Zobacz, jak w prosty sposób ogarnąć domowy chaos i pozbyć się bałaganu.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Minimalizm – sposób na ogarnięcie chaosu
Od dłuższego już czasu szukam sposobów na zredukowanie liczby otaczających mnie przedmiotów. W pewnym momencie poczułam się przytłoczona ilością posiadanych rzeczy. Dosłownie i w przenośni. Brakowało mi przestrzeni w domu, a dodatkowo miałam dość sprzątania, które, wraz z powiększaniem stanu posiadania, zajmowało coraz więcej czasu.
W efekcie zaczęłam dostrzegać piętrzące się wokół rzeczy, które przestały mi się podobać i/lub być użyteczne. Na część z nich patrzyłam i zadawałam sobie pytania: dlaczego to mam? Czy naprawdę tego potrzebuję? Wszyscy w mojej rodzinie mają takie rzeczy, czy ja też powinnam? Może boję się to wyrzucić, bo kiedyś się przyda?
Chodziłam z tymi pytaniami i nic się nie zmieniało. Do czasu. Na początku pomocna okazała się metoda Marii Kondo – zostawić rzeczy, które sprawiają radość. Jednak trudno mi było ją zastosować do wszystkich kategorii. Sprzęt kuchenny czy literatura branżowa wymykały się temu kryterium (5 litrowy garnek nie wywołuje we mnie radości, ale czasem się przydaje). Dlatego szukałam dalej. Inspiracje i rozwiązania znalazłam na polskich i zagranicznych blogach minimalistów.
Czytaj także:
Minimalizm nie dla każdego?
Sentymentalne pudełko
Co zrobić z rzeczami, wobec których czujesz sentyment, a zajmują znaczną część domu? Listy miłosne od ukochanego, rysunki dziecka, rodzinne pamiątki, prezenty od bliskich – to wszystko rzeczy, z którymi trudno się rozstać.
Minimaliści proponują, żeby stworzyć sentymentalne pudełko, do którego włoży się wszystkie tego typu rzeczy. Gdy masz ich za dużo, np. wiele rysunków od swojego dziecka, to wybierz te, które wywołują w Tobie najwięcej emocji czy wspomnień.
Resztę wyrzuć (ewentualnie możesz zrobić ich zdjęcia, tylko czy kiedyś ktoś je obejrzy?). Gdy rzeczy mają duże gabaryty, to zostaw tylko ich część (np. kawałek ulubionej spódnicy czy klucz do starego i zniszczonego kredensu). Ja postawiłam sobie wyzwanie i wszystkie rzeczy, do których miałam sentyment schowałam do pudełka lub wyrzuciłam. Będę z Tobą szczera, wobec części z nich, zanim zdecydowałam, co z nimi zrobić, musiałam zastosować inną metodę – przenieść je do strefy odleżenia.
Czytaj także:
Poślubiłam minimalistę!
Strefa odleżenia
To takie miejsce (w moim domu to duża torba na zakupy), w którym trzymasz przedmioty, których raczej już nie chcesz mieć, ale jakoś nie umiesz się ich pozbyć. Rzeczy spędzają tam określony czas – u mnie dwa miesiące. Przez ten okres najczęściej zapominam, co tam jest. W efekcie, gdy ponownie przeglądam te rzeczy, dużo łatwiej zdecydować mi, co z nimi zrobić. Najczęściej się ich pozbywam.
Test użyteczności
Na to rozwiązanie trafiłam w książce Chcieć mniej. Minimalizm w praktyce polskiej blogerki – Katarzyny Kędzierskiej. Trudno pozbyć się rzeczy, które są jeszcze dobre i niezniszczone, które nadają się do użytku. Dotyczy to szczególnie ubrań.
Znasz to – nie chodziłaś w tej sukience/koszuli/spódnicy już od dwóch lat, ale liczysz, że może jeszcze ją założysz. Rozwiązaniem jest przeprowadzenie testu użyteczności.
Podejdź do swojej szafy i weź ubranie, o którym myślisz w ten sposób. Załóż je i pójdź gdzieś, gdzie mogą zobaczyć Cię ludzie, np. do sklepu, do kina lub do znajomych. Jesteś w stanie to zrobić? Jeżeli tak, to ok, zostaw je w szafie. Ma ono potencjał. Jeżeli nie – po co je trzymać?
Czytaj także:
Posprzątaj, a będziesz szczęśliwszy!