separateurCreated with Sketch.

Tu wymodlę się, wypłaczę i wyjdę jakoś lżejszy. Rozmowa z przeorem Jasnej Góry

KAPLICA NA JASNEJ GÓRZE
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Patrzymy na Maryję nie jak na daleką, „niedościgłą” świętą. Jest dla nas jak mama. Jest to bardzo osobista relacja.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Z ojcem Marianem Waligórą OSPPE, od sierpnia 2014 do maja 2020 roku przeorem klasztoru paulinów na Jasnej Górze, biegaczem i maratończykiem, rozmawia Małgorzata Bilska.

Małgorzata Bilska: Jubileusz 300-lecia koronacji obrazu Matki Bożej to wydarzenie dla nas wszystkich, ale też – jak się domyślam – szczególna satysfakcja dla paulinów. Jesteście gwarancją ciągłości kultu w tym miejscu. Czym była rocznica dla was samych? 

O. Marian Waligóra: To dobre pytanie, bo tu na Jasnej Górze cały czas jesteśmy nastawieni na duszpasterstwo pielgrzymów. Poprzez spotkanie z Matką Bożą – wierni tutaj doświadczają bliskości Boga. Dla nas, posługujących w tym miejscu, to przede wszystkim wyzwanie duszpasterskie. My nie tylko przyjmujemy pielgrzymów, lecz pomagamy im przeżyć doświadczenie wiary.

Mieszkając w klasztorze macie do Matki Bożej najbliżej. Jaka jest relacja Ojca Przeora – i paulinów – z Madonną?

To relacja synowska. Codziennie w naszej zakonnej wspólnocie modlimy się wezwaniem „Matko i Opiekunko naszego Zakonu, módl się za nami”. Patrzymy na Maryję nie jak na daleką, „niedościgłą” świętą. Jest dla nas jak mama. Większość z nas odkryła swoje powołanie i przyszła do paulinów dlatego, że miała kontakt z Jasną Górą. Jest to bardzo osobista relacja.

Nasza wspólnota zbiera się na modlitwę w kaplicy zakonnej, która znajduje się w bezpośredniej bliskości Kaplicy Cudownego Obrazu. Codziennie kilka razy gromadzimy się jakby „za plecami” Obrazu Matki Bożej. Nasza domowa kaplica jest z tyłu, za nim. Bardzo sobie to cenimy – ważna jest dla nas i ta fizyczna bliskość z Obrazem. Ona kształtuje nas – i naszą posługę.

Słowo „mama” pada tu publicznie… W jaki sposób przekonać dziś do Niej ludzi, dla których jest tylko gospodynią, podległą i bierną kobietą, rezygnującą z kariery? Jan Paweł II postrzegał Maryję podmiotowo. W Liście apostolskim „Mulieris Dignitatem” napisał, że zawarła z Bogiem przymierze, podobnie jak wcześniej Abraham i Noe. W sposób wolny, samodzielnie, podjęła kluczową dla świata decyzję.

Mówimy do Niej czule: mama, ale wiemy, że jest kimś więcej. Nie tylko troszczy się o mnie, fizycznie i duchowo. Może mi pomóc w decydowaniu o moich losach. Jest pośredniczką między nami i Bogiem, bo ma szczególną łaskę wyproszenia u Niego tego, co po ludzku wydaje nam się wręcz niemożliwe.

A czasem jest tak, jak mówią pielgrzymi, że tu w Częstochowie „wymodlę się”, wypłaczę i wyjdę jakoś lżejszy. Nie dlatego, że nagle się wszystko zmieni. To ja wyjdę stąd inny.

Bp Grzegorz Ryś w 7 dniu nowenny mówił o Maryi – Pośredniczce. Wcześniej wspominał o szacunku dla duchowości ludowej. W polskim Kościele od dawna istnieje podział na pobożność ludową, rozwijaną kiedyś na przykład przez prymasa Stefana Wyszyńskiego oraz na sferę racjonalnych uzasadnień. Intelektualiści patrzą z góry na prosty, rozmodlony, „nienowoczesny” lud. Zaufanie Maryi bywa dla nich trudne, bo Jej obraz w kulturze traktują jako ludzki, teoretyczny konstrukt. Da się u Maryi połączyć oba nurty katolicyzmu?

Nie ma prostej recepty: „Zróbmy to tak lub tak”. Na to nakładają się różne zaszłości historyczne. Duchowość ludowa kształtowała się przez wieki. Podoba mi się, że Kościół słucha tego, co lud mówi. Ten lud kierowany instynktem wiary przychodzi w święte miejsca.

Musimy uważniej słuchać się wzajemnie?

Wydaje mi się, że tak. Maryja Dziewica była zasłuchana w to, co Bóg do niej mówi. Kościół słucha Boga, ale też uczy się słuchać ludzi. Lud ma wyczucie wiary, które może nam pomóc w głębokim przeżywaniu spotkania z Bogiem. Duchowość kard. Wyszyńskiego łączyła wiarę z narodem.

MARIAN WALIGÓRA
o. Marian Waligóra, fot. EAST NEWS

Dziś młodzi ludzie cenią patriotyzm. Odkrywają, że są Polakami, nie wstydzą się tego. Polska młodzież jest wykształcona, wyzbyła się kompleksów. Podróżuje po świecie, zna języki, pracuje za granicą. Wie, że w polskiej kulturze jest miejsce na wiarę i odniesienie do Pana Boga. Wynosi to z domu. Takie miejsca, jak sanktuarium na Jasnej Górze sprawiają, że instynkt wiary jest wciąż żywy.

Mój problem z kultem Matki Bożej na Jasnej Górze polega na utożsamianiu Maryi z obroną… oblężonej twierdzy. Zmieniają się wrogowie, a myślenie w kategoriach walki i wrogów – nie. Rola Maryi w czasie pokoju jest inna. Aktywne wędrowanie z Nią jest ewangelizacją, która wymaga nowego języka. Wroga się nie słucha, tylko zwalcza i pokonuje.

Patrzenie na Jasną Górę tylko przez pryzmat potopu szwedzkiego jest błędne. Został on „ubrany” w piękne opowieści. Henryk Sienkiewicz przedstawił to historyczne wydarzenie w pięknej formie literackiej. Tego wydarzenia i jego wielkiego znaczenia nie kwestionujemy!

Musimy sobie jednak zdawać sprawę z tego, że obecność Maryi w Polsce jest dłuższa, niż od potopu. Kult Maryjny na Jasnej Górze zaczął się w roku 1382. Ludzie doznawali tu opieki dużo wcześniej, w codziennych sprawach. Potem przybywali tu nasi przywódcy. Królowie po koronacji mieli nawet niepisany obowiązek odwiedzić sanktuarium Maryi na Jasnej Górze.

To bardzo ważne miejsce dla Polaków w sensie duchowym. Musimy patrzeć na Nią z perspektywy Jej roli w historii zbawienia człowieka, a nie tylko spektakularnych wydarzeń w dziejach narodu. Obecność Maryi wiąże się z Bożym działaniem. Ludzie przynoszą tutaj do Maryi swoje życie.

Ojciec jest biegaczem, maratończykiem. Co poradzić tym, którzy albo siedzą przed telewizorem przykuci do kanapy, albo pasjonują się ruchem, unikając tradycyjnych pielgrzymek?

Sport to forma relaksu, ale też próba sprawdzenia się. Czy jestem w stanie pokonać swoje słabości? Na ile dam radę? Wysiłek i wytrwałość cechują też pielgrzymów. Wyruszają jednak z powodu wiary, a nie przygody.

Każdy przynosi konkretne intencje. Przychodzą utrudzeni nie po to, żeby powiedzieć: Matko Boża, sprawdziłem się, zrobiłem 30 km w 6 godzin, a wczoraj – w 7. To nieważne. Przynoszą Jej pot i zmęczenie, bo chcą stanąć przed obrazem Mamy i Królowej. Odkrywają Mamę. To najcenniejsze.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.