Niedawno sąsiadka pytała (rodzinę dookoła, bo nie mnie), „a co ten Jacek robi i czy pracuje, bo cały czas go widuje z dziećmi o takich wczesnych porach dnia”.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Pokoleniu mam, pracujących całe życie od 8:00 do 16:00 w jednym zakładzie pracy, otwierają się oczy w czasach zdalnej pracy i klientów zza granicy obsługiwanych przez internet. Że można łączyć pracę z wychowaniem dzieci. Że są wolne zawody. Że można pracować z domu, wyjść o 11:00 do parku z dziećmi i wrócić za godzinę przed kompa dokończyć swoje zadania. Na szczęście mamy z żoną ten komfort.
Czytaj także:
Dowód na to, że warto pozwolić mężowi zająć się dziećmi po swojemu
Facet na spacerze z dzieckiem
Myślałem, że widok faceta spacerującego z dziećmi przestał być czymś niecodziennym i pewnie tak jest wśród młodych ludzi. Ale tuż przed wakacjami mijałem z wózkiem klasę gimnazjalistów i gdy dwie panie nauczycielki (po pięćdziesiątce) znalazły się za moimi plecami, usłyszałem: „Ech, żeby kiedyś mój Wiesiek tak chodził z wózkiem…”
Coś, co jest absolutnym minimum, podstawą podstaw w ojcostwie, czyli zabieranie dzieci na spacer, żeby przewietrzyć roczniaka i żeby potrenować niewinne trash talking z 4,5-latką i żeby mama zrobiła w spokoju kupę, jest wciąż traktowane przez wiele osób z pokolenia naszych rodziców jako coś ekstra, ponad miarę.
Czytaj także:
„Bądźcie obecni!” – list do panów oczekujących potomka
Ojcowie ogarniają…
Wśród swoich znajomych mam sporo fajnych, świadomych i uczestniczących w życiu dzieci ojców. Którzy nie boją się okazywania emocji, są zakochani w swoich dzieciach i poświęcają im czas. Jednym słowem – ogarniają. Ich obecność stała się dla mnie na tyle normą, że przestałem uważać, że gość obok mnie z dwójką dzieci na placu zabaw, potrafiący mieć super kontakt i chemię z jednym i drugim dzieckiem, jest kimś na miarę supermena.
Bo nie jest. Jest ojcem. Jestem ojcem i najnormalniejszą rzeczą pod słońcem jest to, że spędzam z dziećmi tyle czasu, ile się da, znam je na wskroś i gadamy, przemierzając w trójkę po raz enty tę samą okolicę. W słońcu, w śniegu, na sankach, rolkach, na piechotę z miśkiem pod pachą, wózkiem czy hulajnogą.
Bo kto ma to robić jak nie ja?
I jeśli ja, to kiedy jak nie teraz? Jak dziewczynki dorosną…?
Tekst ukazał się na blogu OhmyDad!