Nie interesują ją wzniesione do góry ręce i ilość wkutych na blachę cytatów z Biblii. Okrawa nas z komfortu właśnie po to, aby oddać go – chociaż w minimalnej części – innym.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Prawdziwa miłość – że tak użyję tej kontrowersyjnej formy – potrafi przetrącić wszystkie uskrzydlone na jej temat myśli. Bazgroli słodko-pierdzące obrazy, którymi obdarza ją popkultura lub nadęta religijność. Miłość rozwala system. Mój system. Domaga się odpowiedzi, reakcji a czasem nawet poniesienia pewnych kosztów, w momencie, gdy obok rozlewa się nienawiść i egoizm. Tak więc, miłość żąda konkretu. Nie interesują ją wzniesione do góry ręce i ilość wkutych na blachę cytatów z Biblii. Okrawa nas z komfortu właśnie po to, aby oddać go – chociaż w minimalnej części – innym.
Miłość zdziera do żywego
Myślimy, że miłość jest cierpliwa, łaskawa i romantyczna, oczywiście, do pierwszego bardziej hardcorowego zderzenia z życiem. Wtedy okazuje się trudna, nieznośna, niewygodna, niepodobna do niczego, nie sposób na nią patrzeć. Jest krzyżem na naszych wypieszczonych przez pragnienia i marzenia barkach. Zdziera nas do żywego. W końcu przebija kokon, w którym tkwiliśmy od momentu, gdy uwierzyliśmy w słuszność filozofii czubka własnego nosa.
Miłość, ta cudowna, piękna chrześcijańska miłość, o której tyle śpiewamy w uduchowionych pieśniach, sprzedaje nam sierpowy wprost między oczy. I oto, w rzeczywistości świata złożonego z samych nierówności, okazuje się niebezpieczna i niezrównoważona. Kieruje mnie wprost ku zderzeniu z historią drugiego człowieka. Chce mnie zaangażować. Pragnie kontaktu “skóra do skóry”.
Nawet więcej! Pragnie bym była chlebem. Mam dać się zjeść. Drugiemu. Głodnemu. Bezdomnemu. Mężowi. Dziecku. I być jeszcze przy tym smacznym. Mam innych sobą posilić. Mam dać się przetrawić. Napełnić pusty brzuch. Mam kochać do ostatniego okruszka.
Samotna i niekochana
Ostatnio, nie dalej jak kilka dni temu, miłość oderwała spory kawałek mnie, podtrzymując przez to inne życie. Prawdę mówiąc, wbiegła do mojego życia gdzieś w okolicach północy, potargana i skrzywdzona. Jak wariatka, przed którą spuszcza się wzrok. Nie miała więcej niż dwadzieścia lat i potrzebowała pomocy. Mój świat i jej świat – dwa światy, dla których (według społecznych standardów) nie istniał żaden sensowny punkt spotkania, zostały na chwilę złączone. Miałam wtenczas (jeszcze) spokojne i bezpieczne życie, i nie byłam w niczym stratna. Moje dziecko słodko spało, a ja zastanawiałam się nad tym, jak najlepiej następnego dnia dotrzeć do nowo otwartej galerii, aby zakupić mu zimowy kombinezon.
Miłość jednak domagała się okazania miłosierdzia, więc je… Okazałam. W odróżnieniu do kilkudziesięciu innych zdrowych, dorosłych, w miarę inteligentnych ludzi, wraz z mężem wezwałam pomoc. Wtedy po raz pierwszy zrozumiałam, jak bardzo jest samotna. Miłość właśnie. Że św. Franciszek miał absolutną rację, gdy wykrzykiwał na ulicach Asyżu o tym, że nie jest kochana. Tamtej nocy, dla miłości, postawiliśmy na szali swój z trudem ulepiony świat. Dosłownie mignął mi przed oczami. I tyle by po nim było.
Wpadła mi wtedy do głowy myśl, że to nie my ją wybieramy, ale ona nas. Że mogłoby jej być między nami o wiele więcej, gdyby nie przyszło jej tyle razy upaść na skałę naszych serc lub między ciernie obrony własnej. Twarda prawda jest taka, że nie trzeba być superbohaterem, aby dać komuś miłość. Gdybyśmy odpuścili alarmy, hasła, ochraniacze i ubezpieczenia, być może zobaczylibyśmy, że w spontanicznych odruchach sercach kryje się całe piękno naszego człowieczeństwa.
Miłość dotlenia egotyczny organizm
Ostatnie wydarzenia pozwoliły mi zrozumieć, że miłości naprawdę nie interesuje to, jak bardzo jest mi nie po drodze do przesiadującego pod śmietnikiem bezdomnego. Głęboko w nosie ma, że gdzieś się spieszę, że się boję, że może innym razem. Dla niej zawsze mam czas na to, aby podać komuś talerz zupy lub termos z ciepłą herbatą. Miłość dokładnie wie, że właśnie przychodzą zimniejsze dni i mój wyrzut sumienia, pan Mietek-aktywny-alkoholik, niedorajda życiowa i pasożyt społeczny, będzie potrzebować mnie bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Miłość nie da mi o tym zapomnieć.
Nie będzie też pytać o zgodę, gdy wtargnie do mojego życia. Gdy znów dotleni mój egotyczny organizm. Gdy wyprowadzi ponad zwierzęcy instynkt przetrwania, gdy skonfrontuje moje marzenia (rodzina, dom i spokojne życie) z rzeczywistością.
Jej plany nie są moimi, dlatego tak często się z nimi rozjeżdża. Tak samo jak Ty, przekonuję się, że ten świat jest zbyt połamany, aby pozwolić mi wieść w pełni dostatnie i oderwane od innych życie.