Jezus zapowiedział jej, że będzie mogła rozdawać łaski według własnej fantazji i przekonania: „Czyń, co chcesz, rozdawaj łaski, jak chcesz, komu chcesz i kiedy chcesz”. Dlaczego by z tego nie skorzystać?
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Prawdziwą miłość mierzy się termometrem cierpień – św. Faustyna Kowalska
To na zawsze będzie już dla mnie wyjątkowa święta. Pierwsza, z którą nawiązałem osobistą relację, która poruszyła mnie, przed którą miałem odwagę się otworzyć, zaufać jej, szukać jej wsparcia. Do końca życia będę miał w pamięci te godziny wyklęczane i wysiedziane przed jej grobem w starej kaplicy klasztoru w krakowskich Łagiewnikach.
Czytaj także:
Św. Aldhelm: „Żeby zdobyć dusze, trzeba pozyskać uszy” [Wszyscy Świetni]
Dotąd to właśnie miejsce (a nie pobudowane obok gigantyczne i, na mój gust, nieco przytłaczające Sanktuarium Miłosierdzia Bożego) jest dla mnie świętą przestrzenią, w której niebo tworzy amalgamat z ziemią. Wszystko za sprawą prostej, piegowatej i „ryżawej” wiejskiej dziewczyny z podłódzkiej wsi, która przeżyła wszystkiego 33 lata, skończyła trzy klasy podstawówki, w co piątym napisanym zdaniu sadziła błąd gramatyczny i, bez cienia wątpliwości, była jedną z najważniejszych postaci XX wieku.
Bóg mówił do niej bezpośrednio
Nie ma chyba osoby interesującej się choć trochę katolicyzmem, która nie znałaby, choć z grubsza, biografii świętej siostry Faustyny (Heleny) Kowalskiej (tym, którzy nie znają, trzeba polecić świetne biografie, choćby tę pióra Ewy K. Czaczkowskiej; ja mnóstwo dowiedziałem się też z wydanych w 2011 r. „Wspomnień o świętej siostrze Faustynie Kowalskiej”, w których wypowiadają się bez ogródek i cenzury ci, co znali ją osobiście).
Urodziła się w 1905 r. w biednej, rolniczej, wielodzietnej rodzinie. Mając 14 lat, musiała iść do pracy i przez blisko sześć lat pracowała w kilku domach jako służąca, pomoc domowa, opiekunka do dzieci (kochana przez te dzieci, które nie tylko zaganiała do pobożnych praktyk, ale też bawiła wspaniale opowiadanymi bajkami i pomysłowymi grami).
Od wczesnego dzieciństwa, jeszcze jako do paroletniej dziewczynki, Bóg mówił do niej bezpośrednio, w natchnieniach, intuicjach, widzeniach. A ponieważ Helena tych natchnień nie puszczała mimo uszu, odpowiadała na nie, autentycznie przejmowała się tym, co widzi i słyszy – będą trwały do końca jej życia. Dla niej od samego początku Bóg nie był ideą, eterycznym majestatem, groźnym sędzią – był Osobą. Kimś, kogo – jasne – czci się, ale z kim po prostu się rozmawia. Na którego słowa i wskazówki się reaguje, a nie udaje, że nic się nie widziało, nie słyszało.
Stać się wszechświatową głosicielką miłosierdzia Bożego
Helena (a później Faustyna) przez całe swoje życie, zanurzona po uszy w tej relacji, dokonywała wyborów, na które bez Jego inspiracji nie byłaby w stanie sobie pozwolić. Sto lat temu mieliśmy społeczeństwo dużo bardziej kastowe niż dziś, a ona – dziewczyna z nizin – zupełnie bez planu jedzie do obcej sobie Warszawy, idzie do wskazanego (w widzeniu, a raczej w „słyszeniu”) księdza, ten wysyła ją do ludzi, u których jest w stanie zarobić na posag, bez którego nie przyjmą jej do klasztoru, który też Bóg wskazał jej palcem.
Później przez ponad dziesięć lat cierpliwie słucha kolejnych pomysłów Pana Jezusa, który każe jej – kucharce, ogrodniczce, bieliźniarce, klasztornemu popychadłu – stać się wszechświatową głosicielką miłosierdzia Bożego, apelować o ustanowienie Święta Bożego Miłosierdzia, które przypominałoby ludziom, że bez względu na to, jak rozległa jest otchłań ludzkiej słabości, Bóg jest od niej większy i wystarczy jeden akt woli, by natychmiast zapomniał wszystkie nasze grzechy, odbudował więź, dał człowiekowi zupełnie nowe życie.
Bóg na CIEBIE czeka! TERAZ! JUŻ!
Przecież Jezus mógł do tej roboty wybrać dowolnego profesora teologii (jednego z nich, księdza Michała Sopoćkę, dziś błogosławionego, uczynił, co prawda, spowiednikiem i kimś w rodzaju sekretarza i wydawcy siostry Faustyny, ale to jednak z nią rozmawiał tak bezpośrednio, nie z nim), kardynała czy innego kościelnego celebrytę. A wybrał ją, ledwo gramotną, ale niezwykle trzeźwą i konkretną dziewczynę i kazał iść i zapalać cały świat wezwaniem: „Bóg na CIEBIE czeka! TERAZ! JUŻ!”.
Czytaj także:
Św. Turybiusz de Mogrovejo wybrał wierność Jezusowi, nie ideałom swoich czasów [Wszyscy Świetni]
Gdy czyta się zapiski siostry Faustyny (przede wszystkim jej pisany na polecenie spowiedników „Dzienniczek”), niewprawny czytelnik może wpaść w pułapkę kontekstu i uznać, że to, co czyta, wcale nie wygląda jak zapis relacji dwojga zakochanych, a raczej jak dialogi niewolnicy z sułtanem. Trzeba jednak pamiętać, że Faustyna zapisywała swoje życie językiem i obrazami, jakie miała dostępne. Kalkami językowymi i figurami znanymi z ówczesnej pobożnej literatury, z XIX-wiecznych hagiografii, przedwojenną, dziś wydającą się mocno pompatyczną polszczyzną.
Pod spodem całego tego decorum, które w warstwie formalnej zdążyło się już nieco postarzeć, wciąż kipi jednak samo życie. Jest tu naprawdę wszystko.
Kluczem do wszystkich zamkniętych drzwi jest ufność
Przede wszystkim wspomniany fundament: osobowa, realna relacja z Bogiem, któremu zależy, który czuje, który sam nie wie już, co ma zrobić, żeby ludzie wreszcie zechcieli odpowiedzieć na oferowaną im za darmo miłość, przyjaźń, wsparcie. Jest doświadczenie opuszczenia, ciemności, bólu, tak dobrze znajome wszystkim, którzy, idąc za Chrystusem, prędzej czy później muszą nauczyć się, że – jak mawiał, zdaje się, ojciec Adam Szustak – Bóg to nie perfumeria, by stale Go czuć.
Jest Boża hierarchia spraw i wartości, w której – jak się okazuje – pogardzana i wyśmiewana siostra ogrodniczka i sprzedawczyni chleba z zakonnej piekarni stoi o całe pół nieba wyżej niż zastępy szlachetnie urodzonych zakonnic (Faustynę przypisano do drugiej kategorii sióstr, tych przeznaczonych do prac fizycznych, pierwsza kategoria, „siostry dyrektorki”, pracowała wychowawczo i intelektualnie, takie to były czasy), biskupów czy prezydentów, o których nie pamięta dziś nikt z milionów ludzi, którzy rocznie z całego świata ciągną do Krakowa, by pomodlić się przy grobie Faustyny.
Jest wyrażane non stop przez objawiającego się Faustynie Jezusa przekonanie, że kluczem do wszystkich zamkniętych drzwi w ludzkim życiu jest ufność. W najmniejszych rzeczach, w największych kryzysach, w sytuacjach, gdy życie nas rozczarowuje swoją małością i przerasta ogromem.
„Niczego się nie bój, wszystkie te sprawy w ręku moim są i przeprowadzę je według miłosierdzia swego, a woli mojej nic sprzeciwić się nie może” – mówi Jezus Faustynie, gdy ta po raz kolejny boi się, bo, racjonalnie rzecz biorąc, nie ma promila szans na to, by zrealizować to, o co On ją prosi, a przecież nie chce Go zawieść, bo Go kocha. W miłości nie chodzi jednak przecież tylko o to, by nie rozczarować partnera, miłość – również ta do Boga – to nauka wypuszczania z rąk samokontroli, zaufanie komuś bardziej niż swojemu umysłowi, zmysłom i oczom.
Osobiste wstawiennictwo Karola Wojtyły
Faustyna nie dożyła założenia przepowiadanego przez siebie zakonu, ustanowienia święta (oraz zapowiadanej wojny). Mało tego, po jej śmierci wszystkie związane z nią przesłania trafiły na kościelny indeks (a ksiądz Sopoćko do samego końca swojego życia – w Białymstoku – był przez wielu unikany, uważany za nawiedzonego; spora część sióstr zeznających w procesie beatyfikacyjnym Faustyny przyznawać się będzie do zaskoczenia: proszę bardzo, nam się wydawała taka nijaka, pospolita, taka prostaczka, a tu masz – święta).
Dopiero osobiste wstawiennictwo mającego do niej wielki szacunek Karola Wojtyły (który jako papież beatyfikował ją i kanonizował) sprawiło, że orędzie o Bogu wybaczającym, kochającym, wyczekującym rozlało się po świecie. Faustyna pisze o tym wprost: szatan też wie, że Bóg jest sprawiedliwy, ale nie wierzy w Jego bezinteresowną dobroć.
Tytani w czasach obłędu
Kiedyś przykuł moją uwagę znamienny fakt: dokładnie w tym czasie, gdy w początkach XX wieku Europa zdaje się wspinać na szczyty obłędu, wydaje z siebie Stalina, Hitlera, najbardziej zbrodnicze ideologie, które pochłoną miliony ofiar, Pan Bóg ratuje ten świat, jak może. Nie ma dostępu do wolnej woli ludzi złych, sieje jednak obficie ludzi w najwyższym stopniu dobrych. Karol Wojtyła, Edyta Stein, Matka Teresa, siostra Faustyna, brat Roger i tylu innych tytanów, którzy będą przypominać, że człowiek zawsze ma wybór, w zamarzającym świecie będą przyciągać niczym promienniki dobra.
Czytaj także:
Grzegorz Peradze. Zamęczony w Auschwitz święty ksiądz i naukowiec [Wszyscy Świetni]
Żeby się więcej Panu Jezusowi podobać
Mam wrażenie, że udało mi się przeczytać większość źródeł i opracowań dostępnych na rynku księgarskim, poświęconych siostrze Faustynie. Stąd wiem, że choć jej siostry naprawdę bywały małostkowe, złośliwe, wredne, ona też potrafiła wcale nie być łatwa w swoim dzikim, świętym uporze, chęci zrealizowania każdego zadania i każdej pobożnej praktyki, „żeby się więcej Panu Jezusowi podobać”. Jednakże ta moja starsza siostra (bo tak o niej myślę) z pewnością wiedziała jedną rzecz: polem, na którym mamy walczyć o niebo (a co innego, Bogiem a prawdą, mamy tu na ziemi do roboty), jest szara codzienność, a nie wypatrywane, nierealne wielkie konfrontacje.
Uczy też, jak bardzo trzeba uważać na ludzi, których ma się obok siebie, nie mając czasem zielonego pojęcia, jak nieprawdopodobne rzeczy mogą dziać się w ich wnętrzu. W jednym ze swoich widzeń siostra Faustyna, idąc w stronę ołtarza, była bita, popychana, wyszydzana i opluwana przez wszystkich, po czym – gdy już do niego doszła – owi wszyscy natychmiast zaczęli ją chwalić i błagać (zaprawdę rację miał ks. Alessandro Pronzato w swoim słynnym zdaniu: „Najpierw kamienujemy proroków, a później z tych samych kamieni budujemy im pomniki”).
To wtedy Jezus zapowiedział jej, że będzie mogła rozdawać łaski według własnej fantazji i przekonania: „Czyń, co chcesz, rozdawaj łaski jak chcesz, komu chcesz i kiedy chcesz”. Dlaczego by z tego nie skorzystać?
Jest to tekst Szymona Hołowni z cyklu realizowanego dla Aletei, zatytułowanego: Wszyscy Świetni – Wszyscy Święci. Codziennie (zapraszamy na profil FB). Więcej nieoczywistych historii świętych znajdziesz w książce „Święci pierwszego kontaktu”.