„Potrzeba mam, które w swoich codziennych macierzyńskich zmaganiach nie tracą ducha i potrafią być i do tańca, i do różańca” – mówi Monika Myszka-Wieczerzak.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Marlena Bessman-Paliwoda: Młoda mama rodzi pierwsze dziecko i… zderza się z nowym światem. Konfrontuje swoje wyobrażenie o macierzyństwie z rzeczywistością. Nie mówmy o zmęczeniu, fizyczności. Chciałabym, abyśmy skupiły się na aspekcie duchowości, bo tutaj też zmienia się wiele. A dokładnie – co takiego się zmienia w duchowości kobiety, kiedy staje się mamą?
Monika Myszka-Wieczerzak*: Przede wszystkim taka mama ma mniej czasu na modlitwę, a już na pewno mniej czasu na spokojną modlitwę w nabożnym skupieniu. Jeśli była wcześniej zaangażowana w działanie jakiejś wspólnoty przykościelnej, to doświadcza dodatkowego szoku, bo okazuje się, że ze względu na intensywną opiekę nad dziećmi bardzo trudno jest jej wrócić do takiej „formy duchowości”, jaką praktykowała w epoce przed dziećmi.
To może prowadzić do kryzysu wiary – do takiego poczucia, że Bóg staje się nagle taki nieosiągalny i odległy. Paradoks polega na tym, że prawdopodobnie właśnie wtedy Bóg jest bliżej niż się zdaje.
Będę drążyć – mamy się cieszyć z tych macierzyńskich problemów ze sferą duchową?
Kobieta, która staje się matką, ma szansę wejść w relacji z Bogiem na zupełnie inny poziom, na którym może doświadczyć oczyszczenia ze wszelkich swoich czysto ludzkich wyobrażeń na temat duchowości. To taki moment, kiedy Stwórca ma szansę odsłonić się w duszy bardziej, bo już nie oddziela nas od Niego gruba warstwa naszych utartych religijnych praktyk.
I trochę chyba jest tak, że pojawienie się dzieci funduje nam „ciemną noc wiary”, o której pisali mistycy. To doświadczenie może być bolesne i trudne, ale w gruncie rzeczy jest dobre, bo możemy w końcu odpuścić kontrolę, pozbyć się swoich oczekiwań.
Czytaj także:
Magda Frączek: 3 lekcje o tym, czego uczy mnie dziecko
Czy duchowość mamy jest płytsza? Przed oczami mam obraz mamy, która płacze, bo musiała wyjść z adoracji, by nakarmić dziecko. Czy płacz jest tu „potrzebny”?
Myślę, że warto potraktować też ten płacz jako ważny sygnał, że jest mi smutno, że czuję bezradność, może nawet złość. Te emocje tak naprawdę mogą świadczyć o wielkim pragnieniu Boga, o potrzebie spotkania z Nim w ciszy i celebrowania z Nim intymnej relacji.
A Jezus chce przecież by Go kochać.
Dokładnie. Mamie może się wydawać, że czegoś takiego może doświadczyć tylko na adoracji, ale warto, by spróbowała dostrzec, że w jej przypadku ten kontakt z Bogiem może odbywać się w zupełnie inny sposób – dla innych niedostępny.
Modlitwa mam jest inna. Jaka zatem jest?
Myślę, że przede wszystkim modlitwa mam może być bardziej spojona z codziennym działaniem niż modlitwa innych osób. Sytuacja związana z opieką nad dziećmi i prowadzeniem domu w pewnym sensie wymusza konieczność (i nie jest to przykra konieczność) modlitwy czynem. Chodzi o to, żeby oddawać Panu chwałę tym, co się robi – nawet tą naszą domową krzątaniną. Jako mamy możemy mieć mniej czasu, by w spokoju i zasłuchaniu siedzieć u stóp Jezusa jak Maria z Betanii. Prawdopodobnie większości matek bliższa będzie postawa jej siostry Marty. I myślę, że nie ma w tym nic złego, o ile zamiast wyrzutów i frustrowania się tą sytuacją, będziemy umiały krzątać się z miłości i zawierzać to Bogu w krótkich aktach strzelistych przeplatających codzienne czynności albo po prostu w cichej modlitwie na koniec dnia, która też nie musi być długa. Ważne, by płynęła z serca.
Oczywiście, trochę tutaj generalizuję, bo znam mamy, które potrafią pośród różnych domowych wyzwań znaleźć też czas na dłuższą medytację Słowa Bożego czy odmawianie Nowenny Pompejańskiej. To już kwestia organizacji i tego z czasem można się nauczyć. W każdym razie warto pamiętać, że sama forma modlitwy jest tak naprawdę drugorzędna, a ważne jest to, by zrozumieć, że bycie mamą jest nieustanną współpracą z Bogiem.
Czytaj także:
Modlitwa matki za syna, który dorasta i „idzie w świat”
Jaka była Twoja droga duchowa w macierzyństwie?
Mam za sobą jałowe okresy posuchy, kiedy moja relacja z Bogiem wydawała mi się zupełnie bezbarwna i nijaka. Dlatego tak bardzo zapadły mi pewnie w serce mądre słowa jednego spowiednika, który usilnie nalegał, bym nie próbowała już wracać do takiego kształtu duchowości, jaki był mi dany w erze przed dziećmi. Długo to do mnie docierało. Chyba potrzebowałam czasu, żeby zapomnieć o słodyczy tamtego zaangażowania w życie wspólnoty i odnaleźć tę relację z Bogiem na nowo w innym kształcie.
Zamiast mówienia o drodze, może określę ten punkt „tu i teraz”. Toczę z Bogiem spontaniczne rozmowy pośród moich codziennych obowiązków mamy i pani domu. Czuję się w tym chyba najbardziej autentyczna i szczera. Dużo daje mi też modlitwa z dziećmi – takie proste dziękczynienie i prośby, które dotykają bezpośrednio tkanki naszego rodzinnego życia.
Jaka jest rola mamy w duchowości?
Myślę, że przede wszystkim to właśnie współuczestnictwo w akcie stworzenia, które przecież nie kończy się w momencie poczęcia. Samo wydanie na świat dziecka to dopiero początek. Potem zaczyna się długi proces dawania dziecku, ale też innym ludziom wokół, świadectwa miłości i zawierzenia. Tu chyba nie chodzi tylko o przekazanie dzieciom prawd wiary czy nauczenie ich pacierza, ale o pokazanie swoją osobą, że wierzę, iż jest Ktoś, kto nas przekracza i do Kogo całym życiem zmierzamy.
Jeśli życie to podróż do Domu Ojca, to cudownie byłoby, gdyby nasze domy były takim drogowskazem na tej drodze. A żeby to się rzeczywiście stało potrzeba mam, które w swoich codziennych macierzyńskich zmaganiach nie tracą ducha i potrafią być i do tańca, i do różańca. Takich, które dbają o siebie i w aspekcie fizycznym, i emocjonalnym, a jednocześnie w tej zwykłej rodzinnej codzienności potrafią znaleźć swój sposób na pielęgnację relacji z Bogiem.
*Monika Myszka-Wieczerzak – prowadzi warsztaty online dla mam w ramach projektu „Dom Dobre Miejsce” .
Czytaj także:
Jak się modlić, mając na głowie cały dom? Duchowość matki to kosmos!