separateurCreated with Sketch.

Jak wielką winę ponoszą rodzice za oddalanie się ich dzieci od Kościoła?

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Niewiele jest rzeczy bardziej łamiących serce katolickiego rodzica, niż kiedy jego dzieci porzucają wiarę i odchodzą od Kościoła. Robisz wszystko dobrze – są spotkania w parafii, wspólny różaniec, regularne chodzenie z dziećmi na adorację i mszę świętą, modlitwa w domu każdego dnia, służba liturgiczna – a dzieci i tak rezygnują. Co wtedy?
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Proszę was, rodzice, przebaczcie sobie

Przestańcie dźwigać na sobie ból poczucia winy. Jeśli zbyt dogłębnie analizujecie wszystko, co zrobiliście źle lub co można było zrobić lepiej, wasz psychiczny i duchowy spokój będzie zaburzony. Powiedzcie „nie” byciu ofiarą i pozwalaniu, by ból złamanego serca pochłonął was całkowicie.

Zaakceptujcie fakt, że tę podróż do wiary wasze dziecko musi odbyć osobiście. Każdy z nas ma w swojej historii wiele momentów, w których dochodziliśmy do naszego obecnego miejsca w Kościele. Ja na przykład przerobiłam swoją porcję zwątpienia i niewiary zanim nawróciłam się na katolicyzm w wieku 30 lat. Moja babcia wróciła do Kościoła na łożu śmierci, a moja mama po 40-letniej przerwie w korzystaniu z sakramentów.

Problemem młodości jest to, że wierzy, że jest wszechwiedząca i niezwyciężona. Pamiętam własne przekonanie o swojej racji, a później moje zmagania, by znaleźć coś przekonującego, w co mogłabym uwierzyć. Kiedy myślę o tym wszystkim, co musiałam przejść, by dotrzeć tu, gdzie jestem, przychodzi mi do głowy seria obrazów Thomasa Cole’a zwana „Podróżą życia”.

Młodość jest silna i tętniąca życiem świata, który się przed nią otwiera, zostawiając niewiele miejsca na myśli o nieuchronności śmierci czy wiecznych konsekwencjach nieudolnych duchowych poszukiwań.

Rodzice, przypomnijcie sobie własną młodość i miejcie cierpliwość do swoich dzieci. Miejcie przebaczenie i cierpliwość też do samych siebie i zróbcie wszystko, co w waszej mocy, aby wejść w to doświadczenie z wiarą i ufnością.

Na siłę czy nie na siłę?

W trakcie pisania tego artykułu przejrzałam mnóstwo porad napisanych w tym temacie. Wiele z nich sugerowało, by nie przymuszać i na siłę nie poruszać takich tematów, proponując raczej rodzicom odpuszczenie sobie.

Ta porada, choć wynikająca z dobrych intencji (i być może sprawdzająca się w niektórych rodzinach), we mnie budzi pytanie, czy to samo autor sugerowałby w przypadku dziecka poważnie uzależnionego od narkotyków? Który rodzic nie zainterweniowałby zdecydowanie, by ocalić życie dziecka? I tutaj więc nie godzę się na bierną postawę wobec tak poważnej sprawy.

O ile uboższy byłby nasz Kościół, gdyby św. Monika ze strachu przed utraceniem relacji ze św. Augustynem nie płakała i nie błagała o modlitwę całego miasta, a potem nie wyruszyła za swoim synem do Rzymu i Mediolanu? Św. Monika bardzo zdecydowanie interweniowała w sprawie zbawienia swojego syna.

Kiedy ludzie stawiają św. Monikę za przykład rodzicom dzieci, które odeszły od Kościoła, mają raczej na myśli jej nieustające modlitwy. Ale ona jeszcze wsiadła do łodzi, przepłynęła morze i goniła za swoim synem przez połowę Włoch. Jej przykład jest całkowitym przeciwieństwem biernego „nie truj, odpuść sobie” – stylu bardziej popularnego i częściej praktykowanego.

Szturmuj niebo modlitwami

Proś o wstawiennictwo świętych. Dawaj na msze w intencji nawrócenia dzieci. Ale jednocześnie nie unikaj rozmów, które muszą się odbyć. Wyraź swoje zatroskanie i rozczarowanie. Czy jako rodzice nie zrobilibyśmy tego, gdyby nasze dziecko robiło sobie inną krzywdę? Dlaczego w przypadku wiary, gdzie konsekwencje mają wpływ na wieczność, robi się wyjątek?

Zadaj sobie te dające do myślenia pytania. Zainicjuj szczerą rozmowę z dorosłymi dziećmi o ich decyzji odejścia od Kościoła i zobacz, czy potrafisz zdefiniować jej przyczynę. Czy przestali chodzić na msze ponieważ wierzą, że można być dobrym człowiekiem, nie chodząc do kościoła, czy może dlatego, że doświadczają duchowych wątpliwości? Czy w pełni rozumieją naturę grzechu i jego konsekwencje? Wiedza „dlaczego” pomoże wam określić, „co dalej”.

Może zwyczajnie nie rozumieją, że wiara jest darem i że można o nią prosić? Zaproś ich na mszę, a jeśli mają własne dzieci, zaproś i wnuki. Gdyby nie moja babcia, moja noga nie stanęłaby w kościele katolickim, zanim nie skończyłabym dwudziestu lat.

Bądź radosnym katolikiem, dawaj przykład, pokładaj wiarę i zaufanie w Panu i módl się bez końca – a jednocześnie zapewniaj dzieci, że kochasz je niezmiernie i nigdy nie przestaniesz o nie walczyć.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.