separateurCreated with Sketch.

Gen. Elżbieta Zawacka, jedyna cichociemna: Miałam szczęśliwe życie

ELŻBIETA ZAWACKA ZO
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

„Uchodziła za człowieka ostrego i wymagającego od innych, ale najbardziej od samej siebie. W czasie rozmowy ani razu nie uśmiechnęła się, nie padło ani jedno słowo natury bardziej osobistej, nic, co nie wiązało się ze służbowym tematem. «Zo» nie miała na to czasu” – wspominał Jan Nowak-Jeziorański.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

„Zo” wysiada na dworcu w Sosnowitz i zdecydowanym krokiem idzie w stronę mieszkania swojej siostry, Klary. Niezgrabne pończochy, cienki płaszcz, włosy gładko zaczesane. W dłoni obszarpana walizka, w kieszeni dobre papiery, w głowie strach. Rzuca kamykiem w okno, ale odpowiada jej tylko głucha cisza. Wbiega na piętro i puka do sąsiadki. Ta, widząc Elżbietę, próbuje w popłochu zatrzasnąć przed nią drzwi. „Zo” wkłada stopę w szparę. „Uciekaj, gestapo!” – słyszy ostry szept. Ma szczęście, kilka minut wcześniej Niemiec wyszedł na… kolację.

Biegnie na noc do koleżanki. „Saba aresztowana. Sypie” – słyszy. Okazuje się, że jedna z jej zaufanych współpracowniczek nie wytrzymuje przesłuchania na łóżku elektrycznym. Podaje prawdziwe nazwiska, adresy. Nad ranem Elżbieta nadaje walizkę z dolarami do dworcowej przechowalni i wskakuje do tramwaju do Katowic. Wchodzi do apteki. „Poproszę proszek na ból głowy” – mówi głośno, wsuwając zaufanej aptekarce bagażowy kwit. Potem jedzie do Krakowa, by dalej złapać pociąg do Warszawy. Cały czas czuje, że nie jest sama.

Próbując zgubić tajniaków, natyka się na koleżanki. Ostrzega je i oddycha z ulgą. Wie jednak, że sama nie może dać się złapać. Ma w głowie za dużo nazwisk. „Jestem spokojna. Wiem tylko: muszę się zabić. Nic więcej. Inaczej się nie da. Ale jak się zabić? Jak to zrobić? No jest prosta droga. W Warszawie, wychodząc, rzucę się pod pociąg jadący i przejadą mnie. Ale ja chcę żyć” – wspomina*.



Czytaj także:
Janka Lewandowska. Jedyna kobieta zamordowana w Katyniu

 

Elżbieta Zawacka. Jedyna cichociemna

„Zo” przychodzi na świat 19 marca 1909 r. w Toruniu. Jej ojciec jest pruskim urzędnikiem sądowym – gdyby wyszło na jaw, że rozmawia z dziećmi po polsku, straciłby pracę. Posługują się więc wyłącznie niemieckim. Elżbieta nauczy się polskiego dopiero kilka lat później. W czasie wojny będzie notorycznie usadawiać się w przedziałach „tylko dla Niemców” i nikt nie zorientuje się, że jest Polką.

Po maturze zapisuje się na studia matematyczne na Uniwersytecie Poznańskim.

Na ostatnim roku studiów przeżyłam najważniejsze zdarzenie w moim życiu, to znaczy wejście do Przysposobienia Wojskowego Kobiet. Zawsze miałam już dwie służby, którym oddawałam swoje siły. To była praca zawodowa nauczycielska i praca społeczna, jako instruktorka PWK. Przygotowywałyśmy się do służby, bo wiedziałyśmy, że wojna będzie – opowie po latach.

Po studiach pracuje jako nauczycielka, ale w 1937 r. poświęca się wyłącznie PWK. Zostaje komendantką rejonu śląskiego, prowadzi rozmaite kursy. Czego uczą się wówczas miliony kobiet? Zbiorowego gotowania, obrony przeciwlotniczej, przeciwgazowej, przeciwczołgowej, łączności. „Myśmy się spodziewały, że obejmiemy wszystkie stanowiska telefonistek i telegrafistek, bo to kobiety robią o wiele lepiej od mężczyzn”.

Gdy wybucha wojna, zostaje komendantką kobiecego oddziału obrony cywilnej Lwowa. Potem przenosi się na Śląsk. W 1940 r. jedzie do Warszawy jako kurierka Wydziału Łączności Zagranicznej Komendy Głównej AK „Zagroda”. Od tej pory kursuje między Warszawą a Berlinem. Przewozi pocztę, meldunki, dolary, organizuje szlaki kurierów. Przekracza granicę grubo ponad sto razy.

Ja rzeczywiście znam najrozmaitsze triki przy przechodzeniu granicy. Wiedziałam, co jakiemu strażnikowi opowiadać (…). Do Berlina jeździłam w takiej sprawie: AK potrzebowało pieniędzy. Jak dostarczyć pieniądze z Londynu? Musiała to przecież być gotówka. (…) Kupiliśmy dużą walizkę, lichą, wojennego czasu, nieskórzaną i w niej przewoziłam pieniądze.

Pewnego razu, gdy dociera z walizką do Sosnowca i próbuje przenocować u siostry, dowiaduje się, że Klara została aresztowana. Wysyłają ją do Ravensbrück. Poddawana eksperymentom, staje się bezpłodna. Ale przeżywa wojnę. W obozie Auschwitz ginie za to ich brat, Egon.

Śledzona „Zo” wie, że może nie wytrzymać aresztowania. Woli się zabić. Podejmuje jednak jeszcze jedną próbę ucieczki – wyskakuje z pociągu w okolicach Żyrardowa. Poturbowana dociera pieszo do Warszawy. Niemcy wydają za nią list gończy.



Czytaj także:
Krystyna Skarbek. Ulubiony szpieg Churchilla, Bond w spódnicy, agentka doskonała

 

Raport, którego nie zdąży złożyć generałowi

W 1943 r. zostaje wysłana do Londynu jako emisariuszka, by złożyć raport gen. Sikorskiemu. Dociera do niego przez Francję, Andorę (czyli ośnieżone przełęcze Pirenejów), Hiszpanię i Gibraltar.

Wiozłam dwie poczty. Jedna to był klucz, drugą była malutka zapalniczka damska. W każdej z tych poczt było pięćset stron maszynopisu, tak działała nasza łączność. To znaczy było to nagrane na taśmie i [nasi] umieli zdjąć chemicznie podkładki tej taśmy, tak że została tylko cieniusieńka błonka z maszynopisem. Dało się to zwinąć i schować w trzonie klucza, a każda kobieta ma jakiś klucz ze sobą, nie wzbudza to niczyjej ciekawości. Klucz i zapalniczka. Ta zapalniczka się paliła! W niej, w środku, była ta pięćsetstronicowa poczta. Zupełnie nadzwyczajnie! Nikt na całym świecie nie potrafi tak pracować, jak Polacy w tej dziedzinie!

W Londynie melduje się gen. Sikorskiemu. „On, zamiast wysłuchać raportu tego skromnego żołnierza, który przybywa z kraju, przez 50 minut mówił o tym, że mu rzucają kłody pod nogi, a o moim raporcie powiedział tylko: Muszę teraz jechać na wschód, jak wrócę, wtedy wysłucham, co jest z łącznością. Już nie wrócił, zginął na Gibraltarze. (…) Oni nie byli wcale zainteresowani tym, co się tutaj dzieje. Służyli Polsce, ale kraju nie rozumieli. Żyli tam swoim prywatnym życiem, mieli swoje kawki, swoje śniadanka, wszystko, a myśmy tu nie mieli nic”.


POLKI W WALCE O NIEPODLEGŁOŚĆ
Czytaj także:
Warkocze pod maciejówką. Dziewczyny, które walczyły o niepodległość

 

Panie, to kobieta! Jedyna cichociemna

„Elisabeth Watson” wraca do Polski jako jedyna kobieta wśród 316 cichociemnych, wyskakując z samolotu ze spadochronem.

To jest cudowny lot. To wcale nie ja zbliżam się do ziemi, tylko ziemia zbliża się do mnie, jest coraz bliżej. Skaczę. Nadłamałam sobie piętę, bardzo boleśnie. Skakałam pierwsza. Znaleźli mnie. Krzyczę hasło: „Janka”. Przyjmują mnie, chcą zwyczajem uściskać i nagle odskakują ode mnie z krzykiem: „Kobieta!” (…) No więc przyjęli tę kobietę. Poczekałam, aż zeskoczyła reszta, a potem, przez 3 kwadranse, z tą bolącą piętą, okrążając jakieś laski, doszliśmy do naszej meliny. Wróciłam od razu do naszej pracy konspiracyjnej.

 

„Zo” w więzieniu

W 1944 r. zostaje wycofana z działalności kurierskiej. Służy w dowództwie Wojskowej Służby Kobiet (WSK). Bierze udział w powstaniu warszawskim, m.in. opiekując się rannymi i przyjmując uciekinierów ze Starego Miasta. Z działalności antykomunistycznej rezygnuje w 1946 r.

W 1951 r. zostaje aresztowana i skazana na 10 lat więzienia. Wychodzi po 4. Wspomina, że musiała „tylko” siedzieć na nodze od stołka. Kiedy jej nie przesłuchują, uczy więźniarki do matury.

„Nawet to więzienie ubeckie, te ileś tam lat, to nie było ważne, ważne było, żeby jeszcze zdążyć coś zrobić. Chciałam być pracownikiem naukowym i to się udało, wprawdzie długo trwało” – tłumaczy. Po wyjściu na wolność wraca do badań naukowych. Większość pracy musi wykonać od nowa – bezpieka zniszczyła jej materiały, niemal ukończony doktorat. Broni go w 1965 r. Specjalizuje się w andragogice, czyli kształceniu dorosłych. W 1996 r. zostaje profesorem nauk humanistycznych.

W wieku 85 lat uczy się obsługi komputera. 10 lat później pisze książkę o wojennych bohaterkach.

Uważam, że miałam szczęśliwe życie. Pewnie, że przychodziły takie chwile, że się żałowało, że się nie ma własnej rodziny, że się nie ma dzieci własnych. Ale tak się złożyło – podkreśla.

Umiera 10 stycznia 2009 roku, w wieku niemal 100 lat.

*Wszystkie cytaty gen. Elżbiety Zawackiej pochodzą z filmu: „Miałam szczęśliwe życie”, reż. Marek Widarski, producent Fundacja Filmowa Armii Krajowej oraz z Archiwum Historii Mówionej (1944.pl).



Czytaj także:
Armia Krajowa. 6 rzeczy, które powinieneś o niej wiedzieć

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.