Miłość i wolność w małżeństwie. Trudno o dobre proporcje. Bo ile tej wolności mamy sobie dać, żeby miłość nie ucierpiała?
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Wolność łatwo skojarzyć ze swobodą. Swobodą obyczajów również. Z poczuciem bezkarności. Brakiem kontroli. Żeby nie powiedzieć: nadzoru. Jak ja na niego nie będę cały czas patrzyła, on będzie patrzył na inne. I tak niepostrzeżenie więź między nami może się osłabiać albo zostać przerwana.
Co ma wolność do miłości małżeńskiej?
Strzeżonego Pan Bóg strzeże, mówiły nasze babki. Ta mądrość ludowa często czyniła z małżeństwa taką nieszczęsną zagrodę. Płot nie był potrzebny. Żona występowała w roli pastucha elektrycznego. Nie wiem, czy to taka wymarzona wersja scenariusza dla dwojga.
Wolność w małżeństwie ma więcej wspólnego z miłością, niż ci się wydaje. Razem w szczęśliwym małżeństwie, to znaczy też często osobno. Małżeństwo to przybliżanie się i oddalanie. To jak wdech i wydech. Naturalna rytmika. Dobrze ten rytm wyczuwać w sobie wzajemnie. I nie bać się dawać wolności.
Żeby dobrze nam było razem, musimy zadbać o zdrową strefę oddalenia. Każda osoba ma inaczej ustawione granice wolności. Warto dowiedzieć się, ile ja potrzebuję wolności, a ile mój mąż. I negocjować. Przyjrzeć się. Jakie on ma potrzeby wycofania się, a jakie ja? Nie odmierzać miarką za miarkę. Jedna idzie za ścianę i już czuje, że może głęboko odetchnąć. A inna musi się wyizolować wyjeżdżając na cały weekend. Albo chce się wymilczeć, bo cisza jest jej potrzebna do odpoczynku, do złapania kontaktu z samą sobą.
Czytaj także:
3 kroki, by rozpalić intymność i pasję w małżeństwie
Potrzeba własnego terytorium
Ktoś jest wychowany w rodzinie wielodzietnej i dobrze funkcjonuje, kiedy cały czas ktoś jest obok. To mu nie przeszkadza. A niekiedy ta potrzeba własnego terytorium jest bardzo istotna. I nieustanne domowe ciepełko będzie parzyło, a nie grzało.
– No i co tak nic nie mówisz?
Ile razy tak do niego mówiłaś? I co, lepiej było? Gorzej pewnie.
Warto być uważną. I nie uszczęśliwiać na siłę swoją obecnością. Potrzeba izolacji zmienia się w zależności od tego, co akurat przeżywamy, czy jest nam dobrze czy źle, czy jesteśmy zmęczeni, przepracowani, coś nas boli. Czasami ktoś chce mniej rozmawiać, mniej słuchać, a innym razem pragnie być bardzo blisko.
Wspólnota małżeńska zakłada rozdzielczość pewnych problemów
Mąż nie może być zakładnikiem tego, że wniosłam w posagu traumy, problemy, nierozwiązane konflikty. Bo pojawia się pokusa, że skoro on tak mnie wyczuwa, to ja go mianuję moim terapeutą, spowiednikiem czy coachem.
A właściwie, gdyby mnie naprawdę kochał, to by te moje wewnętrzne demony same zniknęły. A tu pojawia się nieporozumienie i on coś krzyczy, a przecież wie, że nie można na mnie podnosić głosu, bo mój ojciec był alkoholikiem i się awanturował. Mam uraz. Ale do niego to nie dociera. To ja mu teraz zafunduję ciche dni, bo on akurat tego nie znosi, bo u niego wszyscy na siebie pokrzykiwali i uważali, że to taka naturalna, zdrowa ekspresja. Lęki z dzieciństwa zdarzają się, ale nie warto pielęgnować dziecięcego bólu i karać drugą stronę za to, co nieprzepracowane.
Albo: jakoś tak patrzę na ten cały świat i nie czuję radości. Nie wiem, dlaczego, ale takie mam poczucie niespełnienia, dziwnej markotności. Moja mama też taka była niespełniona. A ten mój mąż to zamiast biec mi z odsieczą, pokazywać, że życie jest piękne – to on nic. Naczynia wkłada do zmywarki i gada, co jutro kupić. A ja czuję się taka nieudana, że nie mam na to siły. Dlaczego on tego nie widzi?!
Obarczam jego tym, że czuję się słaba i niepewna. On nie zaniedbuje, nawet nie musi być obojętny. On po prostu nie ma kwalifikacji, żeby jej pomóc. I ta jego pozorna nieczułość to może być bezradność. Co mam zrobić?! I dlaczego ona tylko jest wrażliwa na swoim punkcie? Ja też mam swoje smutki.
Czytaj także:
Daj mężowi kredyt zaufania
Wolność to brak oczekiwania, że małżeństwo będzie zadośćuczynieniem za wszystko, co było złe
Nie będzie. I właśnie tak jest dobrze. Chcesz wolności dla swoich potrzeb, tym samym przywilejem obdaruj męża. Klucz tkwi w zrozumieniu. Że często nie robimy czegoś na złość drugiej stronie, tylko tak nam się przytrafia. Bo tak nas wychowano, na przykład.
Można być w dobrym małżeństwie i jednocześnie przeżywać pewne trudności, za które trudno obarczać drugą stronę. Niekiedy mąż i żona robią z siebie dwugłowego smoka.
W jedności siła. Damy radę. Nic nas nie pokona. No, ładna jest taka wspólnota, ale taka praca ramię w ramię często umniejsza kontakt serce w serce czy ciało w ciało. Oni już nie są razem, tylko się skleili. Jedno przylgnęło do drugiego. Tak dużo tej zasysającej miłości, że nie ma miejsca na wolność.
Trzymanie się cały czas za rączkę jest może i urocze, ale niszczy namiętność. Oddalenie buduje żywą bliskość. Pomaga znowu zobaczyć się świeżymi zmysłami. Poczuć pożądanie. Potrzebę fizycznej czułości. Bez oddalenia nie ma intensywnej, zdrowej i apetycznej bliskości.
Czytaj także:
Co robić, gdy Twoja druga połowa jest nie w humorze
Wolność stanowi paliwo emocjonalne dla uczuć
Małżeństwo to często szara strefa uczuć. Trudno o ekscytację, euforię, dramaty rodem z filmów z Sandrą Bullock. A jak coś jest szare, to niby nie kłuje w oczy, ale też za bardzo się nie podoba. I wtedy, całkiem naturalne jest, że jak coś tam błyśnie z boku, to się człowiek obejrzy. Kobieta też człowiek. Mężatka również. I tu mąż markotny, a kolega w pracy tak się głośno śmieje, że aż gorąco się robi.
Zachwyt platoniczny kolegą – rzecz równie odświeżająca, co niebezpieczna.
Może tak się zastanowić, dlaczego mężowi nigdy nie jest do śmiechu? Dlaczego odżywam w pracy, poprawiam cztery razy szminkę przed wyjściem do stołówki, a po domu naburmuszona i w dresach przechadzam się?
To może ja w tej rozciągniętej bawełnie i z taką miną do pracy pójdę, to zobaczę, czy koledze tak błyśnie oko na mój widok. A do kolacji ustroję się i z karminem na ustach będę się śmiała z marnych dowcipów męża i zaraz się okaże, że on się od tego mojego zachwytu odrodzi, i jakby jego poczucie humoru też na tym zyska.
Czytaj także:
Mamy klucze do szczęśliwego związku! Chętnie się nimi podzielimy
Wolność dodaje świeżości
Inaczej na siebie patrzymy.
O – mąż wrócił. Był z kolegami na nartach. Zamiast się ucieszyć – badawczo go lustruję, obwąchuję, bo może taki ładny, bo coś zbroił w myślach, w mowie. Czy nie daj Bóg w uczynkach złych. I już swoją wyobraźnią sama się wrzucam do więziennych lochów.
A może być inaczej. Wrócił. Jakiś inny. Trochę się opalił na stoku. Skończył czterdziestkę, ale ciągle zachował w sobie chłopięcość. Podoba mi się ten mój mąż. I już jest fajniej.
Bez wolności nie ma miłości. Banał. Ale piękny.
Czytaj także:
Dlaczego nie boję się kochać męża bardziej niż on kocha mnie