„Blamaż”, „porażka”, „katastrofa”. W tle „patałachy” i inne epitety. To tylko parę tytułów prasy internetowej po przegranej „naszych chłopców” z Danią. Plus ściek hejtu internetowego.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Też widziałem ten „ blamaż i porażkę”, też byłem zły. Razem ze znajomymi stworzyliśmy patriotyczne kółko i – wzmocnieni piwem i czipsami– czekaliśmy na odhaczenie Danii przez naszą reprezentację. Ale… się nie udało. No nie!? Co to było? Jak śmieli? Dlaczego nam to zrobili?
I muszę, bo się uduszę, znowu napisać tekst o mojej ulubionej PORAŻCE.
Bo tym razem to im się przytrafiło! Naszym złotym chłopakom przytrafiła się p o r a ż k a!
Porażka to coś, co nam się przytrafia czasami dwa razy na tydzień w małej skali, a czasem parę razy w życiu w dużej. Porażkę ponosi zwykle ten, kto podejmuje działanie, kto chce być pierwszy. Porażka jest niekiedy karą za podjęcie wyzwania i może obrany cel zniweczyć albo oddalić.
Lubię pisać o porażce, bo w pewnym sensie ją znam i… lubię. Tu, w For Her, już kiedyś o niej pisałem.
Czytaj także:
Szymon Majewski: Moja koleżanka Porażka
Tuż po meczu z Danią przypomniałem ten tekst na swoim Facebooku. Porażka mnie intryguje, męczy i wznieca.
To stan tak bardzo ludzki i ma tak głęboko humanistyczne znaczenie, że powinna być zalecana przez lekarzy. Przesadziłem? Nie, bo to zimny prysznic. I tylko od nas zależy, co z nim zrobimy.
Porażka tym bardziej boli, gdy następuje po serii zwycięstw, ale statystycznie rzecz biorąc, wiadomo, że im dłużej zwyciężamy, tym bardziej prawdopodobne staje się to, że w końcu polegniemy. I dobrze, że tak się czasem dzieje!
Tylko że w przypadku polskich piłkarzy dzieje się to na oczach milionów. Na oczach wygłodniałych sukcesu Polaków. A oni, czyli my – kibice, pragniemy tylko zwycięstwa! Albo choć remisu. I tak piłkarze, siatkarze, pięściarze stają się naszymi zakładnikami, a nawet bardziej, bo naszymi psychoterapeutami i lekarzami; są nam winni zwycięstwo tak jak NFZ wizytę, diagnozę i lek, który będzie działał.
A co więcej nam mówi ta porażka o kadrze Nawałki? Że Lewandowski jest złym piłkarzem, jest mniej przystojny? Czy tylko tyle, że 1 września trochę gorzej wykonał swoje zadanie? A może miał niekorzystny biomet, mniej magnezu tego dnia, i już? I co, ma oddać nam za bilety? Za piwo i zjedzone czipsy?
Znam ten smak, bo sam tego doświadczyłem, gdy zdjęto mój program w TVN. „Skończył się” – czytałem. „Nie ma go” – słyszałem.
Czytaj także:
Życie toczy się dalej
Wierzcie mi, publiczna porażka boli bardzo mocno, bo nie możesz jej ukryć. Dzieje się tu i teraz, widać łzy na telebimach. Ale musimy ją czasami przetrenować, bo porażka buduje mistrza, kształtuje charakter i piłkarze w pewnym sensie wszystkim dali taką lekcję! I jeżeli ich kochamy (ja ich po prostu lubię, zwłaszcza Błaszczykowskiego), to teraz właśnie powinniśmy być z nimi najmocniej.
Moja żona nie odeszła ode mnie, jak wywalili mnie z TVN. Anna Lewandowska nie odejdzie od Roberta. Jak przestałem być TVN-owy, przyjaciele i koledzy zostali ze mną.
Oczywiście, czasami różni satyrycy darli ze mnie łacha, tak jak ja darłem kiedyś z nich. Ale wszyscy ważni ze mną zostali. Bo ja się nie skończyłem, tylko zacząłem inny etap, mniej telewizyjny, i to wszystko.
Żaden człowiek się nie kończy, gdy przegrywa. On wtedy jest najbardziej człowiekiem. Właśnie wtedy, kiedy upadł…
Jak cieszył się Grek Zorba po katastrofie? „Zobacz, jaka piękna katastrofa!”. I za to go kochamy!
Dlatego w pewnym sensie katastrofa naszych piłkarzy była piękna. Bo przyszła w kapitalnym momencie. Właśnie wtedy, gdy my już uzależniliśmy się od ich zwycięstw.
Bywa czasem w naszym apetycie na nie-nasze zwycięstwa coś samolubnego, coś w stylu: „ja nie umiem wygrywać, to niech Lewandowski i spółka wygrają za mnie”.
Dajmy im prawo do porażki, bo wtedy – mam wrażenie – MY coś wygramy.
Czytaj także:
Szymon Majewski: Bilans 50-latka, czyli 5 cudownych objawów starzenia się