W rozmowie z pełnoetatową mamą czwórki małych dzieci mierzymy się z kobiecym strachem przed kolejnym dzieckiem: czy mam się tego bać? Jak podejmować takie decyzje? Czy małżeństwo od trzeciego dziecka w górę to już tylko zgliszcza?
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Marlena Bessman-Paliwoda: Macie czworo dzieci. Jak jesteście postrzegani?
Iwona*: Myślę, że większość ludzi patrzy na nas, jak na szalonych. Kto w tych czasach decyduje się na taką gromadkę?! W społeczeństwie największym problemem jest chyba brak zrozumienia, że my chcemy tak żyć, mieć dużą rodzinę, że kolejne dziecko pojawia się w naszym życiu z miłości, a nie z „wpadki” czy chęci dorobienia się na 500+.
Jako sześcioosobowa rodzina mamy najczęściej problemy logistyczne. Trudniej też znaleźć kogoś do opieki. Kupno samochodu to także wyzwanie – żeby kupić dobry i za rozsądne pieniądze. Poza tym, nie mamy jakichś większych problemów.
Jak podejmowaliście decyzję o kolejnym dziecku?
Po prostu przychodziło pragnienie kolejnego dziecka. Rozmawialiśmy o tym, a kiedy decyzja była już podjęta, zaczynał się czas modlitwy o cud ze względu na moją chorobę i trudności z płodnością. Choruję na PCOS, czyli zespół policystycznych jajników. Efektem choroby są zaburzenia miesiączkowania, a co za tym idzie trudności z zajściem w ciążę, niepłodność. My jednak zobaczyliśmy na własne oczy cztery cuda.
Trzecie dziecko nie było planowane, dostaliśmy je w prezencie od Boga, kiedy zaczęliśmy realnie pracować nad naszą małżeńską relacją. Czwarte dziecko to wypatrywanie znaków od Pana Boga. Było pragnienie, nie było jednak możliwości zajścia w ciążę. Szybko dostaliśmy odpowiedź i kolejny cud. Co dalej? Zobaczymy. Będziemy wsłuchiwać się w to, co zaplanował dla nas Pan Bóg.
Czytaj także:
Wielodzietni rodzice na Instagramie. Profile, które pokochasz
Masz rady dla rodziców z gromadką dzieci?
Oj, chyba nie mi udzielać rad. Kochajcie się i bądźcie szczęśliwi, że siebie macie. Duża rodzina to ogromne błogosławieństwo.
Czy bać się gromadki dzieci z małymi różnicami wieku?
Według mnie, absolutnie nie. Moje najstarsze dziecko ma sześć lat, najmłodsze miesiąc, między średniakami natomiast jest czternaście miesięcy różnicy. Straszono mnie, jak to będzie ciężko, a w moim odczuciu te mniejsze różnice są dla mnie lepsze, niż ta między najstarszą córką a kolejnymi pociechami. Dzieci wiele rzeczy robią razem, młodsze szybciej wszystkiego się uczą. Śmieję się, że ja trzeciego dziecka nie uczyłam korzystać z nocnika. Siostrę nauczył tego jej niewiele starszy brat.
Jaki wpływ na Wasze małżeństwo mają kolejne dzieci?
Każde kolejne dziecko wpływa pozytywnie na nasze małżeństwo. Z każdym kolejnym jesteśmy bliżej, wiemy, że możemy na siebie zawsze liczyć. Za każdym razem przychodziła jeszcze większa miłość, jeszcze większa akceptacja. Nie oznacza to, że się nie kłócimy, czy nie mamy trudnych dni.
Ale wydaje mi się, że dzięki temu, że z każdym kolejnym dzieckiem mamy okazję poznać się jeszcze bardziej, mamy większą świadomość samych siebie i przychodzi nam z większą łatwością pokonywanie trudności.
Czytaj także:
Wprowadzamy modę na dużą rodzinę jako źródło szczęścia i spełnienia – mówi prezes ZDR3+
Brzmi nieco sielankowo. Każde kolejne oczekiwanie na dziecko i poród zbliżają Was do siebie, a przecież przekaz, jaki mamy w głowie, jest zupełnie inny: przecież każde kolejne dziecko jest przyczyną zmęczenia, kryzysu, oddalenia małżonków od siebie.
Bycie rodzicem nie jest łatwe. Mamy to szczęście, że nasze dzieci, kiedy są malutkie, są spokojne, śpią po nocach. Ułatwia nam to sytuację.
Myślę, że najczęściej problemem jest brak dialogu, brak miejsca na te nieprzyjemne emocje, brak zrozumienia, że można być zmęczonym, że czasami potrzeba odpocząć, zbyt mało wsparcia i empatii. Kobiety też mają tendencję do zapominania, że to mąż powinien być na pierwszym miejscu, bywa, że męża odstawiają na bok, zaś miłością do dziecka wypełniają całe swoje życie. Tu upatrywałabym kryzysów w małżeństwie „po dzieciach”.
Nie masz kryzysów macierzyńskich?
Czasami bywam zmęczona, czasami sie denerwuję, ale nie nazwałabym tego kryzysem. Nigdy nie żałowałam, że jestem mamą czworga maluchów. Nawet w najgorszych stresach. Wiem, że tak ma być, a z resztą jakoś sobie poradzę, choć zdarza mi się zarzucać Pana Boga krótką modlitwą: Panie, daj mi cierpliwość!
Jak dbasz o siebie jako mama?
Nie będę mówić o chodzeniu do fryzjera, kosmetyczek i na paznokcie, bo u mnie to dbanie o siebie wygląda trochę inaczej. Kupuję masę książek, czytam, mam aktywny kontakt ze znajomymi, zapraszam gości, stawiam na samorozwój, na rozwój pasji. Różnie to czasami wychodzi, nie będę ukrywać, czasami trzeba weryfikować plany, ale staram się sprawiać sobie drobne przyjemności.
A relacja małżeńska? Czy to nie jest tak, że macie teraz dla siebie mniej czasu?
Dbamy o czas tylko dla nas. Rozmawiamy, rozmawiamy, rozmawiamy – to podstawa. Dbamy o to, żeby dzieci chodziły o rozsądnej porze spać, by wieczory mieć tylko dla siebie. Rozwiązujemy konflikty od razu, nie zostawiamy już niczego bez rozwiązania. Staramy się rodzinnie często wyjeżdżać, bo lubimy podróżować. Wspólnie jemy obiady. Nie mamy telewizora w domu, to pomaga nam nie rozpraszać się i skupić na tym, co jest dla nas najważniejsze – małżeństwie i rodzinie. I to jest chyba kluczowe – chcemy być szczęśliwą i kochającą się rodziną, dobrym i szczęśliwym małżeństwem. Kiedy mamy takie cele, to i z realizacją jest łatwiej.
*Iwona – szczęśliwa żona i mama na pełen etat czwórki małych dzieci. Doradca życia rodzinnego i nauczyciel NPR.
Czytaj także:
Wielodzietni. Kilka rzeczy, których możecie o nich nie wiedzieć