separateurCreated with Sketch.

Humor – mój sposób na macierzyństwo

MACIERZYŃSTWO
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Magda Frączek - 12.03.18
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Życie to nie amerykańska komedia. Jest znacznie zabawniejsze. Szczególnie, gdy nie dosypiasz – chronicznie – i nie jesteś ponętną wersją siebie sprzed ciąży – wciąż.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

W takiej konfiguracji życiowej opcje są dwie. Pierwsza: załamać się, zgiąć wpół i odpierać ataki codzienności w celu minimalnego przetrwania. Druga: pozwolić sobie głęboko oddychać, śmiać się (choćby w głębi duszy) i kupić nowe spodnie.

 

Dystans, czyli jasna strona matczynej mocy

Nie wierzę, ale zdarza mi się wybierać tę drugą. Szczególnie, gdy o drugiej w nocy mój syn zapragnie bawić się na swojej szaro-waniliowej macie podłogowej i nastąpi na czerwony, plastikowy klocek. Ręką. W takich chwilach zastanawiam się, który afrykański motyl zatrzepotał skrzydłami, powodując tak surrealistyczny bieg zdarzeń. Pragnę go odnaleźć i sprzedać za bezcen na Allegro.

Albo wtedy, gdy przeglądam Instagrama z rosnącym ciśnieniem w gardle. Wtedy, gdy widzę najpiękniejsze matki świata ze swoimi wzorowo-modnie ubranymi dziećmi, zatrzymanymi w sielskim, symetrycznym kadrze. Moim oczom ukazują się kobiety cudownie szczupłe, mimo posiadania półrocznego dziecka. Tak, w tym duecie tylko ono może pozwolić sobie na odrobinę krągłości.


Anna Lewandowska podczas ćwiczeń
Czytaj także:
Dwa przepisy na macierzyństwo, czyli Ania Lewandowska vs Poeta. Który wybierasz?

 

Sposób na wewnętrznego krytyka

Jak można nie przyjmować tego wszystkiego na lekkiej bani, bez śmiertelnej powagi, bez patosu? Jak inaczej spacyfikować wewnętrznego krytyka? Każda z nas w czymś niedomaga. Ja nie pamiętam, jak to jest spać dłużej niż cztery godziny pod rząd i nie wbijam się w ulubione jeansy. No dobra – jeszcze. Zanim to się stanie, próbuję sił w dystansie do zastanej rzeczywistości. Żartuję, czasem kiepsko, z samą sobą. Nie dlatego, że jestem super zabawna albo omijają mnie wszystkie problemy świata. Po prostu, zależy mi na swoim zdrowiu. Szczególnie wtedy, gdy nie wyrabiam.

Są chwile, w których zastanawiam się, czy odnalezienie równowagi kiedykolwiek nastąpi. Ta, którą pamiętam, polegała na możliwości przemieszczania się w wybranej przez siebie porze, imprezowania bądź zdobywania nowych umiejętności, koncertowania w kraju i za granicą z jedną walizką w ręce.



Czytaj także:


 

Dziecko to nowa rzeczywistość

Dziś zastanawiam się (i staję na głowie), aby zorganizować jednodniowe nagrania z ośmiomiesięcznym synem pod pachą. Dziś nie żyję już tylko tym, do jakiego mikrofonu będę śpiewać i czy jestem emocjonalnie gotowa nagrać tę czy inną piosenkę.

Przynajmniej nie w pierwszej kolejności. Moje myśli zaprząta to, czy obok studia jest jakiś pokój, abym mogła tam zakwaterować syna. Czysty pokój. Pokój, który nie śmierdzi. Ciepły. Bezpieczny. Czy jest kuchenka. Czy są tam zwierzęta. Czy wyrobimy się w 10 godzin. Przekąski. Zabawki. Nosidło. Materac. Pościel. Chcę, żeby miał miękko, jak w domu. Oto strumień świadomości Nowej Kobiety Sukcesu.

Dziś moja harmonia na pierwszy rzut oka przypomina bardziej „So what” Milesa Davisa niż rockowe granie „na cztery”. Noszę w sobie życiowy temat – rodzicielstwo. Rozwijam go po swojemu. Czasem mało kto może tego słuchać. Czasem gubię się na przydługawej solówce.


Magdalena Frączek, okładka płyty "Effatha"
Czytaj także:
Magda Frączek: Już teraz ćwiczę, żeby kiedyś dać synowi wolność

 

Żartuj, choćby kiepsko, ale żartuj!

Humor pomaga mi nie zlinczować się żywcem. Wiem, że chciałabym zrzucić parę kilo i przestać traktować swoją garderobę jak mistyfikacyjne plandeki. Chciałabym sfotografować siebie w całej okazałości, a nie tylko bezpiecznie – selfie albo oko. Gdyby nie zaśmianie się nad sobą, zadręczyłabym się porównaniami. Lepszych nigdy nie brakuje. Szczególnie tych, którzy są chudsi i po liposukcji.

Czasem ten luz prowadzi mnie do bliskich spotkań z synem, do odkrycia go od zupełnie nowej strony, do zaspokojenia jego potrzeb bliskości, snu i zabawy.

Czasem do tego, aby posadzić go przed pralką, abym mogła napić się kawy lub odebrać telefon. Czasem do śpiewania mu „Zanim powiem sobie dość” o drugiej w nocy. Czasem przewracam oczami i tęsknię za butelką schłodzonego piwa. Czasem wyobrażam sobie siebie w bikini i bez rozstępów. Czasem – mówiąc krótko – zabijam siebie śmiechem, gdy uważam, że mój syn mógłby mieć lepszą mamę. Bo nie ma lepszej. Wiadomo.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.