Wciąż mam ochotę zniszczyć swoich wrogów. Ale teraz robię to inaczej: staram się, by zostali moimi przyjaciółmi.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Nie lubiłem Cię
„Tak naprawdę nie lubiłem Cię na studiach” – usłyszałem w ciągu ostatnich lat od wielu ludzi (podejrzewam, że mieli dobre intencje). Jestem pewien, że gdybyś spotkał mnie w tamtych czasach, też byś mnie nie polubił.
Pamiętam, jak walczyłem wtedy, żeby zdefiniować samego siebie, byłem zły na świat i podatny na napady depresji. Wszystkie te przeciwności połączone z naturalnie trudną osobowością doprowadziły do koszmarnej kombinacji. Byłem skłonny do jej okazywania nie tyle w formie furii czy jawnej podłości, co raczej lekceważenia i bezmyślności. Obawiam się, że zdobyłem w przeszłości mnóstwo wrogów. Dzisiaj nic nie uszczęśliwia mnie bardziej niż szansa na pogodzenie się i rozpoczęcie nowej, przyjacielskiej relacji.
Wiele dla mnie znaczy, gdy ludzie otwarcie rozmawiają o problemach, jakich im przysporzyłem. Zwłaszcza, jeśli jest to sposób, żeby o nich zapomnieć. To działanie, które naprawdę podziwiam i staram się naśladować.
Czytaj także:
Najważniejszy wybór mężczyzny
Nie ma nic trudnego w byciu miłym i uprzejmym dla ludzi, których lubimy. Ale jeżeli nasza wielkoduszność ogranicza się do przyjaciół, czy możemy powiedzieć, że robimy więcej, niż się od nas oczekuje, aby uczynić świat lepszym?
Życzliwie do wroga
O wiele trudniej traktować naszych wrogów z życzliwością: niesprawiedliwego szefa w biurze, współpracownika, który podważa twoje zdanie, sąsiada, który jest niemiły dla twoich dzieci, osobę, która zajeżdża ci drogę na światłach, członka rodziny, który psuje świąteczne spotkania. Ci wszyscy ludzie łatwo mogą zostać zdehumanizowani w naszych głowach, gdy tylko przyczepimy im łatkę wrogów i zaczniemy traktować ich inaczej.
Społecznie akceptowalnym i popularnym rozwiązaniem jest pójście naprzód i zniszczenie naszych wrogów, ponieważ na to zasługują. Możemy na zawsze wyrzucić ich z naszego życia, trzymać w sobie urazę tak długo, jak potrzeba albo utrzeć komuś nosa plotkując o nim. Robiąc takie rzeczy możemy być nawet dopingowani przez naszych przyjaciół i zostać uznani za silnych, jak gdyby większe atakowanie innych oznaczało dla nas większe zwycięstwo.
Widok pokonanego wroga może być satysfakcjonujący. Ale kto naprawdę wygrywa? Jako dorośli jesteśmy lepsi w usprawiedliwianiu siebie – i wiem, że moim pierwszym impulsem jest przyznanie, że oni pierwsi mnie zranili, dlatego zasługują na rewanż. W końcu jednak to pragnienie niszczenia wrogów nie prowadzi do zwycięstwa. Osoba, którą atakuję jest zakłopotana i zawstydzona, a ja – po początkowej ekscytacji zemstą – zostaję z poczuciem winy (niezależnie od tego, jak staram się siebie usprawiedliwić). I straciłem osobę, z którą mógłbym się zaprzyjaźnić.
Bez dzielenia
Nie wiem, czy masz podobnie, ale ja potrzebuję tych wszystkich przyjaciół, których mógłbym mieć. Staram się zwolnić i przemyśleć sposób, w jaki traktuję ludzi, których mam po złej stronie. Z cenną radą przychodzi mi teolog John Henry Newman, który mówi: „Powinniśmy zawsze kierować się w stronę naszych wrogów. Tak, jakby pewnego dnia mieli stać się naszymi przyjaciółmi”. Więc zamiast dzielić ludzi na przyjaciół i wrogów, myślmy o nich jak o przyjaciołach i przyszłych przyjaciołach.
Czytaj także:
Nowenna o przebaczenie, czyli 9 dni prowadzących do wewnętrznego uzdrowienia
Zmiana tej perspektywy patrzenia wprowadziła ogromną różnicę w moim życiu. Po pierwsze, postrzeganie kogoś jako przyjaciela, nawet zanim odwzajemni naszą uprzejmość, może być samospełniającą się przepowiednią. Kiedy podejmuję wysiłek bycia życzliwym dla drugiego człowieka, jego podejście gwałtownie się zmienia. Zupełnie niespodziewanie osoba, którą uważałem za okropną, staje się (zazwyczaj) wspaniałą i interesującą.
Muszę przyznać, że uczyłem się tego najczęściej na sobie, gdy inni ludzie byli mili dla mnie i rozmrażali moje oschłe podejście do nich. Nawet jeśli inicjatywa nie należała do mnie, wciąż mogłem zyskać nowego przyjaciela.
Ulga
Po drugie, jeśli wychodzę naprzeciw drugiej osobie, mimo że ona postanawia pozostać moim wrogiem, czuję psychiczną ulgę. Kiedy przestajemy widzieć wrogów dookoła, to tak, jakby otwierała się przestrzeń do oddychania i cieszenia się życiem. Ważne jest, żeby się nie poddawać. Czasami ludzie potrzebują trochę czasu, by otrząsnąć się z szoku, przebaczyć i zyskać pewność, że jesteś szczery.
Ostatnią myśl kieruję do tych, którzy wierzą w Niebo: nasi wrogowie mogą znaleźć się tam z nami, więc po co czekać? Ludzie, których mamy w głębokim poważaniu, mogą siedzieć w kościelnej ławce za nami. Bóg ich kocha, nawet jeśli my nie. Jakimś sposobem możemy stać się przyjaciółmi; Bóg jest tego pewny. Żadne urazy ani wrogowie nie będą dozwoleni w Niebie – ta świadomość daje mi ogromną motywację do właściwego działania, póki wciąż tu jestem.
Nie zrozumcie mnie źle. Wciąż mam ochotę zniszczyć swoich wrogów. Ale teraz robię to inaczej: staram się, by zostali moimi przyjaciółmi.
Czytaj także:
Módlmy się za nieprzyjaciół. To droga do doskonałości