separateurCreated with Sketch.

„Głęboka duchowość” między pieluchami i niedospaniem. List do młodej mamy

MATKA BAWI SIĘ Z SYNEM
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Jedna z czytelniczek Aletei spytała mnie, jak to możliwe, że jako mama dwójki małych dzieci mam „rozległą” duchowość. W moich tekstach wszystko wydaje się takie piękne, proste i banalne do zastosowania. „Jak pani to robi? Ma w sobie tyle radości, spokoju, piękna i przy dwójce dzieci tak «rozległą» duchowość?”. Oto moja odpowiedź, a dokładniej historia.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

List do czytelniczki

Gdybyśmy mogły spotkać się w realu i porozmawiać, zabrałabym Cię na herbatę imbirową z malinami i długo na początku pewnie bym milczała. Potem opowiedziałabym Ci o moich niektórych duchowych perypetiach. Tu jednak zaznaczę: te duchowe perypetie to czasami zwykła i szara codzienność. Monotonia stosów pampersów, makaronu we włosach i pytań, co zrobić na obiad, które po prostu staram się przewiązywać nicią pamiętania o Jezusie i mówienia Mu mnóstwa niedorzecznych rzeczy, o których – jestem pewna – lubi słuchać.

Nie jestem ani świetnie zorganizowaną mamą, ani taką, której można dać jakąś statuetkę za nienaganność i brak błędów. Na całe szczęście dla mnie zrozumiałam, że świętość – której pragnę dla mnie i mojej rodziny – to nie jest nienaganność i idealność. Cały czas uczę się kroczenia w duchowym świecie i to pewnie się nie zmieni do ostatnich moich dni. Czy można dawać tu rady? Nie wiem. Opowiem Ci po prostu, co mnie pomaga.


MATKA Z DZIECKIEM
Czytaj także:
Jak zmienia się duchowość kobiety po urodzeniu dziecka?

 

Walka o czas dla ducha

Wokół całej duchowości toczy się walka. O czas, o skupienie, uwagę, o chęci, pragnienia, małe decyzje i wybory. Kiedyś podjęłam się tej walki, bo zakochałam się w Jezusie. Po prostu. Zakochałam się – pociągnął mnie ku sobie i zaczęliśmy razem biec.

I pewnie to, co piszę, brzmi i spokojnie, i pięknie, i radośnie. W mojej codzienności jest to jednak walka, jak i w twojej. Budzisz się i zastanawiasz się, co przyniesie Ci ten dzień – co zrobi twoje dziecko, czy dasz radę ogarnąć przygotowaną listę zadań na dziś. Myślisz, że chcesz być dobrą mamą, masz dobre i piękne pragnienia, ale tak wiele z tych małych zrobionych w sercu postanowień Ci nie wychodzi. Tak jak i mnie.

Zobacz jednak, że kiedy patrzymy na historię świętych, to widzimy ją całą, dokończoną i z podanym happy endem. Może nawet frustrujesz się, że ty to tak nie dajesz rady – modlić się, trwać przy Bogu, ufać Mu.

Popatrz na to inaczej. Wejdź w poszczególne historie świętych i zobacz, że mieli takie same znaki zapytania w głowie, co Ty i ja, że też mieli wątpliwości i ogrom trudności. Wejdź w ich życie na „teraz”, tzn. wczuj się w dany czas ich życia bez myślenia, że oto za ileś lat ich kanonizowano.

Ich duchowość to też był proces, stopniowy rozwój. Bardzo długo dumałam, jak św. Zelia, mama św. Teresy od Dzieciątka Jezus, ogarniała gromadkę dzieci, pracę i duchowość na tyle, że została świętą. Zamieniłam się w detektywa i okazało się, że nie była idealna, jak sobie to wyobrażałam. Miała wiele wątpliwości, miała często dość swojej pracy – pisała nawet o „przeklętych koronkach”, które robiła, pisała też w listach o swojej niecierpliwości, borykała się z wieloma tragediami w swoim życiu, z trudem codzienności, zmęczeniem, ale walczyła, by w tej prostocie swojego życia żyć Bogiem.


MŁODA KOBIETA W KOŚCIELE
Czytaj także:
Jezu, co Ty o mnie myślisz? Odpowiedź roztapia serce

 

Ani bez sensu, ani nie szkodzi

Spójrz na swoje życie duchowe. To, co przeżywasz, nie jest ani bez sensu, ani nie szkodzi Ci, o ile dbasz, by milimetr po milimetrze iść do Jezusa. On szuka dróg, by do Ciebie dotrzeć. Kiedy Ty wyciągasz rękę do Niego, to ta ręka nie trafia w próżnię, ale w ciepłe objęcie Jego dłoni. Spokojnie, On rozumie to, co czujesz.

Pytasz, kochana, jak mieć „rozległą” duchowość przy małych dzieciach, jak mieć na to przestrzeń i wskazujesz, że kiedyś „byłaś bardziej uduchowiona, miałaś więcej czasu na modlitwę, wyjście do kościoła, pojechanie na rekolekcje”. A teraz masz małe dzieci, więc z elastycznością i mobilnością jest trudniej.

Pomijam to, czy ja mam „rozległą duchowość”. Nie mi to oceniać, ale chyba samemu Jezusowi, czy może spowiednikowi. Mogę przyznać Ci jednak, że duchowość, o którą pytasz, jest dla mnie obecna we wszystkim, co robię. W moim stosunku do dzieci, męża, w zmywaniu naczyń. W jakiś sposób jako mamy żyjemy życiem ukrytym, ale niezwykle wartościowym i owocnym dla innych, kiedy tylko zaczniemy to tak pojmować.

Ta wiadomość skłoniła mnie do napisania, co konkretnie dla mnie samej jest pomocne w kształtowaniu mojej (hmm, to raczej niepopularnie zabrzmi, ale spróbuję to napisać) DUSZY. Jest kilka rzeczy czy praktyk, które trzymają mnie w ryzach, by dbać o wytrwałość, mniej upadać, ale ciągle mieć siłę do codziennej walki.



Czytaj także:
List do mam: Nie porównujmy się ze sobą

 

  1. Stałe spowiednictwo

To, że „mam” jednego spowiednika, mobilizuje mnie, by regularnie robić „przegląd swojej duszy” z takim szczególnym naciskiem na obszary problemowe. W realu wygląda to najczęściej tak, że skrupulatnie ustalam terminy z mężem, kiedy i ja, i potem on możemy iść na spotkanie ze swoimi spowiednikami. Umawiamy się z księżmi i… czasami wymieniamy się z mężem w drzwiach, bo oto zbliża się godzina mojej spowiedzi, a mąż dopiero wchodzi do domu. A potem biegnę do konfesjonału…

 

  1. Modlitwa, czytanie Pisma Świetego

Nie usłyszysz ode mnie, że ta nasza matczyna praca to modlitwa. Praca staje się modlitwą dzięki naszej intencji i dzięki temu, że nasz duch żyje. Czy może jednak żyć bez osobistej modlitwy? Mój duch bez niej usycha. Codziennie też czytam Pismo Święte. Czasami przy dzieciach, kiedy one kartkują swoje książeczki. To pewne ryzyko, bo kilka stron Biblii mam w szpinaku, którym zajadał się maluch.

 

  1. Wspólna rodzinna modlitwa

Kiedyś jej nie doceniłam, ale w momencie, kiedy moja wiara topnieje, a w głowie burzą się myśli, w co ja wierzę, patrzenie na wiarę małych dzieci jest jakimś dziwnym balsamem na te dorosłe troski. Kiedy mi trudno, to taki dwulatek przychodzi i mówi, że Panu Jezusowi trzeba podmuchać i pocałować „kuku” i przykleić Mu plasterek.

 

  1. Adoracja i msza święta

Są momenty, kiedy „uciekam” z domu. Kiedy zbiera we mnie jakaś frustracja czy jakieś lęki, znaki zapytania lub po prostu potrzebuję chwili bez innych ludzi, którym coś daję – uciekam do kościoła, na adorację lub na mszę świętą w tygodniu. Wiąże się to z rezygnacją z innych rzeczy, stąd mam na to czas. Nie jest to uciekanie od rzeczywistości, a raczej danie przestrzeni sobie samej i moim dzieciom.



Czytaj także:
Mamy małych dzieci są skazane na duchową banicję?

 

  1. Coś ode mnie – dla innych

Nie spodziewałam się, że dawanie siebie innym może tak wpływać na duchowość. I to dawanie wygląda różnie. Czasami to zwykła rozmowa przy herbacie wśród dziecięcego krzyku, czasami to pomoc na rekolekcjach czy we wspólnocie. Pisząc ten tekst też „daję”, bo piszę o czymś, czym wcale nie jest łatwo mi się dzielić, bo to jest bardzo moje, może nawet intymne.

 

  1. Małe rzeczy

Macierzyństwo nauczyło mnie dawać małe rzeczy innym. Wiesz, oni nawet o tym nie wiedzą. Mój trud ofiarowuję za różne osoby, w ich intencjach. Zmywanie naczyń oddaję za kogoś, kto właśnie wysłał mi SMS-a, a do tego, kiedy chłopcy się spokojnie bawią, przez siedem minut przy tym zmywaniu mówię Koronkę do Bożego miłosierdzia z YouTubem. Ot, i tyle. Małe rzeczy, ale tyle mogę i tyle robię.

 

  1. Lektura duchowa

Czytam coś, co daje mi duchowy wzrost. Najwięcej czytałam, kiedy karmiłam piersią. Szczególnie w nocy miałam obok książkę i lampkę, aby móc karmić i czytać. Teraz czytam mniej, ale to wcale nie znaczy, że mniej mi to pomaga. Czasami kilka zdań buduje.

 

  1. Równowaga

Odcięłam się jednak od „tylko” słuchania konferencji, rekolekcji czy czytania książek i artykułów. Lepiej przeczytać stronę i wcielić ją w życie, niż przeczytać dziesięć książek i nic z nich nie wziąć dla siebie.

Łakomstwo duchowe szkodzi, bo tyje się od niego pustymi duchowymi kaloriami. Trzeba duchową strawę jeść, ale i od razu ją spalać – wtedy duch żyje zdrowo.

 

  1. Wyluzujmy, idźmy spokojnie, w swoim tempie

Nie podam Ci przepisu na najlepsze ciasta. A o sposoby przygotowania mięs nawet się mnie nie pytaj. Nie umiem wielu kulinarnych rzeczy, które innym mamom przychodzą z łatwością. Staram się na to nie narzekać, ale uczyć po trochu gotować bez porównywania się z innymi mamami. Przestałam się zamartwiać, że mam nierówno ułożone książki (choć zazwyczaj mam), że znowu przypaliłam kotlety (mój mąż mówi, że i tak mu smakują, choć widzę, że kawałek zostawia na talerzu), że ktoś już dwa razy umył okna, a ja mam ślady małych rączek na szybie.

Zrezygnowałam z porównywania się z osiągnięciami innych mam w dziedzinie czystości, umiejętności wszelkiego typu. Nie dlatego, że byłabym gdzieś dalej w punktacji, ale po to, by nie brać udziału w sztucznym wyścigu, z którego nic nie wynika, poza tym, że tracę.

Moje życie dziś wygląda tak, że słabo gotuję, a moje dzieci non stop piszą po ścianach. Wyścig z innymi o „najlepszość” powoduje tylko to, że nie dawałabym miłości sobie (bo ciągle coś mi nie wyszło) lub np. dzieciom, bo one coś psocą.

A tak – żyjemy swoim spokojnym życiem – z przypalonym kotletem i popisanymi ścianami. Ale z miłością w powietrzu. To podobno czuć, jak się do nas wchodzi. Duchowość to nie tylko to, jacy jesteśmy w stosunku do Boga, ale też do siebie i innych. Wszędzie powinna królować miłość. A takie instagramowe czy facebookowe dorównywanie innym czy gonienie innych, burzy miłość w domu.

I nie myśl tu, że zachęcam do zaniedbań w sferze domowej, nie, nie. Chodzi mi o to, by mieć swój rytm. To daje spokój, ale też daje przestrzeń dla Boga, daje czas dla Niego. Idź spokojnie w swojej codzienności, nie biegnij z innymi. Nic nie musisz przecież. Nie musisz nawet wprowadzać w życie tych punktów, które podałam (poza modlitwą i czytaniem Biblii), by być blisko Jezusa, ale może jakoś ci pomogą. Szukaj, a On da ci się znaleźć.

Kończę, kochana. Miej się dobrze – w każdej relacji – z Bogiem, mężem i dziećmi. Wracam do mojej szarości, która tylko przewiązana nicią Bożej obecności wydaje mi się do zniesienia. Część zdań pisałam z dzieckiem na kolanach lub późno w nocy. Wczytuj się w ten tekst z wyrozumiałością. Jak coś, to po prostu pytaj. Ściskam,

Marlena – mama taka ja Ty.