Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Mamo, umiem już sam zakładać spodenki, umiem sam zakładać koszulkę. Umiem się dzielić i jeździć na rowerze. Umiem wybijać piłkę rakietką. Umiem biegać, a jeszcze niedawno byłem mały i nie umiałem chodzić – tak oto litanię swoich umiejętności przedstawiło mi czteroletnie dziecko.
Jeszcze dzień wcześniej był w domu wielki płacz, bo to wybijanie piłki rakietką nie szło chłopcu ani trochę. „Nigdy się tego nie nauczę!” – lamentował rzucając rakietką o ścianę. Jaki to ma związek z duchowym rozwojem? Otóż ma i to całkiem spory.
Rada pierwsza: Nie wymagaj sukcesu już TERAZ. Ćwicz siebie powoli
Kiedy się nawrócimy, myślimy, że oto złapaliśmy Pana Boga za nogi. Nie będę grzeszyć, wszystkim będę opowiadać o Bożej miłości, nie będę obgadywać, wszystkich będę bezwarunkowo kochać, więźniów będę nawiedzać… – i tak bez końca.
Wszystko jest dobrze do pierwszego upadku i zderzenia z tym, że jako ludzie… jesteśmy słabi. Nie mamy wrodzonej doskonałości, która była przykryta starym życiem bez lub obok Boga. I wtedy najczęściej pojawia się płacz, czasami nawet rozpacz. Wykrzykujemy wtedy jak dziecko nad rakietką: „Nigdy się tego nie nauczę! Nie pokonam swojej słabości. To jest bez sensu”.
Przed Panem Bogiem jesteśmy właśnie jak to dziecko, płacząc nad swoimi słabościami. Wpatrujemy się w nie i roztrząsamy, że nam się nie udało. Nasze ego zostało utarte, więc tak naprawdę odnosimy wielki sukces.
A Jezus zachęca, aby nie skupiać się na swoich słabościach, a rozwijać miłość do Niego. Kiedy od samego początku zaczniemy wyrywać chwasty, możemy uszkodzić także te kwiaty miłości do Boga zapadając się w swój egoizm, samozadowolenie z rozwoju duchowego, pychę.
Kiedy zaś skupimy się na kochaniu Jezusa, On sam będzie wspierał nas w tym, aby chwasty znikały. Mój czterolatek ćwiczył z tatą wybijanie piłki, kiedy ochłonął po wielkim płaczu nad brakiem „wrodzonej umiejętności” operowania rakietką. Ćwiczył – sumiennie, spokojnie, małymi krokami, pod czujnym okiem taty, wspierany jego radami i podpowiedziami. Dał radę – dziś wybija piłkę za ogrodzenie do sąsiadów.
Ćwicz swoje słabości sumiennie, spokojnie, małymi krokami. Jest nad Tobą czujne i łagodne Oko Twojego Taty, który wspiera Cię radami i podpowiedziami.
„Aby zaś nie wynosił mnie zbytnio ogrom objawień, dany mi został oścień dla ciała, wysłannik szatana, aby mnie policzkował - żebym się nie unosił pychą. Dlatego trzykrotnie prosiłem Pana, aby odszedł ode mnie, lecz [Pan] mi powiedział: «Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali». Najchętniej więc będę się chlubił z moich słabości, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa. Dlatego mam upodobanie w moich słabościach, w obelgach, w niedostatkach, w prześladowaniach, w uciskach z powodu Chrystusa. Albowiem ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny”. 2 Kor 12, 7-10
„Na to zaś wszystko [przyobleczcie] miłość, która jest więzią doskonałości”. Kol 3, 14
Rada druga: Spójrz na swoją duchowość z perspektywy czasu
„Umiem biegać, a jeszcze niedawno byłem mały i nie umiałem chodzić”. Są już może dziedziny życia, w których biegasz, ale są pewnie i takie, w których dopiero raczkujesz, a może nawet – idąc tropem porównania do niemowlęcia – nie podnosisz główki.
Po prostu leżysz i tyle. Zobacz, że wszystko dzieje się w czasie. Ten czterolatek potrzebował dwunastu miesięcy na to, by postawić pierwsze kroki. Dlaczego więc my, kiedy postanawiamy sobie pracę w danym obszarze, zatem „rodzimy się”, przebudzamy w danej dziedzinie życia, chcemy od razu biegać, brać udział w maratonach.
Przykładamy swój „poziom cnoty” w momencie startu do cnót świętych. Wszystko ma swój czas. Musimy leżeć, by potem podnosić główkę, itd. Będziesz biegać, ale zaakceptuj to, że może jeszcze dziś nie umiesz nawet chodzić. Spokojnie, nauczysz się, tylko próbuj do skutku.