Programy i filmy o bezdomności, które oglądaliśmy, były tak naiwne i nieprawdziwe, że aż wydawały nam się śmieszne. O bezdomności powinni opowiadać sami bezdomni – mówią twórcy grupy Cinema Albert Production działającej przy wrocławskim Schronisku im. św. Brata Alberta.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Pomysł kręcenia filmów rzucił dwanaście lat temu kierownik schroniska – Dariusz Dobrowolski. Ma tutaj wśród mieszkańców ksywkę „Dobry”. „Bo on taki jest dla nas, po prostu dobry” – mówią mi. Początkowo chciał podopiecznych czymś zająć, zagospodarować im wolny czas. Płacił im na zachętę paczką papierosów za dzień na planie filmowym. Później już sami „wkręcili się w to kręcenie”.
Skopali bezdomnych. Nogami, bo rękami brzydzili się dotykać
Aktorami są głównie sami mieszkańcy schroniska, potrzebne dekoracje wykonują własnoręcznie. Nie dysponują właściwie żadnymi środkami finansowymi. Niedawno przedstawiciel jednej z firm dał im trochę pieniędzy, dzięki czemu budżet filmu wyniósł aż trzy tysiące złotych. „Jak jechaliśmy robić film, to nawet na kawę było nas stać po dniu pracy” – opowiadają.
Ich dzieła pokazują codzienność bezdomnych bez retuszu. Słyszymy wulgarny język, widzimy gnijące rany, w napisach końcowych skierowanych do „życia” czytamy o „łzach, które ożywają, kiedy za bardzo mnie bolisz”. Film „Mój Manhattan” swój tytuł wziął od konstrukcji wielopiętrowych łóżek, na których śpią, w „Zamkniętych” poznajemy prawdziwą historię Krzysztofa, którego ciało odnaleziono zamurowane w pustostanie. „Skopani” również opowiada o tym, co wydarzyło się naprawdę kilka lat temu we Wrocławiu.
Dwaj młodzi mężczyźni napadli na mieszkających na działkach bezdomnych i jednego z nich skatowali na śmierć, drugiego na zawsze uczynili niepełnosprawnym. Kopali nogami, bo brzydzili się dotykać ich rękami. Tytuł filmu ma podwójne znaczenie, oprócz tego dosłownego, mówi też o „skopaniu przez życie”. „Człowiek, który morza nie widział” to z kolei splatające się ze sobą historie dwóch ludzi – starego marynarza zmagającego się z uzależnieniem, który marzy o tym, żeby przed śmiercią jeszcze zobaczyć raz morze i młodego chłopaka, wychowanego w domu dziecka, który nad morzem jeszcze nigdy nie był.
Czytaj także:
Bezdomny przenocował na klatce. Lokatorzy wywiesili kartkę, która wywołała burzę
Kiedyś to ja piłem ostro, zrobiłem z siebie szmatę…
„W tych naszych filmach pokazujemy ludzi z charakterem i ludzi bez charakteru” – mówi pan Tadeusz, jeden z aktorów w Cinema Albert.
Czasem nie ma komu się zaangażować, bo niektórzy ludzie się wstydzą, że nie mają swoich domów, że tutaj mieszkają. Niedawno, w grudniu, obchodziliśmy dwunastolecie istnienia, nawet przyjęcie zorganizowaliśmy, projekcję zrobiliśmy – opowiada pan Waldemar, nazywany w schronisku „Walusiem”.
„Dobre recenzje nawet były” – dodaje pan Tadeusz.
Kiedy zaczęliśmy kręcić filmy, to ja już nie piłem od dwóch lat. Kiedyś to ja piłem ostro, zrobiłem z siebie szmatę… Na premierę jednego filmu przyszła moja była żona z najmłodszym synem. Wszystko ładnie wypadło, chodziłem dumny jak paw, bo okazało się, że ja też coś potrafię. Teraz utrzymuję kontakt z dziećmi, normalnie nazywają mnie „tatą”, wnuki „dziadziusiem”. Wie pani, usłyszeć „dziadziuś” to jest coś pięknego… – mówi „Waluś”.
Czytaj także:
Czym jest szczęście dla bezdomnego? To wideo mną wstrząsnęło
Bezdomność bez lukru
Kilka lat temu film Cinema Albert „Się masz Wiktor” został zakwalifikowany do konkursu filmów niezależnych w Gdyni. Dla niektórych osób bezdomnych, które zaangażowały się w jego kręcenie, był to pierwszy raz w życiu, kiedy wyjechali na dłużej poza Wrocław. W czasie festiwalu poznali Andrzeja Wajdę, popularnych aktorów. Aktualnie we Wrocławiu współpracują z Dolnośląskim Centrum Filmowym. W czasie pokazów ich filmów sala jest zapełniona, a po projekcji na gości czeka poczęstunek.
Podziwiam naszych chłopaków za to, że im się chce. Mają przecież swoje problemy, swoje choroby, niektórzy są niepełnosprawni, na takich tu żartobliwie mówimy „składaki”. W filmach nie słodzimy, chłopcy wypowiadają się tak jak zazwyczaj, czyli raczej nie w stylu „bardzo cię proszę, nie przeszkadzaj mi, bo cię kopnę w pupę”, tylko dużo bardziej brutalnie – mówi Dariusz Dobrowolski.
„Pokazujemy bezdomnych takich, jakimi są” – podsumowuje „Waluś”.
Jeśli nie widzisz wideo kliknij TUTAJ
Czytaj także:
„Spieszę się”, „nie mam drobnych”… Dlaczego tak łatwo zbywamy osoby bezdomne?