separateurCreated with Sketch.

„Dziecko jest katalizatorem naszych emocji”. Rozmowa z Anną Jadowską, reżyserką filmu „Dzikie róże”

ANNA JADOWSKA
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

W dziecku widzimy to, co w nas najgorsze, co nas drażni, męczy i przeszkadza. Posiadanie dziecka jest dziś wielkim wyzwaniem, czasami przekraczającym możliwości psychiczne i fizyczne – mówi Anna Jadowska, reżyserka filmu „Dzikie róże“.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Do kin wchodzi film „Dzikie róże” Anny Jadowskiej – reżyserki, scenarzystki (pracowała m.in. przy takich tytułach, jak „Niania w wielkim mieście”, „Uwikłani”, „Generał”; jako studentka zrealizowała wspólnie z Ewą Stankiewicz nagradzany, odważny film „Dotknij mnie”). Aletei opowiada o swoim najnowszym projekcie.

 

Jolanta Tokarczyk: Kiedy kwitną dzikie róże?

Anna Jadowska: Na przełomie maja i czerwca.

Pytam, bo kluczowe wydarzenia rozgrywają się na plantacji róż, co z kolei definiuje czas akcji oraz wiele filmowych wątków. Zostały zainspirowane prawdziwą historią czy są fikcją literacką?

Wychowałam się na wsi i zawsze chciałam nakręcić film, którego akcja toczyłaby się na plantacji róż. Opowiadam fikcyjną historię młodej matki, osadzoną jednak w realiach z mojego dzieciństwa. Fabuła filmu została wpisana w mapę mojej wsi. Rzeka, las, plantacja to miejsca, które zapamiętałam z dzieciństwa.


JOANNA KOS-KRAUZE
Czytaj także:
Kos-Krauze: Cierpienie jest po nic, nie uszlachetnia

 

„Dzikie róże” – film o trudach macierzyństwa

Dlaczego zdecydowała się Pani na tematykę związaną z macierzyństwem, trudnymi wyborami, niespełnieniem i odpowiedzialnością za innych?

Kiedy zaczęłam pisać scenariusz, miałam małe dziecko i chciałam zmierzyć się ze swoimi lękami, przepracować je i spojrzeć przez pryzmat filmowy na historię, która będzie mnie wewnętrznie dotykać, a nawet boleć. Szukałam tematu związanego z macierzyństwem. W tamtym czasie doszło do zabójstwa małej Madzi, co bardzo mnie poruszyło. Obserwowałam, co działo się w mediach, jak komentowano macierzyństwo tamtej kobiety. Nie chciałam robić laurki dla matek, ale pokazać różne oblicza macierzyństwa, również trud z nim związany.

Bohaterka zmaga się z dylematami moralnymi. Początkowo chce zostawić niechciane dziecko w szpitalu, ale pod wpływem różnych wydarzeń zmienia decyzję. Jak rozwijał się wątek psychologiczny postaci?

Niektóre elementy fabuły zaczerpnęłam z opowieści, jakie usłyszałam w ośrodku preadopcyjnym w Otwocku. Trafiają tam dzieci z Warszawy, które matki oddają po urodzeniu. Główny wątek filmu jest jednak nie tylko wynikiem moich poszukiwań i przemyśleń, ale także współpracy z aktorką Martą Nieradkiewicz (w roli Ewy). To ona moje myśli przelane na papier przekładała na rzeczywistość. Opowieść narastała wielowarstwowo, ale nie miała jednego źródła, inspiracji.

 

Anna Jadowska: Dziecko można porzucić emocjonalnie

Czy podejmując temat macierzyństwa i dzieciństwa, niełatwego, niechcianego, myślała Pani o tym, że film może stać się głosem w dyskusji na temat traktowania dzieci, a szczególnie przemocy wobec najmłodszych?

Robiąc film nie myślałam o tym, aby wpisywać go w jakiś ogólny obraz społeczny. Kiedy jednak przywołuję obrazy z własnego dzieciństwa – skromniejszego, ale bardziej beztroskiego, sielskiego – zaczynam dostrzegać różnice.

Mam też świadomość, że porzucenie dziecka nie zawsze musi być rozpatrywane w kontekście fizycznego pozostawienia w szpitalu czy oknie życia, ale może mieć formę porzucenia emocjonalnego. Obserwuję, że niektóre warszawskie dzieci są właśnie porzucone emocjonalnie. Całe dnie spędzają w szkołach, a z rodzicami mają minimalny kontakt, który sprowadza się jedynie do określenia planów na dany dzień.

W filmie zostało to wyraźnie pokazane w scenie, kiedy Marysia, kilkuletnia dziewczynka stoi po przeciwnej stronie ogrodzenia niż jej mama i nie chce podejść do rodzicielki.

Dziecko jest katalizatorem naszych emocji, widzimy w nim to, co w nas najgorsze, co nas drażni, męczy i przeszkadza. Mam też świadomość, że w sytuacjach kryzysowych, kiedy ludzie nie mają wsparcia w innych członkach rodziny albo nie potrafią sobie ułożyć życia, czy też mają kłopoty finansowe, posiadanie dziecka jest wielkim wyzwaniem, czasami nawet przekraczającym możliwości psychiczne i fizyczne. Nasze czasy są pod tym względem bardzo wymagające.


STANISŁAWA LESZCZYŃSKA, MARIA STACHURSKA
Czytaj także:
Premiera filmu o położnej z Auschwitz. Mengele kazał jej zabijać dzieci, ona nie posłuchała… Rozmowa z reżyserką

 

Poczucie winy i nieuchronność kary

W filmie czytelnie nakreślono problem winy i kary. Bohaterka czuje się winna zdrady, a w niektórych środowiskach poczucie winy i nieuchronność kary są nierozerwalne.

To nie bohaterka czuje się winna, to społeczeństwo wmawia jej poczucie winy. W takich warunkach wzrastamy, a nawet rodzimy się z poczuciem winy i kary. W religii katolickiej jest to szczególnie silne. Małe społeczności mają katalog zasad i wszystko, co wykracza poza ogólnie przyjęte normy, natychmiast zostaje nazwane i wytknięte, a później wypchnięte poza margines. To prowadzi do stygmatyzowania osób, które postępują inaczej. Z tego powodu pewne rzeczy ukrywa się nawet przed najbliższymi, a jeśli wychodzą na jaw, kończy się to ogromnym poczuciem winy.

Zależało mi na pokazaniu w filmie portretu autentycznej kobiety, która ma wady i zalety, ma prawo do popełniania błędów i szuka własnej drogi w życiu, a nie idzie utartym schematem, starając się spełnić oczekiwania innych. Ponadto chciałam pokazać, że żyjemy w kraju o podwójnych standardach, kobiety są surowiej oceniane, gdyby podobna historia wydarzyła się mężczyźnie, byłby potraktowany łagodniej.

Dzikie róże to kolor kwiatów i zieleń liści, barwy lata i nieokiełznane zakątki ludzkiej natury. Co jeszcze zapowiada tytuł filmu?

Tytuł „Dzikie róże” towarzyszył mi od dawna, ponieważ chciałam zbudować obraz, który pokaże związek pomiędzy bohaterką a naturą. Ta natura jest w nas, w czasie kwitnienia róż wszystko dookoła wrze, buczy, pulsuje, zapowiadając upalne lato. Ewa też powinna być w takim momencie rozkwitu, powinna korzystać z dobrodziejstw, które niesie życie. Powinna czerpać z niego radość. Ale z powodu tego, co się stało, wycofała się i zamknęła się w sobie, trochę wbrew naturze. A tymczasem ta natura woła, aby bohaterka zdjęła z siebie blokady, które ją krępują.


Dzieci na planie filmowym
Czytaj także:
Z domu dziecka na plan filmowy

 

 

Piętno samotnego macierzyństwa

Skąd w filmie wątek Komunii świętej?

Uroczystość komunijna w naszej kulturze jest czasem inicjacji, wyjścia z okresu dzieciństwa. Chciałam zobaczyć ten moment oczami  dziecka, będąc jeszcze w trudnej sytuacji emocjonalnego porzucenia przez rodziców. Kreśląc portrety trzech kobiet: babci, córki i wnuczki próbowałam pokazać, jak bardzo na różnych etapach życia jesteśmy wtłaczani, szczególnie kobiety, w schematy, jak bardzo staramy się podporządkować wyobrażeniom innych na nasz temat. W czasie uroczystości komunijnej okazuje się, że te oczekiwania przerastają możliwości percepcyjne i wyobrażenia małej dziewczynki i nikt nie pochyla się nad nią, żeby ją przez ten proces przeprowadzić.

Schemat się powtarza, matka nie uchroniła córki przed błędami, które sama popełniła w młodości.

Konstruując postać starszej kobiety – babki – z Haliną Rasiakówną, która gra tę rolę, zastanawiałyśmy się, czego mogłaby obawiać się ta kobieta. Doszłyśmy do wniosku, że skoro ją spotkał trudny los, boi się o córkę i pragnie uchronić ją przed dramatem, którego sama doświadczyła. W czasach jej młodości społeczeństwo było jeszcze bardziej restrykcyjne i mocniej piętnowało samotne macierzyństwo. Filmowa matka stała się więc inicjatorką decyzji, jakie podejmowała jej córka, ale większość matek postępuje podobnie w tzw. dobrej wierze.

Dom jest symbolem budującej się relacji między małżonkami, ale są to relacje trudne, toporne. Dom jest niedokończony, a więzi rodzinne zaburzone.

Główna bohaterka filmu szybko została mamą, a w jej życiu nie było czasu na to, aby zintegrować się z samą sobą, posłuchać wewnętrznego głosu. Wcześnie urodziła dziecko i nie nauczyła się budować głębokich relacji z innymi, a dom, jaki tworzą z mężem, jest niedokończony – jak ich związek. To wnętrze ciągle jest w rozsypce i nic tam do siebie nie pasuje. Mężczyzna też jest wtłaczany w kliszę – przymus zarabiania pieniędzy i wybudowania domu.

Choć film porusza trudne tematy i zmusza do niełatwych wyborów, bohaterka wychodzi z nich obronną ręką.

Ewa, jak to często bywa, jest w takim momencie życia, że błądzi. Wszystkie te sytuacje budują ją jednak jako człowieka oraz sprawiają, że dojrzewa do podejmowania własnych decyzji.

Film w kinach od 29 grudnia 2017. Jaki  następny projekt przed Panią?

Mam potrzebę odpoczynku, bo ten film dużo mnie kosztował, mimo że skończyłam go jakiś czas temu. Piszę natomiast historię zbliżoną do „Dzikich róż” opartą na prawdziwym zdarzeniu, które miało miejsce kilka lat temu w Łodzi. Starsza kobieta, która nie miała za co żyć, w akcie desperacji napadła na bank. To uruchomiło kolejne nieprzyjemne wydarzenia. Śledztwo, rozprawę w sądzie. Tyle zaczerpnęłam z tej historii, a reszta to fikcja literacka. Chciałabym nakręcić czarną komedię z silną rolą kobiecą w stylu „Sekretów i kłamstw” Mike’a Leight’a. To jednak projekt, który znajduje się dopiero na etapie scenariusza i praca nad nim zaplanowana jest na kolejne lata.

Jeśli nie widzisz wideo, kliknij TUTAJ.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.