To, co podczas ciąży zmieniało się dzień po dniu przez 9 miesięcy, próbuje teraz w ekspresowym tempie sześciu tygodni powrócić do normy.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
O ciąży mówi się sporo (i dobrze!). Strony parentingowe pełne są porad, jak ją przeżyć (i nie przytyć za dużo;)). Karmienie piersią też jest coraz chętniej promowane (i dobrze!). Mamy karmiące wiedzą już, że mogą jeść truskawki, a nawet w specjalnym kalkulatorze oszacować, ile litrów mleka do tej pory wyprodukowały.
Poród i noworodek to z kolei główne tematy zajęć w szkole rodzenia. Może się więc wydawać, że jadąc do szpitala, mamy kompletną wiedzę o tym, co nas czeka. A jednak i ciąża, i poród mogą być zaskoczeniem. A na pewno jest nim połóg, o którym mówi się niewiele lub w ogóle nic. A połóg, proszę państwa, zwala z nóg.
Połóg – jazda bez trzymanki
Magda wybuchła. Roztrzęsionym głosem opowiadała o kłótni z teściową, kolejny raz analizując jej słowa i swoje ostre odpowiedzi. Odgrywa tę scenę w swojej głowie kilka razy dziennie, a wieczorem wyrzuca sobie, że zamiast cieszyć się czasem spędzonym ze swoim słodkim noworodkiem, trawi ją złość i wyrzuty sumienia. Zadręcza się pytaniami: czemu tak się zachowałam? Co ze mną nie tak?
Sama też to przerabiałam. Na czas trzeciego porodu nasze starsze dzieci wyjechały do dziadków. Nie sposób opisać emocji, jakie towarzyszyły ich powrotowi i pierwszemu spotkaniu z malutką siostrzyczką. W kolejnych dniach starałam się dać im maksymalnie dużo uwagi i miłości. Tymczasem huśtając jedną z nich na placu zabaw, usłyszałam: „Ty już mnie, mamusiu, nie kochasz. Ja to wiem”. Serce waliło mi jak młot, myślałam, że zaraz pęknie. Wieczorem przepłakałam ból w ramionach męża, pytając wciąż: gdzie popełniłam błąd? Co ze mną nie tak?
Odpowiedź jest prosta – wszystko jest z nami w porządku. To tylko połóg.
Czytaj także:
Czego nie mówić kobiecie w ciąży?
Połóg, czyli co?
Najprościej mówiąc, pierwsze tygodnie po porodzie. Łącznik między światem przed narodzinami dziecka, a względnym „ogarnięciem się” rodzica. To, co podczas ciąży zmieniało się dzień po dniu przez 9 miesięcy, próbuje teraz w ekspresowym tempie sześciu tygodni powrócić do normy.
Wyobraź sobie, że dokonując pomiaru, rozwijasz metalowy metr, a on powoli i spokojnie odmierza kolejne odległości. Gdy jednak wykona swe zadanie, puszczasz go wolno, a on zwija się błyskawicznie z powrotem. Z głośnym protestem i robiąc maksymalnie dużo hałasu o nic.
To właśnie połóg. Rollercoaster sprzecznych ze sobą emocji, rozterek, stanu podwyższonej wrażliwości. Kobieta w tym czasie, jakby nie jest sobą. Jej ogląd sytuacji jest pełen wyrazistych, przejaskrawionych kolorów, z których i tak ostatecznie wybierze tylko dwa – raz biały, raz czarny. Funkcjonuje dobrze lub gorzej, ale towarzyszy jej, przynajmniej przez pewien czas, silne, chwilami obezwładniające, wewnętrzne napięcie.
Czytaj także:
Pierwsze dziecko? To (nie) koniec małżeństwa!
Hormony, czyli w tyglu się pieni
Wszystkiemu winne hormony. Na ławie oskarżonych zasiada w pierwszej kolejności progesteron, zaraz za nim laktogen łożyskowy i gonadotropina kosmówkowa.
Łożysko, ich główny ciążowy dostawca, nagle zniknęło, więc pikują wszystkie naraz spod sufitu w dół, jak krzywo złożony papierowy samolocik. Jak w bulgoczącym kociołku, mieszają się zmiany: anatomiczne, hormonalne, morfologiczne, życiowe, a nawet duchowe i tożsamości. Zresztą, sami posłuchajcie. To nie opis tortur, a właśnie tej „fizjologii”, którą przechodzimy w pierwszych tygodniach po porodzie.
This is Sparta
Towarzyszy ci ciągły ból. Bolą nieprzyzwyczajone do karmienia brodawki sutkowe, bolą całe piersi, gdy wkraczają w nawał lub, co gorsza, zastój. Boli zrastający się po operacji cięcia cesarskiego brzuch lub nacięte/pęknięte krocze, za każdym razem, gdy siadasz.
A jeśli nawet poród nie skończył się szyciem żadnej części ciała, boli obkurczający się mięsień macicy. Do tego dodaj dyskomfort, jaki daje poczucie, że twoje ciało „przecieka”. Wtedy, gdy słysząc kwilenie noworodka, budzisz się z mokrą od mleka koszulą nocną (w trakcie snu wkładki laktacyjne wyemigrowały pod pachę), gdy bierzesz trzeci prysznic w trakcie dnia, bo pocisz się od uderzeń gorąca lub dlatego, że masz silniejsze krwawienie, które przypomina wprawdzie okres, ale trwa od trzech, do sześciu razy dłużej.
Narasta zmęczenie. Pomimo wyczerpania, jakie przyniósł tytaniczny wysiłek wydania na świat człowieka, twój sen zostaje z regularną brutalnością przerywany co 2 godziny. Nic dziwnego, że ten stan może skończyć się depresją poporodową, baby bluesem, a w najlepszym wypadku labilnością emocjonalną.
Tylko spokój może nas uratować
Nie jest moim celem wzbudzanie lęku. Chcę tylko uświadomić, że emocje, trudności i napięcia tego wyjątkowego okresu w życiu, to w dużej mierze biologia. Czystą logiką przekonać przygnębionych, że jest nadzieja, bo to minie*!
Mamy prawo mieć wtedy „humory”, a rodzina powinna nad nami roztoczyć parasol ochronny zbudowany ze spokoju, cierpliwości, ogromnej wyrozumiałości i kilku łatwo dostępnych paczek chusteczek.
Są pewnie szczęściary, które bezproblemowo i bez jednej łzy znoszą ten czas, ale większość z nas będzie raczej w stanie rozpłakać się na widok kanapki zrobionej przez kochanego męża. Bo na przykład jest z szynką, a nie z serem lub po prostu jest za duża (autentyk!).
Mi ogromną ulgę przyniosła rozmowa z opanowaną koleżanką, która powiedziała wprost: „Kasia, spokojnie. Patrzysz na to jak na koniec świata, ale daj sobie i dzieciom czas. Przecież od porodu minęły niecałe 2 tygodnie. Zobaczysz, to minie. Spokojnie”. I rzeczywiście, napięcie odeszło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, od samej tej rozmowy. Od uświadomienia sobie, że wszystko jest ze mną w porządku. Z tobą też.
*Jeśli nie mija, jest to powód, by skonsultować się z lekarzem pod kątem poszerzenia diagnostyki, np. w kierunku depresji poporodowej.