separateurCreated with Sketch.

Nadpalone talerze z Powstania Warszawskiego. Opowieść mojej Babci

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Może właśnie dlatego Babcia tak niechętnie mówiła o Powstaniu Warszawskim – bo to za bardzo bolało? I może właśnie dlatego te talerze wiszą w kuchni do dziś?

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.


Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Kiedy do kolejnej rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego zostaje już tylko kilka dni, coraz częściej zastanawiam się, dlaczego Babcia nie lubiła o tym zbytnio mówić. O innych historiach z czasów wojny, np. szkoleniu w zespołach minerskich czy bezczelnym paradowaniu po niemieckich koszarach pod pozorem dziecięcych zabaw i zbieraniu przy tym informacji coś tam mówiła. Gdy tylko padała nazwa „powstanie”, jej wzrok wędrował na dwa przepalone talerze, które do dziś wiszą na ścianie w kuchni. Opowiadała zaledwie o dwóch epizodach z pierwszych dni sierpnia 1944 r. Jednym z nich było wspomnienie leżących w niedalekiej odległości od siebie rannych powstańców i żołnierzy niemieckich, którzy byli opatrywani przez polskie sanitariuszki i lekarza. Drugim – opowieść o tym, jak krewni Babci dowiedzieli się o śmierci swojego bliskiego. Po rzezi dokonanej przez Ukraińców, na palcu jednego z nich zobaczyli sygnet tamtego mężczyzny… Raz Babcia powiedziała coś więcej.



Czytaj także:
Powstanie Warszawskie: Wierzę, że Maryja wyciągnęła nas z piwnicy

 

Ciąg dalszy „Pianisty”

W 2002 r. do kin trafił „Pianista”, film Romana Polańskiego opowiadający o wojennych losach Władysława Szpilmana, polskiego kompozytora pochodzenia żydowskiego, pianisty, pracownika Polskiego Radia. Film powstał na podstawie jego wspomnień wydanych po raz kolejny wraz z wchodzącym na ekrany obrazem Polańskiego. O Powstaniu Warszawskim Szpilman napisał tak:

Było bardzo wcześnie – dopiero świtało. Pierwszym odgłosem, który usłyszałem, był turkot dorożki konnej. Wyjrzałem przez okno: jechała z podniesioną budą, powoli, jakby nic się nie działo. Ulica była poza tym pusta. Tylko chodnikiem szła para ludzi, mężczyzna i kobieta, oboje z podniesionymi rękami. Z okna nie mogłem zobaczyć eskortujących ich Niemców. W pewnej chwili oboje poderwali się do biegu. Kobieta krzyknęła: “W lewo, w lewo!”. Mężczyzna skręcił i znikł z mojego pola widzenia. W tej samej chwili usłyszałem serie wystrzałów, kobieta zatrzymała się, chwyciła za brzuch i osunęła miękkim ruchem, na zgiętych kolanach, ku ziemi. Nie upadła, lecz przykucnęła, opierając się prawym policzkiem o asfalt jezdni i tak już zastygła w tej trudnej, sztucznej pozycji.

Babcia podsunęła mi ten fragment i drżącym głosem powiedziała, że świetnie pamięta scenę opisywaną przez Szpilmana. „Ta kobieta faktycznie leżała w tak charakterystyczny sposób, że pamiętam ją do dziś. Leżała, a właściwie klęczała w połowie ulicy. Ja widziałam ją dokładnie z mieszkania moich rodziców, po drugiej stronie ulicy. Ale wiesz, jest coś, co właśnie sobie uświadomiłam. Szpilman już tego pewnie nie zobaczył, ale kilkadziesiąt metrów dalej zabity został koń. Pamiętam rozpacz woźnicy i to, że kilka godzin później jedliśmy tego konia tu, w tym mieszkaniu. Smakował wstrętnie” – powiedziała, krzywiąc się na samo wspomnienie.

 

Talerze z Powstania Warszawskiego

„A wiesz, że po powstaniu, kiedy wróciliśmy na Niepodległości, to w wypalonym mieszkaniu znalazłam całe tylko te przepalone talerze?” ­– zapytała po raz dwudziesty któryś. „Wiem, Babciu” – odpowiedziałem. ­



Czytaj także:


Wtedy najwyraźniej odczułem, jak bardzo historie z przeszłości potrafią odezwać się po kilkudziesięciu latach, ożywiając pamięć wszystkich zmysłów, które kiedyś odbierały rzeczywistość walczącego miasta. Dotarło do mnie, że każde wspomnienie z Powstania Warszawskiego ma swój zapach, smak i dźwięk, których my – adresaci opowieści – (chyba na szczęście) nie czujemy i nie słyszymy. Może właśnie dlatego Babcia tak niechętnie mówiła o tamtym okresie – bo to za bardzo bolało? I może właśnie dlatego te talerze wiszą w kuchni do dziś, choć Babci od 10 lat nie ma już z nami.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Wesprzyj Aleteię!

Jeśli czytasz ten artykuł, to właśnie dlatego, że tysiące takich jak Ty wsparło nas swoją modlitwą i ofiarą. Hojność naszych czytelników umożliwia stałe prowadzenie tego ewangelizacyjnego dzieła. Poniżej znajdziesz kilka ważnych danych:

  • 20 milionów czytelników korzysta z portalu Aleteia każdego miesiąca na całym świecie.
  • Aleteia ukazuje się w siedmiu językach: angielskim, francuskim, włoskim, hiszpańskim, portugalskim, polskim i słoweńskim.
  • Każdego miesiąca nasi czytelnicy odwiedzają ponad 50 milionów stron Aletei.
  • Prawie 4 miliony użytkowników śledzą nasze serwisy w social mediach.
  • W każdym miesiącu publikujemy średnio 2 450 artykułów oraz około 40 wideo.
  • Cała ta praca jest wykonywana przez 60 osób pracujących w pełnym wymiarze czasu na kilku kontynentach, a około 400 osób to nasi współpracownicy (autorzy, dziennikarze, tłumacze, fotografowie).

Jak zapewne się domyślacie, za tymi cyframi stoi ogromny wysiłek wielu ludzi. Potrzebujemy Twojego wsparcia, byśmy mogli kontynuować tę służbę w dziele ewangelizacji wobec każdego, niezależnie od tego, gdzie mieszka, kim jest i w jaki sposób jest w stanie nas wspomóc.

Wesprzyj nas nawet drobną kwotą kilku złotych - zajmie to tylko chwilę. Dziękujemy!