Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Karolina w pewnym momencie z najlepszej uczennicy staje się dziewczyną, która nie potrafi zapamiętać kilku zdań z podręcznika, nie może wstać z łóżka, bo boli ją dosłownie całe ciało, w miejsce uśmiechu i radości życia wkrada się samookaleczanie i myśli o samobójstwie. Wtedy właśnie zaczyna się jej krzyk do Boga, by zerwał jej przyjaźń z anoreksją.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Anoreksja zwaliła mnie z nóg
Marlena Bessman-Paliwoda: Młoda, piękna i bardzo inteligentna dziewczyna pewnego dnia nie może wstać z łóżka, bo nie ma i chęci, i siły… Co takiego się stało?
Karolina: Zachorowałam na anoreksję. Zaczęłam odchudzać się jako nastolatka, chciałam poprawić swój wygląd, a skończyło się to tym, że po trzech latach nie umiałam cieszyć się z życia, jedzenia, siebie i w pewnym momencie faktycznie – nie umiałam wstać z łóżka.
Jak było w najgorszym czasie twojej choroby? Jak wyglądało twoje życie?
Miałam dwa takie bardzo kryzysowe momenty. Pierwszy, gdy miałam 17 lat i byłam na etapie choroby, gdzie każdy stracony kilogram dawał mi duże poczucie szczęścia i satysfakcji – przez to stawiałam sobie granice idealnej wagi coraz niżej. Traktowałam wtedy anoreksję jako moją przyjaciółkę i źródło siły.
Jadłam bardzo restrykcyjnie, dużo ćwiczyłam, podjęłam też wakacyjną pracę. Właśnie wtedy pierwszy raz mój organizm się zbuntował i zaczął na każde jedzenie reagować wymiotami, biegunką, aż trafiłam do szpitala, gdzie musiałam być dokarmiana z powodu niskiej wagi. Wtedy to, co się działo, nie wystraszyło mnie, przeciwnie – cieszyłam się, że tak daleko potrafię zajść.
Byłam dumna, że jestem chuda
A rodzice?
Wiedziałam, że rodzice cierpią, widząc, co się ze mną dzieje, ale „niejedzenie” stało się dla mnie już nałogiem i dzięki niemu mogłam udowodnić sobie, że dla mnie granice nie istnieją. Stałam się mistrzem w oszukiwaniu wszystkich, że jem i mam się dobrze. Uwielbiałam wtedy komentarze „jaka jesteś chuda” – rosłam w dumę i potwierdzałam sobie słuszność tego, co robię.
To domniemanie słuszności – do jakiego momentu trwało?
Z czasem zaczęłam się gubić i tracić kontrolę. Moja głowa była nieustannie zajęta planowaniem posiłków, liczeniem kalorii. Sprawdzałam nawet kalorie w tabletkach na ból gardła i zwalniałam się z lekcji, żeby iść pobiegać. Zaczęłam tracić siły, współwystępująca depresja zgniatała moją psychikę. Patrzyłam na siebie w lustrze i wiedziałam, że bardzo siebie nienawidzę. Z nienawiści do siebie i w ramach kary za jedzenie zaczęłam się samookaleczać. Zaczęłam myśleć o samobójstwie, bo wiedziałam, że dłużej tego nie pociągnę. Patrzyłam na jedzenie i płakałam. Czułam, że kęs spowoduje, że za chwilę zwariuję i wybuchnę.
Marzyłam o studiach medycznych, a przyszedł moment, gdy otwierałam książki i nie mogłam nic zapamiętać. Potem też przyszedł dzień, kiedy nie byłam w stanie już wstać z łóżka. Płakałam, że nie jestem w stanie iść do szkoły, bo boli mnie całe ciało, nie mam sił się ruszać. Wtedy pierwszy raz zgodziłam się przyjąć pomoc i przyznałam się rodzicom, że już nie dam rady i jestem nieszczęśliwa.
Czytaj także:
Sekretne podziemie anorektyczek. Przerażający ruch pro-ana
Anoreksja – jak rozpoznać chorobę
Jakie są symptomy choroby? Co powinno zaniepokoić rodziców?
U mnie rodzice zaczęli się niepokoić, gdy spostrzegli moje czarno-białe myślenie, czyli „jak zjem gram więcej, to przytyję”. Widzieli, że ważę wszystko, co jem, kontroluję przygotowywane przez mamę rodzinne obiady. Myślę, że jednym z zauważalnych symptomów było też to, że zamykałam się nieustannie w swoim pokoju, nie chciałam jeść z rodziną, a w restauracji płakałam nad menu, bo wszystko było takie kaloryczne.
Ile jadłaś?
Ciężko mi teraz po kilku latach dokładnie sobie przypomnieć, ile i co dokładnie jadłam. Okres choroby (czyli ponad trzy lata) wspominam teraz jako całość, jako czas dużej walki ze sobą i cierpienia. Pamiętam, że były momenty, gdy moje BMI było poniżej 16 i nie jadłam praktycznie nic.
Były też chwile, gdy wydawało mi się, że po prostu prowadzę zdrowy styl życia i jadłam więcej. Przeszłam też okresy, gdy na zmianę głodziłam się, a potem rzucałam się na jedzenie i okupowałam to próbami wymiotów, długimi godzinami ćwiczeń fizycznych.
Jak choroba wpływała na twoje relacje w rodzinie?
Byłam nieustannie drażliwa i często wybuchałam złością, co przekładałam na swoją rodzinę. Nie chciałam z nimi rozmawiać o swoich problemach. Ich próby podjęcia tematu odbierałam jako atak na siebie. Nie umiałam cieszyć się z bycia z rodziną. Wspólne wakacje były dla mnie koszmarem, bo przecież trzeba było coś wspólnie zjeść, oni pozwalali sobie na lody nad morzem, a ja nie mogłam sobie tego zrobić. Anoreksja bardzo zniszczyła nasze wzajemne relacje i z perspektywy czasu widzę, ile wysiłku nam trzeba, żeby to wszystko na nowo odbudowywać.
Co w całej tej sytuacji było najtrudniejsze?
Wydaje mi się, że najtrudniejsza była konfrontacja ze swoim ciałem, odbiciem w lustrze, wagą, centymetrami. To uczucie porażki i rozpaczy, że cokolwiek nie zrobię i tak nie uda mi się być idealną, że ciągle jestem za gruba. Wściekałam się na siebie, że jestem taka słaba, że muszę jeść. Nie umiałam poradzić sobie ze swoimi emocjami. Z jednej strony chciałam, żeby ktoś mi pomógł, wyrwał mnie z tego, a jednocześnie odrzucałam pomoc, bo za bardzo bałam się przytyć i jeść, nie licząc dokładnie kalorii.
Czytaj także:
„Być jak motylek”. Trudna walka z anoreksją
Jak pokonać anoreksję?
Dziś jesteś zdrowa. Jak to się stało?
Wiele zawdzięczam swojej rodzinie i ich walce o moje życie. Rodzice, mimo że ich odrzucałam, próbowali przez te lata do mnie dotrzeć, nawiązać kontakt, szukali różnych źródeł pomocy. Gdy byłam tuż przed maturą i nie wiedziałam, czy mój stan psychiczny i fizyczny pozwoli mi na podejście do egzaminów, skorzystałam z propozycji rodziców i wizyty u psychiatry. Podjęłam wtedy leczenie antydepresyjne, co było dla mnie dużym krokiem. Pomógł mi też mój przyjaciel, przed którym się otworzyłam i mogłam mu wszystko opowiedzieć.
Najważniejsze jednak dla mnie było zwrócenie się do Boga. Nie byłam wtedy zbyt wierząca, ale powiedziałam Mu: „Panie Boże, jeśli istniejesz to pomóż mi, bo ja już nie chcę żyć”. Pojechałam wtedy z mamą na mszę z modlitwą o uzdrowienie. Traktowałam to jako ostatnią deskę ratunku.
Tam Pan Jezus przyszedł z łaską uzdrowienia, zabrał cały lęk i ból. Nie wierzyłam, że ma taką moc, ale od tamtej pory panika związana z jedzeniem i myśli samobójcze zniknęły. Wróciłam wtedy do domu i po prostu… zaczęłam jeść. Dla mnie i moich bliskich to było niesamowite, jak Jezus przemienił moje życie.
Potrzebowałam potem jeszcze sporo czasu, żeby uporządkować swoje emocje i problemy, ale aktualnie jestem we wspólnocie „Przyjaciele Oblubieńca”, gdzie relacja z Jezusem daje mi nieustannie siłę, radość i nie ma we mnie już strachu.
Anoreksja – słowo do dziewczyn, które ku niej zmierzają
Co powiedziałabyś dziewczynom, które zaczynają iść drogą prosto do choroby?
Wiem, że dążysz do tego, żeby być w końcu zadowolona z siebie i swojego ciała, ale patrząc w lustro, widzisz ciągle, że to nie jest to, że tak wiele brakuje ci do ideału. Po własnym doświadczeniu choroby wiem też, że sprawia ona, że nigdy nie będziesz widziała siebie taką, jaką jesteś naprawdę. Ona wykrzywia twoją psychikę i patrzenie na siebie. Daje złudne poczucie kontroli, a tak naprawdę to anoreksja przejmuję kontrolę nad tobą, twoim myśleniem i życiem.
Warto się zwrócić o pomoc do innych, samemu ciężko jest wtedy spojrzeć na siebie obiektywnie. Jest wiele specjalistów takich jak psychologowie, psychiatrzy, którzy mogą pomóc nie tylko w problemach z odżywianiem, ale i w problemach z emocjami, trudnymi relacjami i z poczuciem własnej wartości. Może być ci trudno się otworzyć, ale rodzina i przyjaciele też potrafią dać wsparcie, wysłuchać i pomóc w walce z chorobą.
Wydawało mi się, że anoreksja jest moją przyjaciółką, ale to był „przyjaciel”, który mnie zabijał. Warto zaprzyjaźnić się z Tym, który walczy o twoje życie. Dla mnie takim najlepszym przyjacielem stał się Jezus. Zwróć się do Niego, On naprawdę jest w stanie wyleczyć wszystkie twoje rany, cierpienia i przywrócić uśmiech. Jesteś w końcu świątynią Boga, którą On mocno kocha i chce nieustannie budować na nowo.