Podejrzliwość niszczy małżeństwo tak samo, jak niewierność.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Spotkałam dawnego znajomego, który wyemigrował do Australii, a teraz przyjechał na kilka tygodni do kraju. Miałam jego aktualne zdjęcie na portalu społecznościowym, ale kiedy go zobaczyłam oniemiałam. W ciągu tygodnia z szatyna przyprószonego nobliwą siwizną, zrobił się platynowy blondyn. Spalone włosy i wyraźna egzema na czole. Żal było patrzeć.
– Co się stało?! To jakaś alergia?
– Nie, nic, wydukał zmieszany. – Przed wyjazdem, żona powiedziała, że skoro mam spotkać się z przyjaciółmi z młodych lat, to musi o mnie zadbać. Uważała, że te siwe włosy bardzo mnie postarzają.
– Ale dlaczego użyła aż tyle perhydrolu? – zapytałam chyba niezbyt taktownie. – To chyba blond Marilyn Monroe?
Poczerwieniał:
– Mogłem to przewidzieć. Bo wiesz, ona jest o mnie taka zazdrosna.
Zrozumiałam, że nie o odmłodzenie tu chodziło, ale o oszpecenie. Ta historia mogłaby być całkiem wesołą anegdotą, gdyby nie cierpienie dwojga bohaterów.
Zazdrość prowadzi na manowce
„Kto nie jest zazdrosny, nie kocha” – wyznał święty Augustyn. Nie ma miłości bez zazdrości – ale jak we wszystkim, tu również ważny jest umiar. W nadmiarowej podejrzliwości więcej jest bólu niż zamaskowanego zachwytu.
Jakaś kobieta spojrzała z błyskiem w oku na Twojego męża, a on wcale się nie speszył i przytrzymał spojrzenie. Robisz maleńką awanturkę, która jest nawet seksowna. Poczuł, że kochasz. Że Ci zależy. I już, paradoksalnie, jesteście bliżej siebie niż dalej.
Ale takie naturalne i urocze igiełki zazdrości, mogą nie wiadomo kiedy przemienić się w siłę, którą trudno będzie kontrolować. W imię miłości można przecież robić całkiem złe rzeczy: przeszukiwać kieszenie i komórkę męża, łamać hasło jego skrzynki mailowej. – To imię naszego psa! Jaki on głupiutki!
Obsesyjnie kontrolując męża, łatwo o utratę panowania nad swoim życiem. Nadmierna czujność zabiera energię i radość z bycia we dwoje, deformuje życie małżeńskie. Kiedy nie ma powodów do zazdrości, wyobraźnia potrafi je wyprodukować.
Czytaj także:
Podejrzewasz męża o zdradę? Zanim spakujesz mu walizki, przeczytaj ten tekst
Niszczycielska siła zazdrości
Postrzeganie drugiej osoby jest zniekształcone. Każdy gest, spojrzenie, nowy dodatek do garderoby, inne słowo, grymas, wszystko nabiera nowych, dodatkowych znaczeń, które podsycają ból.
Nie chce ze mną rozmawiać – jest źle.
Nagle chce ze mną rozmawiać – pewnie ma coś na sumieniu.
Jest jakiś zadowolony – myśli teraz o innej.
Jest smutny – nie wie, jak się wyplątać z małżeństwa.
Pocałował mnie jakoś bardziej czule – no tak, wynagradza mi. Jest mu mnie żal, bo nawet nie wiem, że on kocha inną.
Chorobliwa zazdrość wytwarza podejrzenia ze wszystkiego. Za mocno dziś się wyperfumował, przyszedł dziwnie smutny jakiś albo zbyt wesoły, kupił mi kwiaty, już mi nie kupuje kwiatów.
Zazdrośnica męczy się swoimi podejrzeniami, ale sobie nie odpuszcza. Niepewna, napięta, rozgorączkowana, w silnym stresie, niepewności, poczuciu niższości, skrzywdzeniu. Szuka dowodów na swoją mękę, bo to ma przynieść jej ulgę:
A nie mówiłam!
Ale ulgi nie ma. Szpiegowanie nie ma końca, i cierpienie nie ma końca.
Czytaj także:
Klucz do lepszego życia w małżeństwie
Zazdrość ma swoją logikę
Zazdrość nie leczy się zapewnieniami: – Kochanie, kocham tylko ciebie! Zazdrośnik nie potrzebuje dowodów miłości, potrzebuje terapii. I to nie terapii małżeńskiej, żeby sobie wyjaśnić to i owo.
Zazdrosna osoba potrzebuje terapii indywidualnej. Musi uporać się ze sobą. Dopiero potem może budować zdrowe małżeństwo.
Zazdrośnicy żyją w zapętlonych myślach. Wszystkie napędzane są cierpieniem, że jest się niekochanym, odrzuconym, gorszym, wykorzystanym.
Osoba zazdrosna potrzebuje pracy nad sobą, a dopiero potem może budować zdrowa bliskość.
Zobaczyć, że napięcie wewnętrzne nie jest reakcją na zachowanie męża czy żony. Zrozumieć, że wcale nie poczuję się lepiej, jak będę drugą stronę skuteczniej nadzorować.
Poczuję się lepiej, jak zacznę rozumieć siebie. Odnajdę dostęp do kłębowiska własnych uczuć. Odzyskam kontrolę nad swoimi emocjami, a nie nad osobą, którą kocham.
Czytaj także:
Kocham czy lubię? Jedno i drugie!
Zazdrość karmi się zaniżonym poczuciem własnej wartości
Jestem zazdrosna, bo kiedyś byłam zdradzona, oszukana, ośmieszona. Albo jako dziecko byłam świadkiem odejścia ojca do innej kobiety. Widziałam cierpienie mojej matki. Jej bezbronność, kruchość.
Czasami ogólny poziom lęku i niepewności sprzyja nadmiernej kontroli męża.
I może on być kompletnie nieatrakcyjny i wierny jak psina, ja i tak w mojej głowie zrobię z niego amanta, co uwielbia kobiety! Do czegoś przecież ta wyobraźnia musi mi się przydać. I już kocham namiętnie. Zieję zazdrością, bo ja tak go kocham. I nawet nie widzę, że ten ogień nie tyle podsyca namiętność, co wszystko pali i niszczy.
Zazdrość często używana jest jako środek profilaktyczny. Lepiej na nic mu nie pozwolić, niż potem żałować, że się było za dobrą.
Nieustanne inwigilowanie, robienie awantury, że on się obejrzał za kimś, z kimś na przyjęciu za długo rozmawiał, z dziwnym uśmieszkiem przepuścił w drzwiach jakąś kobietę – te wszystkie wątpliwości, pretensje i żale – to również zachowania przemocowe.
Drobne wątpliwości niespiesznie zamieniają się w otwarty konflikt, wrogość i przemoc. Również autoagresję.
Kobieca zazdrość często niszczy ją samą, od środka. Męska zazdrość najczęściej eksploduje. Przybiera formę agresji werbalnej i fizycznej. Badania pokazują, że większość aktów przemocy domowej jest napędzanych zazdrością.
W imię miłości dopuszczamy się bardzo złych rzeczy. Warto o tym pomyśleć, zanim znowu powiemy skruszone: – No bo ja cię tak kocham!
Czasami może już być po prostu za późno nawet na najpiękniejsze wyznanie.
Czytaj także:
12 sposobów, by bez słów powiedzieć „kocham cię”