“Ostatni Jedi” odpowiada nie tylko na pytanie „kimże jest ten, o którym mówi tytuł?”. Próbuje też odpowiedzieć na pytanie: “co z tego wynika?”.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Pamiętam, jak z wypiekami na twarzy oglądałem po raz pierwszy z Tatą „Gwiezdne Wojny”. Przepiękny świat, nieszablonowi bohaterowie, wciągająca fabuła, połączenie świata duchowego z technologią, walka dobra ze złem i zmaganie się z demonami przeszłości. Na mnie, nastoletnim chłopaku, film wywarł ogromne wrażenie. Do tego stopnia, że później przez lata rodzice z uśmiechem pod nosem patrzyli, jak tworzę w pokoju kartonowe miecze świetlne, czytam encyklopedie technologii z odległych galaktyk czy zaczytuję się książkami z tego uniwersum. O grach komputerowych i fabularnych nie wspominam. Z pasją stało się to samo, co dzieje się z wieloma innymi pasjami dziecięcymi u facetów. Nie zniknęła.
Wysoko postawiona poprzeczka po „Przebudzeniu Mocy”
Kiedy więc kilka lat temu pojawiła się wiadomość, że Disney przejął prawa do serii spod szyldu „Star Wars”, przyznaję, że nie wiedziałem co myśleć. Z jednej strony bałem się zinfantylizowania tej wspaniałej sagi, a z drugiej cieszyłem, że poznam dalsze losy bohaterów. Na szczęście, od dwóch lat Disney przekonuje, że robi co może, żeby wrócić do tego klimatu sagi, który przyciąga przed ekrany rzesze widzów od lat. Dlatego też bez wahania kupiłem bilety na premierę „Ostatniego Jedi”.
Najnowsza część miała wysoko zawieszoną poprzeczkę przez poprzedników. Choć wielu irytowały postaci zachowującego się jak dziecko Kylo Rena czy też niewyraźna postać Finna, to mimo wszystko na kilka minut przed seansem dało się słyszeć rozmowy na temat tego, co może się wydarzyć w ciągu najbliższych godzin. A wydarzyło się wiele. Często niespodziewanie, często z uśmiechem na twarzy.
Czytaj także:
Wszyscy wspominają rolę Carrie Fisher w “Gwiezdnych wojnach”. Tymczasem… grała także zakonnicę!
Nowe „Gwiezdne Wojny” nie boją się zaskakiwać
„Ostatni Jedi” jest po raz kolejny baśnią, która pokazuje nam różnice między dobrem a złem. „Przebudzenie Mocy” kończyło się sceną, w której pojawia się sam wielki Luke Skywalker. Ze starym bohaterem będziemy mogli spędzić w tym roku zdecydowanie więcej czasu i poznać go od zupełnie nowej, wręcz mniszej strony. Postać Rey, dziewczyny, która w „Przebudzeniu Mocy” wygrała pojedynek z Kylo Renem, również nabiera rumieńców. Scenariusz filmu świetnie pokazuje nam walkę wewnętrzną, jaka się w niej dokonuje. Podobna sytuacja dotyczy wspomnianego Kylo Rena, który przestaje być tak dziecinny, jak wydawał się jeszcze dwa lata temu.
Postaci, choć wydawałoby się, że są bardzo łatwe do zaszufladkowania, swoimi decyzjami nie raz wprawiają widza w zakłopotanie. Niektóre sceny trzymają mocno w napięciu i zaskakują swoim rozwiązaniem. Nie zabrakło także sytuacji, w których sala parskała śmiechem. Pomagają w tym oczywiście ulubione droidy, począwszy od R2-D2, przez okrągłego BB-8, czy C3PO. Pojawiają się także nowe istoty – Porgi, które na pewno pokochają zwłaszcza panie oglądające film. Bogactwo świata stworzonego przez Georga Lucasa po raz kolejny zachwyca, zwłaszcza nowymi lokalizacjami, planetami i rasami. Znajdzie się też wiele momentów dla miłośników walk w kosmicznej przestrzeni, a także – co chyba najciekawsze – dowiadujemy się zdecydowanie więcej o Mocy. O tym, czym jest, jak działa, dlaczego jest tak ważna dla całego wszechświata.
Czytaj także:
“Gwiezdne wojny”, czyli opowieść o problemach z ojcami
„Ostatni Jedi” nie daje gotowych odpowiedzi
Najnowsza część sagi odpowiada nie tylko na pytanie „kimże jest ten, o którym mówi tytuł?”. Próbuje też odpowiedzieć na pytanie: “co z tego wynika?”. J.J. Abrams przenosi nas w trudny świat okupowanej galaktyki, gdzie ostała się jedynie garstka obrońców. Przez cały film jesteśmy wciąż i wciąż pytani nie tylko o to, czy to już koniec Ruchu Oporu, czy jeszcze nie. Możemy obserwować bardzo mocno życie wewnętrzne każdego z bohaterów, jego rozterki, walkę z własnym sumieniem i wątpliwościami. Twórcy dobitnie pokazali, że wiedzą, jakich „Gwiezdnych Wojen” potrzebują fani. Nadal czują, że jest to zdecydowanie coś więcej niż tylko kolejny film z cyklu. Jeśli szukacie zajęcia na piątkowy lub weekendowy wieczór albo szukacie kina, które w bardzo przyjemnym klimacie przeniesie Was do świata, który fascynuje miliony ludzi na świecie – biegnijcie do kina na „Ostatniego Jedi”. Może więcej żadnego już nie spotkacie?
Czytaj także:
Umierający chłopiec miał tylko jedno marzenie: spotkać Luke’a Skywalkera