I wtedy wylał Tybr. A istniał zwyczaj, że w razie powodzi brano relikwie i zanurzano je w wodzie, by zakończyć wylew. Rzymianie stwierdzili więc, że skoro „żywe relikwie” nie chcą pomóc po dobroci, to zastosują przymus bezpośredni. Pochwycili Katarzynę, zanieśli na brzeg i zanurzyli w rzece. Na szczęście tylko stopy…
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Po wielu latach mieszkania w Wiecznym Mieście Katarzyna Szwedzka wiedziała, że Tybr to rzeka, która ma swoje humory. Obecnie jest ujęta w wysokie, kamienne mury, więc nie odreagowuje swoich nastrojów na mieszkańcach Rzymu, jednak w XIV w. było zdecydowanie inaczej.
Niestety, za każdym razem najbardziej cierpieli najubożsi, zamieszkujący najtańsze dzielnice, położone nisko nad brzegiem rzeki. Można wręcz powiedzieć, że każdy jej wylew rodził w nich desperację. A Katarzyna padła jej ofiarą.
Czytaj także:
Tylko 4 kobiety otrzymały tytuł doktora Kościoła. Oto one
Śluby Katarzyny
Była córką św. Brygidy Szwedzkiej. Wychowały ją cysterki, co w połączeniu z głęboką religijnością obojga rodziców sprawiło, że sama zapragnęła życia zakonnego. Jej ojciec jednak postanowił inaczej – kiedy stała się zdolna do zamążpójścia, co w tamtej epoce oznaczał wiek ok. 13 lat, wydał ją za młodego szlachcica niemieckiego pochodzenia, Edgara von Kürnen.
Młodzi przypadli sobie do serca – wieść o śmierci męża, która dosięgnie Katarzynę tuż po jej pierwszym przyjeździe do Rzymu, będzie dla niej przyczyną wielkiego bólu – jednak panna Ulfsdotter złożyła wcześniej prywatny ślub czystości. Nie chciała z niego rezygnować, więc najpierw ze łzami błagała Chrystusa o wsparcie, a potem nieśmiało poprosiła Edgara, żeby pozostali białym małżeństwem. On z żalem, ale jednak się na to zgodził. Pomimo tego, że oboje byli bardzo religijni, nie było im łatwo dotrzymać tej obietnicy.
Oprócz tego wielkodusznie pościli, regularnie się modlili oraz hojnie rozdawali jałmużnę, zaś Katarzyna, która najwyraźniej odziedziczyła po matce talent domowego menedżera, sprawnie i sprawiedliwie zarządzała domem. Po kilkunastu latach postanowiła odwiedzić matkę przebywającą w Rzymie. I wyruszyła tam, po raz pierwszy.
Szwedki w Rzymie
Ledwo tam dotarła, dowiedziała się, że jest wdową. Wieść rozeszła się szybko, a ponieważ Katarzyna była piękną kobietą, zaraz znaleźli się chętni do ożenku. Jeden z nich był tak zdesperowany, że dwukrotnie próbował ją porwać. Za pierwszym razem całą akcję pokrzyżował jeleń, który zabiegł drogę porywaczom, za drugim – ślepota.
Spadła ona na nachalnego zalotnika, kiedy prawie już dosięgnął Katarzyny. Przerażony kalectwem, padł u stóp niedoszłej ofiary, prosząc o modlitwę i wstawiennictwo. Jedno i drugie otrzymał, jednocześnie odzyskując wzrok. Od tamtej chwili stał się opiekunem pięknej Szwedki i dobroczyńcą jej dzieł.
Po mieście rozchodziła się wieść nie tylko o stanie cywilnym córki św. Brygidy. Obie z taką gorliwością żyły wiarą, że szybko zyskały opinię świętości. W latach siedemdziesiątych wybrały się na pielgrzymkę do Ziemi Świętej, która dla Brygidy była tak wyczerpująca, że święta po powrocie z tej podróży zmarła.
Czytaj także:
Szwedzi otworzyli się na religię i Boga. Rozmowa z kard. Arboreliusem
Starania o kanonizację i zanurzenie w Tybrze
Katarzyna zawiozła jej ciało do ojczyzny i zadbała o pochówek w domu generalnym brygidek w Vadstenie. Od razu przy grobie zaczęły dziać się cuda, więc zasugerowano, by córka pojechała znów do Rzymu, tym razem by podjąć starania o kanonizację matki.
I to właśnie podczas tego drugiego pobytu zdarzyło się, że wylał Tybr. Opinia świętości Katarzyny była tak silna, że rzymianie bez namysłu pobiegli do niej, by błagać o odwrócenie klęski. Trzeźwa i pokorna Szwedka odrzekła, że nie ma władzy nad żywiołami, ale może pomodlić się wraz z mieszkańcami Wiecznego Miasta o Boże zmiłowanie.
Ci jednak wiedzieli swoje – jak jest święta, to musi pomóc. A istniał już wtedy zwyczaj, że w razie powodzi brano relikwie i zanurzano je w wodzie, by zakończyć wylew. Petenci stwierdzili więc, że skoro „żywe relikwie” nie chcą pomóc po dobroci, to zastosują przymus bezpośredni. Pochwycili Katarzynę, zanieśli na brzeg i zanurzyli w rzece. Na szczęście tylko stopy…
Przyroda przyznała im rację: rzeka się cofnęła, a biedna mniszka mogła spokojnie wrócić do swojego domu. Wkrótce zresztą, choć proces kanonizacyjny jej matki nie był zakończony, musiała pojechać do Szwecji, by zadbać o porządek w klasztorze w Vadstenie. Nie było jej to dane, bo zmarła wkrótce po przyjeździe (może moczenie bóg w Tybrze zaszkodziło – kto wie…). Choć nigdy nie była oficjalnie kanonizowana, jej kult został zatwierdzony w XV w.
Jest patronką Szwecji i tych, których prześladują niepowodzenia. Trzeba przyznać, że Bóg wydobywał Katarzynę z tego, co według niej było porażkami, po mistrzowsku.
Czytaj także:
10 świętych matek. Co mówią o wychowywaniu dzieci?