przez nich zatrzymywani. Goście lubili słuchać profesora, który potrafił wszystko wytłumaczyć tak obrazowo, że nawet laik mógł zrozumieć wielkie tajemnice natury.
Odszedł w Wielkanoc
Przyjaźnił się z Janem Pawłem II, był członkiem Papieskiej Akademii Nauk. Papież mianował go pierwszym przewodniczącym Papieskiej Akademii Życia. Profesor zmarł jednak na raka równo trzydzieści trzy dni później.
Nawet w ostatnich miesiącach życia starał się pracować, nigdy się nie skarżył. Jego córka, Clara Gaymard w książce „Życie jest szczęściem. Jérôme Lejeune – mój ojciec” wspomina, że zawsze przedkładał potrzeby innych nad własne.
Kiedy leżał w szpitalu, jego sąsiad z sali obok miał włączony na cały regulator telewizor i otwarte drzwi. Zaproponowała mu, że poprosi, aby człowiek ten zamknął drzwi i ściszył telewizor, bo przy takim hałasie, nie dało się zasnąć. „Nie, moja droga. Biedaczek jest głuchy, a skoro zostawia drzwi otwarte, to znaczy, że czuje się samotny. Zostaw go, on też walczy jak może” – usłyszała w odpowiedzi. Rezygnując z piastowanych stanowisk i żegnając się z przyjaciółmi, mówił: „Proszę o wybaczenie, mam wrażenie, że sprawiam wam smutek”.
Czytaj także:
Pierwsza komunia Michałka. Zespół Downa nie jest żadną przeszkodą
Umarł 3 kwietnia 1994 roku, w niedzielę wielkanocną. Następnego dnia w prasie pojawił się apel podpisany przez trzy tysiące lekarzy, w którym domagali się uznania tego, że embrion jest istotą ludzką i nie może służyć do jakichkolwiek manipulacji.
Fundacja Jérôme Lejeune’a
Na pogrzebie profesora w czasie modlitwy wiernych o mikrofon poprosił Bruno, jeden jego z pacjentów z zespołem Downa. Głośno powiedział: „Dziękuję, mój profesorze, za to, co pan zrobił dla moich rodziców. Dzięki panu, jestem z siebie dumny”.
Dzieło Jérôme Lejeune’a kontynuuje fundacja jego imienia, w którą zaangażowana jest cała jego rodzina na czele z ukochaną żoną. „Jako fundacja mamy potrójną misję, która jest kontynuacją misji Jérôme Lejeune’a: leczenie, badania naukowe, wspieranie. Jesteśmy największym na świecie centrum pomocy osobom z zespołem Downa i niepełnosprawnością umysłową” – mówi Aude Dugast, postulatorka procesu beatyfikacyjnego profesora.
„Skupiamy naukowców pracujących nad metodami leczenia, poprzez działania medialne staramy się zmienić stosunek społeczeństwa do osób trisomicznych” – dodaje. Niedawno głośno było o wyprodukowanym przez fundację i zakazanym we francuskiej telewizji spocie „Droga przyszła mamo”, skierowanym do kobiet, które właśnie dowiedziały się, że ich nienarodzone dziecko będzie miało zespół Downa. Fundacja cały czas się rozrasta, zgłasza się do niej coraz więcej osób.
Na pytanie o to, co można zrobić dla bliźniego, prof. Lejeune, za św. Wincentym à Paulo, odpowiadał: więcej! To „więcej” trwa także po jego śmierci.
* 11 kwietnia 2012 roku zakończył się diecezjalny etap procesu beatyfikacyjnego, a następnie akta zostały przekazane do Rzymu. Do beatyfikacji pierwszego prezesa Papieskiej Akademii Pro Vita potrzebne będzie jeszcze stwierdzenie cudu za jego przyczyną.
21 stycznia 2021 roku Franciszek przyjął na audiencji kard. Marcello Semeraro, prefekta Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. Podczas audiencji papież upoważnił tę Kongregację do promulgowania 8 dekretów. Jeden z nich, o heroiczności cnót, dotyczy prof. Jérôme Lejeune’a.
Czytaj także:
Kobieta z zespołem Downa startuje w konkursie piękności