separateurCreated with Sketch.

Kto jest ważniejszy: mąż czy Bóg?

KOBIETA, MĘŻCZYZNA, KRZYŻ

Od męża oczekujemy troski o nas na poziomie istoty wszechmogącej, która zna kobiecy świat na wylot i nie ma żadnych słabości, albo sprzymierzamy się z Bogiem, by ukarać męża, który kocha niewystarczająco.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Bóg nie pyta

Zastanawiam się od długiego czasu, skąd się wziął ten dylemat. Czy ważniejszy dla żony powinien być Pan Bóg, czy mąż. Co i raz powraca do mnie, albo wraz z sytuacją jakiejś pary, dla której relacja staje się trudna, albo natrafiam na publikacje w sieci na ten temat.

Dochodzę do wniosku, że chyba błąd tkwi w samym postawieniu pytania, które z założenia tworzy opozycję między Panem Bogiem i mężem. Czyni z nich konkurentów o duszę i wolność żony. Któregoś z nich powinna słuchać, tylko którego? Albo którego bardziej?

Myślę, że pierwszą osobą, która takiego pytania nie stawia, jest sam Bóg. Z natury swojej nie walczy, nie wypowiada wojny. Nie potrzebuje z nikim konkurować. Jako miłość jest Tym, który czeka i pragnie dawać Siebie. To my Go potrzebujemy. To On leczy, podnosi, uzdrawia i kocha.


KŁÓTNIA PRZYJACIÓŁEK
Czytaj także:
Jesteś z kimś w konflikcie? Zobacz, jak rozmawiać

 

Mąż traktowany „z góry”

Jest coś, co powoduje we mnie ewidentny i odczuwany somatycznie ból: gdy kobiety publicznie opisują swoich mężów jako ostatnich gamoni, pozbawionych inicjatywy i duchowego wzroku. Myślę zawsze wtedy o cierpieniu mężczyzny – bezbrzeżnym i niewypowiedzianym, bo mężczyzna, którego wartość i dokonania są umniejszane, milczy. Nie walczy z lekceważeniem i zagarnięciem przestrzeni przez żonę, ale wycofuje się za szczelnie zamknięte drzwi – tym bardziej, im bardziej niepochlebne opinie na jego temat są wyrażane publicznie. Tam być może jeszcze ochroni resztki swojej autonomii.

Dla tego typu kobiet – „kierowniczek duchowych” swoich mężów – we własnym ich przeżyciu Bóg jest „ważniejszy niż mąż”, ale w taki sposób, że pozwala na patrzenie na męża z góry.

 

„Sklejona” z mężem

Drugi rodzaj żon – to te, które mówią: „mąż mi nie pozwala”. „Nie pozwala mi odpoczywać, realizować hobby, wierzyć, spotykać się, wychodzić z domu”. Poza jednak rzeczywistymi przypadkami przemocy, czy to fizycznej, czy psychicznej, często owo „nie pozwala mi” jest czymś istniejącym jedynie w emocjach żony. Na przykład dlatego, że mąż nie tryska entuzjazmem na myśl o pewnych pomysłach czy projektach kobiety swojego życia. Albo wyraża niezadowolenie. Albo marszczy brwi. Albo w ogóle w żaden sposób nie reaguje.


WOMAN
Czytaj także:
Kobiety, które kochają za bardzo

To kobiety, które z powodu rozmaitych zranień z przeszłości, relację w mężem przeżywają jako swoiste sklejenie. Żyją w tak wielkiej emocjonalnej zależności od mężczyzny, że na jej rzecz zrezygnowały z własnej podmiotowości. To mąż musi dać im pozwolenie na zaspokajanie własnych potrzeb, a nie one same – choć najczęściej Bogu ducha winny mąż nawet nie wie, jaką (niemożliwą do spełnienia) rolę przypisała mu żona.

Żony z tej grupy przeżywają męża nie tylko jako kogoś „ważniejszego od Pana Boga”, ale jako po prostu kogoś, kto zajął Jego miejsce i rozporządza słabym, bezradnym i zależny „ja” żony w sposób, w jaki nie zostały pomyślane dojrzałe relacje między dwojgiem dorosłych ludzi.

Tym żonom potrzebne jest odkrycie na nowo Boga jako kogoś, kto je bezwarunkowo pokochał i obdarzył wolnością. Kto pozwala im być sobą także wtedy, gdy mąż ma inne zdanie. Potrzebują wsparcia Boga na drodze pokochania samej siebie i odkrycia swoich talentów, granic i miejsc zranionych. Potrzebują kochającego Ojca, Brata i Zbawiciela – nie tyrana i despoty, który jako kolejny odbierze im zdolność samostanowienia lub będzie działał przeciwko mężowi i więzi małżeńskiej.

 

Dwie różne relacje

Bóg i mąż odnoszą się do dwóch różnych porządków relacji. Nosimy w sobie głód ich obu. Odczuwamy potężny, często nieuświadomiony i przysypywany aktywizmem czy nałogami głód relacji z Kimś, kto kocha od początku i absolutnie bezwarunkowo, miłością i czułą, i chroniącą, i pozwalającą na zderzanie się z wyzwaniami, które niosą wzrost. Miłością mamy i taty. Tego nie potrafi maż, choćby nawet kochał najpiękniej. Z mężem możemy stworzyć jedynie relację dorosłych i wolnych osób, szanujących nawzajem swoje granice, ofiarujących się sobie w darze, wspierających siebie nawzajem, otwartych na wzajemne różnice. I głód obecności drugiego człowieka także mieści się w naszym sercu.

Gdy te głody się mieszają, mamy kłopoty. Małżeństwo ma kłopoty. Albo od męża oczekujemy troski o nas na poziomie istoty wszechmogącej, która zna kobiecy świat na wylot i nie ma żadnych słabości, albo sprzymierzamy się z Bogiem, by ukarać męża, który kocha niewystarczająco.

Jednak dla Niego – kochać Go i kochać drugiego człowieka oznacza to samo. Miłość do Niego potrzebuje mojej miłości do siebie samej i mojej miłości do męża. Pokochania go takim, jakim jest. Szacunku dla obszarów, w których się ode mnie różni. Docenienia ich i afirmacji: to mało, że mi nie przeszkadza, że jesteś inny; potrafię Ciebie w Twojej inności wspierać. Nie będę używać Boga do tego, by przerobić ciebie na swoją modłę, ale też krytyka z twojej strony nie odbierze mi poczucia własnej wartości, bo jestem dzieckiem Bożym.


ZDJĘCIE USG, CIĄŻA
Czytaj także:
Znowu ciąża?! Gdy rodzice nie akceptują kolejnych dzieci swoich dzieci