Jakby mnie teraz nagle zapytał ktoś wątpiący w bycie razem: „Co jest najfajniejsze w małżeństwie?” to bym odpowiedział, że najlepsze jest być sobie podpórką, podbudówką, oparciem.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Takim krzesłem wg ogólnie przyjętego schematu powinien być facet, ale na szczęście to już się skończyło i w miarę jak panie nam się wzmocniły, a my, panowie osłabliśmy, podpórką już może być każdy.
Wiecie, z czym się najbardziej męczyłem na pierwszych randkach? Że się wzruszam w kinie albo na koncercie. A jak tu się miałem nie wzruszać, gdy obok mnie siedziała Madzia i byliśmy na koncercie ukochanego Marka Grechuty? Łzy same ciekną wtedy z podwójnego szczęścia. W kinie to jeszcze ciemność mnie ratowała, zresztą zawsze udawałem, że mam uczulenie. W sumie to jednak był rodzaj uczuciowego uczulenia, przeczulenia na uczucie.
Pamiętam, jak na koncercie Hanny Banaszak siedziałem z ręką na głowie, łokciem zasłaniając twarz od strony Magdy. Facet przecież nie płacze! Ten waleczno-podwórkowy stereotyp trzymał mnie za spojówki. Nie ryknę i już. Choćbym utopił się łzami.
Teraz po 25 latach małżeństwa moja żona wie, kiedy „siąpię”, które momenty i jakie sytuacje zwilżają oczy męża. Jest parę takich tematów, Mama, zawsze Dziadek i nasze powstania, na warszawskim skończywszy.
I ja też dobrze wiem, kiedy moja Madzia słabnie, traci magnez i popada w niekorzystny biomet.
Czytaj także:
Szymon Majewski: Spowiedź pantofla!
I to jest fajnie w starym małżeństwie, że buduje się system wzajemnego ostrzegania, bezprzewodowy, pozawerbalny, czytamy się „między wierszami” i wiemy, kiedy iść sobie z pomocą. Nie chodzi tu bynajmniej o szybkie dobiegnięcie z chustką i podanie ziółek.
Bo życie wraz z tym, jak maluje nas siwizną, podrzuca nam przeróżne przeszkody do pokonania. I są one czasami za trudne dla mnie, a czasami dla mojej żony.
Pamiętam, jak moja Madzia była mi podpórką, gdy odeszła moja mama, a ja w ferworze Szymon Majewski Show, nawet nie czułem, że się zapadam. Ja z kolei (mam nadzieję) byłem jej zbroją, gdy spaliło nam się mieszkanie, co dla niej, kobiety, dla której nasze gniazdko było szczególnie ważne, było wielkim dramatem.
Czasami jedno spojrzenie na żonę lub męża i drugie już wie, że czas przejąć pałeczkę w tej sztafecie małżeńskiej.
To dotyczy tych wielkich przeszkód i tych mniejszych, które tka nam życie. Pamiętam, jak moja żona próbowała załatwiać sprawę w PINB-e, chodziło o dokument zezwalający na zamieszkanie w dopiero co zbudowanym domu. Ilość papierów urosła pod sufit, druczki się zmieniały, nie różniąc się od siebie niczym, punkty, podpunkty, paragrafy, ustępy. Któregoś dnia moja żona weszła i usiadła na kanapie. Minę miała taką, że bez słowa wziąłem karton z papierami i ruszyłem w gąszcz urzędów.
Los plecie się różnie, moje doświadczenie to obraz mojej samotnej mamy próbującej sobie poradzić z życiem. Brak taty był dla nas bardzo odczuwalny. Widząc to, obiecałem sobie, że moja Magda będzie zawsze obok miała swojego Szymona.
Tak, na problemy stanowczo polecam mebel dla dwojga zwany małżeństwem.
Z podwójnym oparciem, na czterech nogach.
Nic tylko się opierać wzajemnie.
Czytaj także:
Kobieta – pomoc dla mężczyzny?