O tym, jak wiele osób złożyło się, żeby mogła wygrać z rakiem, Dorota będzie mogła opowiadać wnukom. Ale to niestety jeszcze nie koniec walki.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Dorotę Wiśniewską spotkałam na jednych z moich studiów w 2010 roku. Wiedziałam o niej mało, bo trudno było dobrze się poznać w tłumie stu sześćdziesięciu osób na roku, ale mijałyśmy się praktycznie codziennie.
Z tego mijania zapamiętałam parę detali. Była zawsze uśmiechnięta, zmotywowana, dowcipna, bezpretensjonalna, żywiołowa, śliczna. Kiedyś, wraz z naszą wspólną koleżanką Eweliną, postanowiła zorganizować wyjazd do Włoch dla ich mam. Zgłosiły się do mnie, żebym pomogła w załatwianiu pobytu. Siedziałyśmy w kawiarni, piłyśmy kawę, rysowałam im mapę Rzymu, opowiadałam o realiach, śmiałyśmy się, żartowałyśmy. To było zdrowe, żywe, piękne, energiczne, normalne.
Rak
Kiedy w tym roku dowiedziałam się, że Dorota przez cały ten czas walczyła z nowotworem, byłam w absolutnym szoku. Faktycznie – miewała czasem chustkę na głowie, ale ta jej radość i energia nigdy w życiu nie dałyby mi pomyśleć, że przechodzi sesje ciężkiej chemioterapii.
Czytaj także:
„Bóg postanowił mnie odwiedzić” – wzruszająca opowieść lekarza o chorej pacjentce
Tymczasem ona, nosząc w żołądku dwunastocentymetrowy guz agresywnego mięsaka desmoplastycznego tkanek miękkich, zdała licencjat i szła przez życie dalej, bo już po operacji wycięcia zmniejszonego chemią guza wybrała się na wycieczkę szlakiem Orlich Gniazd. Potem napisała pracę magisterską.
Mam tę moc!
Niestety, choroba ponownie poważnie zakpiła sobie z marzeń Doroty. Nastąpił nawrót. Kolejny guz z kilkoma przerzutami pojawił się teraz w miednicy mniejszej i zaczął uciskać na okoliczne narządy. Dorota pisała: „Czy nigdy się już od tego nie uwolnię?!”. Z dnia na dzień stała się osobą leżącą, wymagającą stałej opieki. Jej mama, żeby opłacić leczenie, sprzedała już dwa mieszkania. W sumie kuracja pochłonęła już milion złotych. Wtedy do akcji wkroczyliśmy my – znajomi ze studiów.
Czytaj także:
Jak umierająca na raka dziewczynka wytłumaczyła, czym jest śmierć
To, co działo się potem, to historia niezwykłej ludzkiej mobilizacji. Tłum mniej lub bardziej anonimowych osób w kilka dni zebrał kilkadziesiąt tysięcy złotych. Dorota mogła wykonać specjalistyczne badania w Niemczech, które określiły chemioodporność jej raka. I udało się – jeden lek zadziałał na komórki nowotworowe w jej krwi w 95% i można było wznowić leczenie. Jakiś czas potem opublikowała na Facebooku zdjęcie z Centrum Onkologicznego i podpisała je: „Mam tę moc”. Jej wola walki jest do dzisiaj oszałamiająca. „W wieku 26 lat – pisze – naprawdę nie mogę zgasnąć w taki sposób”. Relacjonując swoje ciężkie przeżycia, sama daje nadzieję innym „Będzie dobrze, na pewno damy radę!”. Kiedy na nią patrzę, płonę z dumy i podziwu.
Chirurg gotowy, szpitala brak
Na happy end musimy niestety jeszcze poczekać. I tu: nie damy już sobie rady bez Państwa pomocy.
Lek, który tak świetnie zadziałał, wywołał ostrą reakcję alergiczną – pojawiły się opuchlizna, duszności i bóle. To nie wszystko. W zeszłym tygodniu operacja wycięcia mięsaka nie doszła do skutku. Odbyła się za to ratująca życie, odbarczająca nefrostomia, bo zatrzymanie wody było na tyle wielkie. Gdyby nie zbiórka, dzięki której Dorota znalazła się na czas w odpowiedniej klinice, już by jej z nami nie było.
Dziś, kiedy parametry życiowe ustabilizowały się na tyle, żeby można było operować Dorotę, zabiegu odmówiło już kilkanaście szpitali. Dlaczego? Bo tak rozległa i ryzykowna operacja może potencjalnie zepsuć statystki. Dorota znalazła wprawdzie chirurga, który zoperuje ją choćby zaraz (więc szansa na wyleczenie jest!), ale to na nic, skoro nie mamy sali operacyjnej. Poza tym pieniądze z pierwszej zbiórki dawno już stopniały.
Czytaj także:
Diagnoza: rak. Jak poradziłam sobie z tą sytuacją?
Żeby uratować Dorotę, aktywnie szukamy szpitala w całym kraju. Uruchomiono też kolejną zrzutkę (której adres podaję na dole artykułu). Pieniądze są potrzebne nie tylko na aktualne leczenie Doroty w szpitalu, ale również mogą okazać się niezbędne, jeśli szpital, który ją zoperuje, będzie się znajdował zagranicą. A żebyśmy mogli ją uratować, liczą się dni. Parametry nie stoją w miejscu. To właśnie dziś, a nie jutro czy pojutrze Dorota ma świetne wyniki krwi, przy których może poddać się operacji.
Mobilizacja, która pozwoliła Dorocie na walkę, do tej pory była naprawdę niezwykła. Ale jak napisała nasza koleżanka Ewelina Nowakowska: „Skoro Dorota jest wyjątkowa, to i jej rak jest wyjątkowy”.
Wyjątkowo proszę o wyjątkową pomoc. Niewyjątkowo postarajmy się tak, żeby uratować to piękne, wyjątkowe życie.
Zbiórkę można znaleźć tutaj. Więcej informacji tutaj.
***
Niestety, Dorota zmarła pod koniec sierpnia 2017 r. Wieczny odpoczynek racz jej dać, Panie…