6 grudnia wchodzi do kin nowy film reżysera hitu „Asterix i Obelix: Misja Kleopatra”, w którym św. Mikołaj mówi głosem Wojciecha Malajkata. Rozmawiamy z aktorem o dubbingu i świętach.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Z prof. dr. hab. Wojciechem Malajkatem, aktorem, reżyserem i rektorem Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie, o prezentach, świętach z „Kevinem samym w domu” i o tym, jak trudną sztuką jest dubbing, a także o św. Mikołaju, któremu aktor użyczył głosu w nowym filmie reżysera hitu „Asterix i Obelix: Misja Kleopatra” – rozmawiała Małgorzata Bilska.
Małgorzata Bilska: 6 grudnia wchodzi na ekrany polskich kin film „Mikołaj i spółka”, w którym „gra pan głosem” głównego bohatera. Na czym polega umiejętność dubbingowania? Jak dobrze podłożyć głos?
Wojciech Malajkat: Ta sztuka jest tak samo wymagająca jak każda „prawdziwa” rola. Wymaga przede wszystkim wyobraźni. I pewnej sprawności, choć przy dzisiejszej technice to już nie ma właściwie znaczenia. Głos dopasowuje się tak, jak się chce – za pomocą komputera. Kiedyś była trudność polegająca na refleksie i umiejętności dopasowania do tego, jak ruszają ustami nasi koledzy w innym języku, co jest możliwe niemal w 100 procentach. A my próbujemy to samo powiedzieć po polsku. Teraz już nie ma tego kłopotu, można po prostu z czystą przyjemnością dawać swoją wyobraźnię i wrażliwość bohaterowi, którego widzimy na ekranie.
Czytaj także:
Firmowa „wigilia”. 7 pytań, na które musisz sobie odpowiedzieć
Św. Mikołaj z głosem Wojciecha Malajkata
Czyli w mniejszym stopniu trzeba się koncentrować na elementach technicznych?
Właśnie. A więcej na poczuciu humoru. Akurat w tym filmie tak było. No i jak powiadam, na wyobraźni… Na tym, czy można sobie wyobrazić jakieś perypetie, które przeżywają bohaterowie na ekranie. Jak można je wyrazić za pomocą głosu.
Rozmawiamy w pana gabinecie, rektora Akademii Teatralnej w Warszawie. Chyba nie ma w szkole studentów, którzy w ogóle nie posiadają wyobraźni…
Robimy wszystko, żeby byli tylko tacy z wyobraźnią…
A jednak jedni lepiej sobie radzą z dubbingiem, a inni nie. Od czego to zależy?
Czasami chodzi o głos. Są całe banki głosów. O jego barwę. Możliwości intonacyjne są różne u różnych ludzi.
W dubbingu jest pan mistrzem, ma na koncie tak wybitne role jak Kot w butach ze „Shrecka” czy Maniek z „Epoki lodowcowej”. Tym razem został pan św. Mikołajem w nowym filmie reżysera hitu „Asterix i Obelix: Misja Kleopatra”. Głosem „Śnieżynki” debiutuje natomiast piosenkarka Sarsa. Jak układała się współpraca?
Nie spotkaliśmy się w studiu. Dziś już każdy nagrywa swoją rolę oddzielnie, tylko się słyszeliśmy. Efekty można będzie ocenić niedługo w kinie. Nie mogę zdradzić całej fabuły, ale to jest prawdziwy święty Mikołaj z Laponii, taki z reniferami i elfami… Ma kłopoty, kiedy wszystkie elfy zaczynają chorować i pojawia się obawa, że nie zdąży spakować prezentów. Akcja przenosi się do Paryża – pragnę jednak uspokoić widzów, że uda mu się zdążyć i pod choinkę każdy coś dostanie…
Czytaj także:
Daj się wzruszyć! 7 świątecznych reklam, które warto zobaczyć
Wierzę w Mikołaja!
Wierzy pan w świętego Mikołaja?
Niezmiennie od 50 lat. Zawsze dostaję od niego prezenty…
A gdybym zapytała, w jakim wieku mówić dzieciom, że to jednak rodzice, a nie św. Mikołaj?
Ja dostaję od św. Mikołaja! Naprawdę nie wiem, o czym pani mówi…
Rozumiem. Pamięta pan jakiś szczególny prezent z dzieciństwa?
Teraz przynosi mi zazwyczaj książki albo jakąś dobrą wodę kolońską. Wtedy nie było takiego wyboru w sklepach, nawet kolorowych opakowań nie mieliśmy. Pamiętam, że dostałem kiedyś duży globus. I długopis, który miał co najmniej kilkanaście kolorowych wkładów. Zrobił na mnie wrażenie.
Nie boi się pan, że filmowy Mikołaj jest odrobinę nie taki, jak powinien? Ten prawdziwy był biskupem.
Każdy może wierzyć w to, w co chce. Ja wierzę w tego św. Mikołaja, który zawsze przynosił mi prezenty. Mikołaj z filmu jest prawdziwy – nosi zielony płaszcz, a nie czerwony. Biskupi i tak mają przecież mnóstwo roboty.
Czytaj także:
Gdzie jest prawdziwy grób św. Mikołaja?
„Kevin sam w domu” to arcydzieło
Jest pan bardzo wszechstronny: gra pan w teatrze, w filmach i serialach, dubbinguje, nagrywa piosenki (na przykład z Grzegorzem Turnauem), reżyseruje. Był pan dyrektorem Teatru Syrena, uczy studentów… Czy jest coś, czego jeszcze pan nie zrobił, a chciałby?
Nigdy nie wyreżyserowałem filmu. Przymierzam się do kilku pomysłów, nie chciałbym jednak na razie zdradzać, co to będzie.
„Mikołaj i spółka” to świąteczne kino familijne. W telewizji znów szykuje się nam powtórka „Kevin sam w domu”. Co pan o tym myśli?
To filmowe arcydzieło. Nie waham się użyć tego słowa. A poza tym, jest tyle kanałów, że wystarczy wziąć pilota i zmienić na taki, gdzie nie ma Kevina. Nie mam nic przeciwko Kevinowi.
Czy są jeszcze jakieś filmy, które uważa pan za arcydzieła i chętnie by je obejrzał?
O, jest ich całkiem sporo. Z chęcią obejrzałbym znowu „Absolwenta”, „Amarcord”, „Amadeusza”, „Parszywą Dwunastkę”, „Rainmana”, „Rozmowę” Coppoli… A to i tak nie wszystkie.
W takim razie życzę, żeby w tym roku św. Mikołaj przyniósł panu wymarzone płyty DVD.
Bardzo dziękuję.
https://www.youtube.com/watch?v=FzgUa7po03o