Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
„Bardzo przyjemnie jest żyć” – to tytuł płyty Katarzyny Żak i słowa, w które aktorka wierzy. Jedną z piosenek – „Pięciogroszówki słońca” – napisał dla niej Wojciech Młynarski, bo Kasia rozdaje je ludziom, dlatego ją kochają. A ona może pomóc choćby wspierając budowę hospicjum. O tym, jak została ambasadorką tego projektu, a także o śmierci swojej mamy i przeżywaniu tej straty – opowiada Beacie Pawłowicz.
Beata Pawłowicz: Ludzie obrażają się na Boga, gdy tracą kogoś bliskiego. Ty pożegnałaś mamę. Niewierzący mówią, że wierzącym łatwiej.
Katarzyna Żak: Nie wiem… Ale na Boga się nie obraziłam. Taka jest kolej rzeczy: człowiek rodzi się, żyje i umiera. Każdego z nas to czeka. Ja Panu Bogu podziękowałam. Przyjęłam śmierć mamy jako pewnego rodzaju dar, że nie cierpi więcej. Kiedy odeszła, zastanawiałam się, czy zrobiłam wszystko, co było można. Tak mnie to męczyło, że zwróciłam się w myślach do niej: „Jeśli coś było nie tak, wybacz mi proszę, chociaż i tak nie będę mogła się poprawić”. Często myślę o mamie. I o sobie jako o matce, która popełniła milion błędów. Wojtek Młynarski śpiewał „wychowała, jak umiała”, a ja mogłabym napisać poradnik „Jak być niekonsekwentną matką”. Śmierć mamy pokazała mi, że mimo błędów nieźle wychowałam dziewczyny. Kiedy ich babcia odchodziła, nie było dla niech rzeczy ważniejszej niż opiekowanie się nią.
Katarzyna Żak ambasadorką hospicjum
Masz dwie córki. Zuzannę, która jeszcze studiuje i Aleksandrę, już pracującą.
Tak, i kiedy Cezary wyjechał z teatrem do USA, a mama była u nas między pobytami w szpitalu, pomyślałam, że potrzebna jest dodatkowa opieka. Może nawet hospicjum. Wszyscy żyjemy na co dzień w pędzie. Kiedy powiedziałam córkom o tym, by oddać babcię na kilka dni do hospicjum, usłyszałam: „Co?! Nie ma mowy!” i kiedy Cezarego i mnie nie było w Warszawie, opiekowały się nią we dwie. Po nieprzespanych nocach Zuzia szła na zajęcia, a Ola do pracy, bez słowa skargi. Była taka miłość i oddanie w ich oczach…. I tak bym chciała, żeby było w naszym hospicjum, żeby wśród starszych odchodzących z tego świata ludzi, byli młodzi wolontariusze, którzy mają czas potrzymać ich za rękę, podać herbatę, posłuchać…
Jesteś ambasadorką budowy hospicjum w Chojnicach. Jak to się stało?
Zaczęło się od pytania: czy bym nie zaśpiewała na rzecz hospicjum, które powstaje i ile by to kosztowało. Zdziwiłam się: skoro mam śpiewać podczas akcji charytatywnej, to jak mogę chcieć pieniędzy? Jeśli znajdę termin, zaśpiewam. Zrobię też loterie i licytacje. Znalazłam czas i zaczęłam przygotowywać licytacje: poprosiłam między innymi panią Krystynę Jandę o autograf na jej biografii. A kiedy powiedziałam, jaki będzie cel licytacji, pani Krystyna napisała „Dobremu człowiekowi z Chojnic”. I tę książkę sprzedałam za pięćset złotych! Każdy chciał mieć napisane przez Krystynę Jandę, że jest dobrym człowiekiem. Sprzedałam też egzemplarz scenariusza serialu „Ranczo” z wpisami prawie wszystkich aktorów. Zebrałem je, kiedy kręciliśmy ostatnie odcinki, myśląc, że może się do czegoś przydać, i się przydał. Dla ludzi spoza branży, taki scenariusz z didaskaliami, opisami ujęć kamery itd., był interesującym nabytkiem.
Cezary Żak otwiera ludzkie serca
Zaśpiewałaś na rzecz hospicjum, prowadziłaś koncert i licytacje.
Czyli taki bigos, mydło i powidło. Ale dałam radę! Choć nie umiem ludzi tak zabawić i ośmielić jak Cezary, który jest mistrzem licytacji. A po koncercie czułam wielką radość. Trzy lata później na moją prośbę Cezary pojechał do Chojnic i razem kwestowaliśmy. A ta licytacja przeszła do historii Towarzystwa Przyjaciół Hospicjum. Ludzie nie spodziewali się, że mogą zapłacić niemałą kwotę za np. skrzynkę na zabawki. Cezary potrafi otworzyć ludzkie serca, a wtedy ludzie otwierają portfele.
Wtedy już byłaś ambasadorką budowy hospicjum?
Tak, po pierwszym koncercie przyszły do mnie dwie panie lekarki i zapytały, czy bym nią nie została. Powiedziałam: ale ja się nie znam na budownictwie. Usłyszałam, że nie muszę, dzięki temu, że będę z nimi, łatwiej będzie im zdobyć to, co trzeba. Powiedziałam: no dobra, bo wzruszyły mnie zaangażowaniem i bezinteresownością. Wiedziałam, że od lat poświęcają te okruchy wolnego czasu, by prowadzić hospicjum domowe, czyli odwiedzać chorych w ich domach. Pomagać im w cierpieniu, w tym, by mogli godnie odejść. Jakie ważne jest to godne odchodzenie, poczułam, kiedy walczyliśmy o życie mamy. To mnie utwierdziło w przekonaniu, że jestem odpowiednim człowiekiem na odpowiednim miejscu, choć nie znam się na budownictwie ani na medycynie.
Co udało się wam zrobić dla hospicjum?
Kiedy kilka lat temu zawieziono mnie na jego budowę, załamałam się. Lekarki pokazały mi dół z kawałkiem piwnicy. Dziś tam stoi budynek, trzyskrzydłowy. Ludzie, którzy nigdy nie zetknęli się z chorobą osoby starszej, nie zdają sobie sprawy, jakie to ważne, aby miała opiekę 24 godziny na dobę. Kiedy moja mama była w szpitalu, a jest nas czworo i jeździliśmy do niej na zmianę i tak miałam wyrzuty sumienia, że kiedy gram, nie jestem z nią. A była pod opieką lekarzy, pielęgniarek i rodziny. Śmierć mamy utwierdza mnie w przekonaniu, że takie miejsca jak hospicja prowadzone z potrzeby serca są absolutnie konieczne.
Aktorka: Życie ma tyle sensu, ile dobra po nas zostaje
Czy w chwili próby, jaką jest pożegnanie bliskich, ważna jest sfera duchowa?
Tak, moja mama miała zaprzyjaźnionego księdza, który do niej przyjeżdżał. Jak my wszyscy bała się śmierci, bo też bardzo kochała życie. Na pogrzebie wzruszył mnie wieniec od Koła Gimnastyczek. Mama, mimo 83 lat, chodziła tam – cieszyła się z tych spotkań, bo tam też przychodziły jej koleżanki, jak ona emerytowane lekarki. Po kilku miesiącach chorowania, była już tak słaba, że wiedziała, co się stanie, mimo to właśnie wtedy jej umysł uspokoił się, też dzięki rozmowom z księdzem. W moim odczuciu mama także wówczas otworzyła się na perspektywę wieczności. Ale tego nie wiem, to tylko takie moje odczucie. A potem… Trzeba taką stratę przeżyć, trzeba przepłakać.
Co jest najważniejsze, kiedy ktoś odchodzi?
To, ile z tej osoby zostało w innych. To, jak żyjemy, co ludziom dajemy, co pozostawiamy po sobie. Moja mama wypełnia część mojej duszy, śni mi się. Jest też w sercach moich córek. Dzwonią do mnie i mówią: „A babcia mi się śniła i się śmiała”. Dzwonią do mnie też koleżanki mamy i pytają, jak sobie radzę. Nasze życie ma tyle sensu, ile dobra po nas zostaje.
Katarzyna Żak o swoich piosenkach
Po artystach zawsze zostaje to, co stworzyli, ich talent, a ty jesteś nie tylko aktorką. Nagrałaś kolejną płytę „Bardzo przyjemnie jest żyć”.
Miałam to szczęście, że Wojtek Młynarski napisał dla mnie jedną ze swoich ostatnich piosenek „Pięciogroszówki słońca”. Zapytał mnie, kiedy go o piosenkę poprosiłam, o czym ma być płyta. „O kobietach, jakie są wspaniałe, silne, choć bywają niekonsekwentne i trudne!”. „A – powiedział – o kobietach, że pomimo problemów mają w sobie radość życia. Czyli chcesz śpiewać o sobie”. „Wojtek, przecież taka nie jestem!”. „Ale ja napiszę o tobie”. I napisał, że chodzę i rozdaję ludziom pięciogroszówki słońca na wieczne nieoddanie.
I od tekstu Wojtka Młynarskiego zaczęła się ta płyta?
Tak, jak już miałam tekst od niego, zadzwoniłam do Jacka Poniedzielskiego i dostałam dwie piosenki, w tym jeden pastisz. Potem poprosiłam Artura Andrusa i Jana Wołka, który też zapytał, o czym będzie płyta. Ja, że o kobietach, że są takie wspaniałe choć trochę niekonsekwentne, ale mają marzenia i radość życia…. „Proszę pani, o kobiecych marzeniach, niekonsekwencjach i tęsknotach na wesoło się nie da” – i napisał przepiękną piosenkę „Serca na odwyku”. Poprosiłam też o piosenkę Magdę Czapińską, dając piękną bossanovę. I napisała: „Jak żyć? Pytam tak jak ty, chociaż wiem, że nikt tak jak ty nie odpowie mi. Każdy sekret ten musi rozgryźć sam...”. I to jest prawda.
*Więcej utworów posłuchasz na oficjalnej stronie Katarzyny Żak na You Tube