separateurCreated with Sketch.

Jamna i Lednica to dwie studnie: nadziei i wiary. Rozmowa z następcą o. Jana Góry

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Z o. Wojciechem Prusem OP, duszpasterzem Dzieła Lednickiego i pisarzem, rozmawia Małgorzata Bilska.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Małgorzata Bilska: Spotkania Lednickie co roku gromadzą tysiące ludzi i są wydarzeniem medialnym. Ojciec Jan Góra OP stworzył jednak „holding duszpasterski”: ośrodek rekolekcyjny w Hermanicach, Dom św. Jacka na Jamnej i – jako ostatnią –Lednicę. Jesteśmy na Jamnej, która w tym roku obchodzi 25-lecie istnienia. Jakie ma ona znaczenie dla następcy ojca Góry?   

Wojciech Prus OP: Ojciec Jan nazywał Jamną i Lednicę dwoma studniami – nadziei i wiary. Może bardziej oczywiste jest to w odniesieniu do Lednicy ze względu na kontekst historyczny, bo tam „wszystko się zaczęło”. Mieszko i jego żona Dobrawa przyjęli Chrystusa jako swego Pana. Jesteśmy – na różne sposoby – dziedzicami ich decyzji. Jamna jest miejscem ważnym dla mnie osobiście.

W 1984 roku o. Jan wydał książkę „Dopokąd idę”. Kończyłem wtedy nowicjat. Jest w niej rozdział „Ja się tu urodziłem” poświęcony tej właśnie ziemi. Jako chłopiec przyjeżdżał do stryja, który był proboszczem w pobliskiej Paleśnicy. Moja droga do zakonu też wiodła przez to miejsce… Do Paleśnicy pierwszy raz przyjechałem na obóz wędrowny z ojcem Janem w 1982 roku. Wstąpiłem do zakonu zafascynowany tamtym ojcem Górą. Więc też mógłbym chyba powiedzieć, że urodziłem się tutaj duchowo. Może na obozie wydeptałem powołanie?



Czytaj także:
Obecność i pustka. Jan Grzegorczyk wspomina ojca Górę w pierwszą rocznicę śmierci

Paleśnica jest położona przy drodze do Nowego Sącza, 7 km od Jamnej. Gdzie wtedy mieszkaliście?

W stodole u państwa Wodów. Spłonęła 2 czy 3 lata temu. Pierwszy raz w życiu spałem na sianie, byłem tym zafascynowany. I po raz pierwszy byłem na obozie z księdzem…

 

 

Chłonąłem słowa ojca, nasiąkałem nimi. Według mnie „Dopokąd idę” jest najlepszą książką ojca Jana. Pisze w niej o pielgrzymowaniu, o byciu w drodze. Paradoks sprawił, że potem założył domy, na Jamnej i na Lednicy. Było w nim napięcie. Tęsknota za domem, budowaniem go, ale też potrzeba jego opuszczenia.

Ciągle mam przed oczami tamtego ojca Jana, który z plecakiem wędrował z nami po górach. Ojciec Jan późniejszy jest już stabilny, tak samo tworzący, lecz… stacjonarny.

Ojciec kontynuuje jego dzieło życia. Pielgrzymka rowerowa stanowi powrót do idei pielgrzymowania?   

Bardzo zależy mi na tym, żeby Lednica jako dom była też miejscem, skąd wyruszamy. Według mnie tego dziś młodzieży potrzeba, ponieważ z jednej strony ma ona potrzebę zadomowienia, często nie mając dobrych doświadczeń z domów rodzinnych, a z drugiej – potrzebuje ruchu. Atmosfery przygody. Wyruszyliśmy w 8 osób rowerami z Lednicy na Jamną, żeby oba miejsca połączyć szlakiem duchowym.

Ile kilometrów zrobiliście?

Około 540.

Ile dni wam to zajęło?

Osiem. Jedna osoba jechała samochodem jako pomoc techniczna. Kiedy cały dzień lało, chowaliśmy się na pace, gdzie gotowaliśmy obiad na kuchence. Mogliśmy zjeść coś ciepłego pod zadaszeniem.

Wcześniej przez 20 lat chodziłem w sierpniu z pielgrzymką dominikańską z Krakowa na Jasną Górę. W momencie, kiedy zostałem „posłany” na Lednicę byłem przekonany, że kończę pielgrzymowanie. Przekazałem „grupę ciszy” współbratu, ojcu Pawłowi, ku ogromnemu bólowi tych, którzy ze mną chodzili. Do dzisiaj mają do mnie pretensje i żal, że ich zostawiłem na rzecz Lednicy.



Czytaj także:
Metr bliżej Boga. O Siewcach Lednicy opowiada Agnieszka Chrostowska

Nie spodziewałem się, że będzie mi dane znów pielgrzymować. Najbardziej wzruszająca była chwila wjazdu na trasę… pieszej pielgrzymki dominikańskiej z Krakowa na Jasną Górę. Przejechaliśmy fragment pielgrzymiej drogi jadąc w drugą stronę. Było to bardzo niespodziewane. Chciałbym, żeby Lednica dalej była Lednicą, wracając przy tym do idei ruchu i „mobilności”.

Ojciec „rozruszał” już ubiegłoroczną Lednicę Motocyklisty, dodając do programu paradę motocykli spod Bramy Ryby do prymasa Wojciecha Polaka, do Gniezna.

To prawda. W tym roku też pojedziemy.

Jamna robi się gwarna 15 sierpnia. Z okazji święta Wniebowzięcia Matki Bożej przyjeżdżają ludzie z całej Polski – i  zza granicy. Jest msza polowa, grill, tańce, misteria o Wniebowzięciu grane w plenerze. Celem pielgrzymki była Jamna jako miejsce wpisane w wakacje w program Dzieła Lednickiego, czy też może przyjechaliście do Matki Niezawodnej Nadziei? Jest Jasna Góra i Jamna Góra, z pięknym obrazem Maryi koronowanym przez Jana Pawła II.

Często u początku ważnych decyzji nie ma głębokich idei. Ich powody bywają prozaiczne. Głębia przychodzi po wyruszeniu w drogę. Ktoś przychodzi do duszpasterstwa, angażuje się w Lednicę „bo jest fajnie”. U nas, dominikanów, bardzo podkreślamy, że warto ocalać i błogosławić, cieszyć się nawet najprostszymi motywacjami.

Wyruszyliśmy dlatego, że to był fajny pomysł. Po drodze, w dużej mierze dzięki Piotrowi Ziemowskiemu „Żarówie”, liderowi zespołu „Siewcy Lednicy”, nabrał on nowych znaczeń. Piotr zawsze pilnował, żebyśmy mówili koronkę. O godzinie 15.00 wystawiał na siodełku obrazek Jezusa Miłosiernego i się modliliśmy.

Po drodze zaobserwowałem rowerzystów, lokalsów, którzy żegnali się mijając krzyże przydrożne. My też czasem przy nich stawaliśmy. Wystarczy ruszyć w drogę, podczas której modlimy się i odprawiamy mszę, a nabiera ona duchowego sensu i nowych znaczeń.

Kim jest dla ojca Pani w Zielonej Sukience, Matka Nadziei i patronka młodzieży?

W tle powstania obrazu jest tragiczna historia. Wieś Jamna została spacyfikowana w 1944 roku. Była to zemsta, odwet za pomoc partyzantom. Po bitwie partyzanci wyrwali się z kotła. Wieś została otoczona przez Niemców. Część mieszkańców schowała się w piwniczce. Wśród nich młoda kobieta żona i matka z kilkumiesięcznym synkiem. Ona pierwsza wyszła z piwnicy z dzieckiem na ręku. Wszyscy liczyli na to, że Niemcy nie będą strzelali do matki z niemowlęciem. Ci jednak zabili oboje, a następnie wymordowali pozostałych. Wieś po wojnie powoli wymierała. Po ludzku rzecz ujmując po takim zdarzeniu nie ma szans na odzyskanie nadziei.



Czytaj także:
Trzy cuda Lednicy. Czasem to proste przemawia najgłębiej

Bestialski mord zabił w tym miejscu nadzieję?

To był szczyt brutalizmu, zezwierzęcenia. Jakiś rodzaj końca ludzkości. Tak samo, jak Oświęcim lub zabijanie dzieci nienarodzonych. Jesteśmy jednak ludźmi wierzącymi. Nawet, gdy się wydaje, że odzyskanie nadziei jest niemożliwe, życie okazuje się silniejsze od śmierci. Nadzieja – mocniejsza od beznadziei.

Maryja w zielonej sukience zbiera podobne doświadczenia. Absurdalną śmierć, a także doświadczenia osobiste, którym po ludzku brakuje sensu i logiki. Kiedy pojawia się wielka pustka, Maryja pokazuje nam Jezusa, który zwyciężył już śmierć. Uczy dokonywać wyborów w drodze do Domu Ojca.

 

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.