To z jej ust po raz pierwszy padły słowa „Jezus nie hejtował”, które zainspirowały nas przy szukaniu hasła kampanii.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Rozmowa z Brygidą Grysiak – absolwentką Wydziału Zarządzania i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego, dziennikarką TVN 24, dawniej reporterką sejmową. Obecnie tworzy materiały dla programu „Czarno na Białym”. W tym roku wyróżniona nagrodą dziennikarzy „Ślad” im. Biskupa Chrapka. Jest autorką 5 książek, m.in. „Wybrałam życie”, która opisuje historie kobiet, decydujących się na urodzenie dzieci, mimo niezliczonych trudności.
To z jej ust po raz pierwszy padły słowa „Jezus nie hejtował”, które zainspirowały nas przy szukaniu hasła kampanii.
Czytaj także:
„Jezus nie hejtował”. O co chodzi w akcji portalu Aleteia.pl?
Tomasz Reczko: Kiedy ostatnio kogoś shejtowałaś? Nie mów, że nie hejtujesz, bo ci nie uwierzę…
Brygida Grysiak: Ja nie hejtuję, z założenia. Choć nie zawsze jestem dumna z tego, w jakiej formie komunikuję niektóre rzeczy. Na przykład mężowi. (śmiech)
To skoro ty nie hejtujesz i ja nie hejtuję, to kto to robi?
Myślę, że hejtują ci, którzy doświadczyli w życiu za mało miłości. Może poranieni? Samotni? Szukają relacji? Uwagi? Zrozumienia? Hejtowanie paradoksalnie może dawać im poczucie wspólnoty. Często przecież hejtują razem. Moi koledzy mówią, że jestem naiwna, bo w końcu niektórzy zwyczajnie zarabiają na tym pieniądze. Ale ja mówię o tych, którzy odchodzą na chwilę od swojego życia, siadają przed komputerem i hejtują, bo uwierzyli, że jesteśmy na wojnie i myślą o drugim człowieku per „wróg”. Najbardziej boli to jednak wtedy, gdy w hejtowaniu podpierają się Ewangelią.
Hejt, czyli odczłowieczenie przeciwnika
To wojny nie ma? Chociażby między dobrem a złem?
Zawsze była i będzie, ale ta wojna nie przystaje do podziałów polityczno-społecznych, jakie dziś w Polsce zarysowaliśmy. Na pewno nie jest tak, że jedni w każdej sprawie mają rację, a ci drudzy w każdej się mylą.
Jeśli odczłowieczysz przeciwnika, nazwiesz go wrogiem i oskarżysz go o całe zło, które spotkało ciebie i twoją rodzinę, polityków z którymi sympatyzujesz, to łatwiej jest ci go zabić. Nie wiem, czy to jest w ogóle możliwe, żeby przerwać dziś tę falę pogardy i nienawiści. Ale ktoś musi powiedzieć stop. I postawić tamę. Ona może w przyszłości przeciekać. Ale musi stanąć. Cieszę się, że próbujecie to robić.
Czytasz komentarze pod swoimi materiałami?
Bardzo rzadko, częściej wpisy na Twitterze. Nie ma tego dużo. Nie mogę narzekać. (śmiech) Niektóre mnie szokują, niektóre bolą. Choć rzadko. Szczerze mówiąc, z pojawieniem się dzieci na świecie, pewne rzeczy zaczęły mi się wydawać kompletnie nieważne.
Jestem otwarta na konstruktywną krytykę, ale kompletnie czysta forma hejtu kompletnie mnie nie przejmuje. Ale wiem, że wielu przejmuje. Hejt wyrządza takie szkody, że dręczone dzieci popełniają samobójstwo.
Słowo, które może zabić
Głośna ostatnio historia Kacpra, to tak naprawdę wierzchołek góry lodowej…
Ja mam tylko jedną prośbę do hejterów. Niech wyobrażą sobie sytuację , gdy to ich dziecko dostaje taki wpis.
Pewien bardzo mądry ksiądz, który pracuje z kryminalistami, recydywistami, powiedział, że takim ludziom tylko w ten sposób da się wytłumaczyć, gdzie jest granica między dobrem a złem – ona jest właśnie tam, „nie rób tego, czego nie chciałbyś, żeby robiło twoje dziecko”. Albo robiono twojemu dziecku – dodałabym.
Twoją odpowiedzią na to, co dzieje się w sieci, jest #DZIĘKUJĘ? (Brygida często dodaje go w swoich postach na Twitterze)
Mam za co w życiu dziękować. Każdy dzień zaczynam od dziękowania. Myślę, że wszyscy mamy za co dziękować Bogu i dlatego staram się robić to często.
A Bóg, w osobie Jezusa, nie hejtował…
Tak. Rzadko piszę teksty, ale w jednym z nich, przed Światowymi Dniami Młodzieży, napisałam, że ŚDM jest dla nas ostatnią szansą, żebyśmy się opamiętali w tej wzajemnej pogardzie i nienawiści. Skoro jesteśmy takim rozmodlonym narodem, to nie możemy traktować nauki Jezusa jak supermarketu i wybierać z niej, co nam w danym momencie pasuje. Wtedy napisałam, że Jezus nie hejtował. Bo Jezus nie hejtował. I tu nie ma żadnego „ale”.
„Plemię żmijowe”, „obłudnicy”, „ślepi przewodnicy”, „głupi i ślepi”, „groby pobielane”…
To są słowa, które opowiadają nam konkretne sytuacje. To potępienie grzechu, a nie konkretnego człowieka z imienia i nazwiska. „Groby pobielane” są pewnym symbolem, podobnie „plemię żmijowe”. Pan Jezus mówił to po to, by się nawrócili. Nie hejtował nawet wtedy, kiedy szedł na krzyż, choć oni to robili, pluli na Niego. Poza tym, On zna prawdę o człowieku. A co my o sobie nawzajem wiemy?
Poza tym, że mamy rację, a ci drudzy nie, dlatego można ich wyzywać publicznie od najgorszych. Czy Jezus kogokolwiek publicznie mieszał z błotem? Poniżał? Ośmieszał? Nie. Za to wyraźnie nam powiedział, które przykazanie jest pierwsze. Przykazanie miłości.
Czytaj także:
Jezus nie zawsze był przyjemniaczkiem. Ale czy bywał hejterem?
Jaki sposób na hejt?
Powiedziałaś kiedyś, że „tę nienawiść, hejt i podziały mogą zażegnać tylko kobiety, ze swoją wrażliwością, ciepłem i rozsądkiem wypływającym z piękna i dobra”.
Kobiety mają tę specyficzną wrażliwość, o której pisał Jan Paweł II, kiedy pisał o „geniuszu kobiety”. To wrażliwość na każdego człowieka w każdej sytuacji.
70% naszych Czytelników to kobiety – co byś w takim razie im powiedziała?
Przede wszystkim, żeby nie hejtowały. Czy chciałyby, żeby czytały to ich dzieci? Czy chciałyby, żeby ich dzieci żyły w świecie, gdzie ludzie nie potrafią już ze sobą rozmawiać, gdzie ludzie się nienawidzą? Kochajmy nasze dzieci mądrze. To moja prośba też do mnie.
Ta mądrość polega też na tym, żeby uczyć dzieci rozmowy z ludźmi i modlenia się za ludzi, z którymi niekoniecznie jest im po drodze. Wzrusza mnie mój syn, który czasami modli się za chłopców, którzy źle go potraktowali. Wartości są ważne. Dają życiu sens. Ale zawsze pierwszy i najważniejszy jest człowiek. Z jego słabością, zagubieniem, troską.
A co z kobietami, które nie mają dzieci?
Każda z nas, czy ma dzieci czy nie, ma swoją wrażliwość do podzielenia się z innymi. Jak Franciszek mówi, że Kościół potrzebuje dziś czułości, to pamiętajmy, że tę czułość mają właśnie kobiety. Zaraz podniesie się larum, że to jakaś forma dyskryminacji ze względu na płeć. Że kobiety są czułe, a mężczyźni są nieczuli. Znam czułych mężczyzn, ale uważam, że są jednak czuli inaczej niż my. Kobiety mają inną wrażliwość.
Wrażliwość nie jest słabością
Wiele osób twierdzi, że tego typu różnicowanie poniża kobiety. Pokazuje, że są słabsze, bo bardziej wrażliwe.
Po pierwsze wrażliwość nie oznacza słabości. To jest właśnie nasza siła. Ona pozwala lepiej rozumieć świat. I lepiej służyć innym. Jestem zachwycona, że jestem kobietą, choć uważam, że wielu kobietom wciąż jest trudniej niż mężczyznom godzić różne role. Ale wracając do Twojego pytania…
Uważam, że kobiety mają tą swoją szczególną wrażliwość, którą macierzyństwo tylko pogłębia, wyostrza widzenie. I w tym sensie wydaje mi się, że ta kobiecość z jej wrażliwością może być lekiem na hejt. Ale warunki brzegowe są inne. Musimy najpierw powiedzieć sobie jasno: hejt jest grzechem. Księża trochę za rzadko o tym mówią. Jeśli nie zrobimy najpierw rachunku sumienia, to możemy sobie tutaj mówić o wrażliwości…
A nikt cię nie zhejtuje tak, jak chrześcijanin.
Tak, są tacy, którzy myślą, , że hejt jest usprawiedliwiony „bo…”.
Bo ja bronię Pana Boga, Ewangelii?
Bo jestem po słonecznej stronie życia, jak mówił Marek Edelman. Tak, jakby była jakaś świetlista autostrada do nieba, a cała reszta szła poboczem, po pas w błocie i w przeciwnym kierunku. Poza tym, na Boga, każdy z nas z tej autostrady zbacza. Nie zawsze jedziemy samym środkiem.
Kampania #JezusNieHejtował, która trwa na naszym portalu i w mediach społecznościowych od 13 do 19 października, została przygotowana przez portal Aleteia.pl w ramach tegorocznego Dziedzińca Dialogu.