separateurCreated with Sketch.

Cyryl i Metody: zakochani w Chrystusie do szaleństwa, mądrzy i wykształceni

ŚWIĘCI CYRYL I METODY
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Elżbieta Wiater - 17.02.18
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Pokazali, jak ewangelizować skutecznie i z wyczuciem. Tych dwóch braci zmieniło na zawsze mentalność Słowian i ich kulturę. Zaczerpnęli z niej hojnie i nasycili Ewangelią, jednocześnie pozwalając tym ludom zachować własną tożsamość. I jak tu ich nie kochać?
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Urodzili się w Sołuniu (jak mówili wtedy Słowianie) czy też Salonikach (jak mówili Grecy) na początku IX w. Michał był starszy i wybrał drogę kariery politycznej. W niedługim czasie został archontem, czyli zarządcą jednej z prowincji w cesarstwie.

Młodszy, Konstanty, bez namysłu poszedł za głosem powołania kapłańskiego. Wyświęcony w Konstantynopolu, wybitnie zdolny intelektualnie, a do tego świetny dyplomata, miał przed sobą błyskotliwą karierę w Kościele hierarchicznym. Jednak obaj bracia mieli pewną słabość i obaj jej ulegli.

Ucieczka

Michała doprowadziła ona na Olimp, Konstantego – na wybrzeże Morza Czarnego (uciekł tam chyłkiem, znaleziono go dopiero po pół roku). Obaj też zmienili imiona – Michał stał się Metodym, a Konstanty – Cyrylem. Krótko mówiąc, tęsknota za kontemplacją Boga potrafi nieźle namieszać w życiu.

Młodszego oderwano na kilka lat od realizacji marzeń monastycznych. Wykładał filozofię w Konstantynopolu (dlatego nosi przydomek „Filozof”), a potem udał się na misję dyplomatyczną do Saracenów. Po jej zakończeniu wreszcie pozwolono mu dołączyć do brata, by wspólnie mogli prowadzić życie mnisze.

Powrót

Nie trwało to długo – znów wysłano, tym razem obu, z misją na Krym. Tam, w Chersoniu, znaleźli i wykupili relikwie papieża Klemensa I. Od tamtej chwili towarzyszył im w misjach, i sądząc po ich skuteczności, był dla braci dużym wsparciem.

Kiedy w 863 r. do Bizancjum przybyło poselstwo od księcia wielkomorawskiego Rościsława, by prosić o „biskupa i nauczyciela takiego (...) który by w (naszym) własnym języku prawdziwą wiarę chrześcijańską wykładał”, Metody i Cyryl z chęcią podjęli to wyzwanie. Od dzieciństwa mieli kontakt z ludami słowiańskimi, ponieważ wychowali się w rejonie styku kultury bizantyjskiej i słowiańskiej.

Starszy brat miał talent i umiejętności organizacyjne, młodszy wiedzę z zakresu filozofii i znajomość różnych wierzeń oraz zdolności językowe. Obaj byli dobrymi dyplomatami, ale przede wszystkimi ludźmi głębokiej wiary i zakochanymi w Chrystusie.

Misja

Udali się do księstwa Rościsława i tam musieli się zmierzyć z dwoma wyzwaniami. Pierwsze z nich stanowiła bariera językowa. Stąd pomysł, by stworzyć alfabet umożliwiający zapis języka Słowian – tak powstała głagolica. Bracia zdecydowali się także na bardzo odważne rozwiązanie: przełożyli na język słowiański liturgię. Bronili tego pomysłu na synodzie w Wenecji w 866 r. i to z powodzeniem.

W następnym roku dotarli ze słowiańskimi księgami liturgicznymi do Rzymu, gdzie papież Hadrian II od razu je pobłogosławił i zatwierdził. Wywołało to konflikt z niemieckim duchowieństwem. I tu dotykamy drugiej kwestii, z którą w państwie Rościsława musieli mierzyć się Bracia Sołuńscy, mianowicie rozgrywek politycznych mających na celu podporządkowanie tych terenów książętom niemieckim.

Jako narzędzia podboju ci ostatni chcieli użyć właśnie religii: łacińska administracja kościelna podporządkowana niemieckim biskupstwom wydawała się świetnym rozwiązaniem. Biskupi łacińscy mieli już nieco osiągnięć w chrystianizacji tamtego terenu, więc krytykując liturgię w języku narodowym, starali się pozbyć Metodego i Cyryla.

Karawana misyjna idzie dalej

Ci na szczęście, jak wspomniałam wyżej, zyskali poparcie papieża. Co więcej, wyświęcił on trzech kapłanów i dwóch lektorów spośród Słowian, co gwarantowało dalsze trwanie misji. W 867 r. Metody zostawił w Rzymie relikwie św. Klemensa I oraz Cyryla, który zmarł w jednym z klasztorów.

Starszy z braci wrócił na tereny misyjne już jako legat papieski, więc cieszący się zdecydowanie większym autorytetem. Kilka lat później papież wyświęcił go na biskupa i obdarzył tytułem metropolity Sirmium w Państwie Wielkomorawskim.

Niemieccy biskupi nadal próbowali podważać jego metody pracy, ale Metody najwyraźniej przyjął za swoją nieoficjalną dewizę przysłowie o karawanie i szczekających psach. Do tego stopnia ignorował pretensje łacinników, że ruszył z misją do Czech (a więc na ich tereny wpływów) i tam ochrzcił księcia Borzywoja i jego dwór.

Kiedy czytam o Cyrylu i Metodym, dźwięczą mi w pamięci słowa Psalmu 133: „O jak dobrze i miło, gdy bracia mieszkają razem”. Tych dwóch zakochanych w Chrystusie do szaleństwa, a przy tym mądrych i wykształconych ludzi, zmieniło na zawsze mentalność Słowian i ich kulturę. Zaczerpnęli z niej hojnie i nasycili Ewangelią, jednocześnie pozwalając tym ludom zachować własną tożsamość. I jak tu ich nie kochać?

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.