Jance udaje się wyskoczyć z płonącego domu. Biegnie w stronę lasu, ale parę sekund później leży na ziemi, poharatana przez kule. Niemiec wlecze ją z powrotem za warkocz i dorzuca do ognia, który pochłania jej rodziców, siostrę i trzech braci. Tak giną Kowalscy.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Mieszkali w Ciepielowie pod Radomiem. Na dwieście domów – prawie połowa należała do Żydów. Żyło im się wszystkim dobrze, targowało jeszcze lepiej. Nie było lepszego krawca od Żyda ani lepszego piekarza za ladą. Czasem dał coś na kreskę, czasem wcisnął buty, po które się wcale nie przyszło. I choć byli tacy, co Żydowi ręki nie podali, nie chciało się wcale wierzyć w te plotki o wojnie.
Kowalscy. Pomoc Żydom grozi śmiercią
Masowe transporty do Treblinki zaczęły się jesienią 1942 roku. Wywożono tych, którzy trafili wcześniej do getta w Tarłowie, a więc 10 tys. Żydów z Ciepielowa, Bałtowa, Lipska, Pętkowic i Solca. Niektórym udało się wcześniej ukryć w piwnicach znajomych gojów. Mimo że w całej wsi powiewały strzępy plakatów z obwieszczeniem gubernatora Fischera:
W ostatnim czasie rozprzestrzenili żydzi, którzy opuścili wyznaczone im dzielnice mieszkaniowe, w licznych udowodnionych wypadkach tyfus plamisty. Aby zapobiec grożącemu w ten sposób niebezpieczeństwu dla ludności, rozporządził Generalny Gubernator, że żyd, który w przyszłości opuści nieuprawniony wyznaczoną mu dzielnicę mieszkaniową, będzie karany śmiercią.
Tej samej karze podlega ten, kto takim żydom udziela świadomie schronienia lub im w inny sposób pomaga (np. przez udostępnienie noclegu, utrzymania, przez zabranie na pojazdy wszelkiego rodzaju itp.).
Bronisława i Adam Kowalscy dobrze wiedzieli, że dokarmiając znajomych Żydów ryzykują życiem. Nie tylko swoim, ale przede wszystkim dzieci: Janki (16 l.), Janka (17 l.), Zosi (12 l.), Stefka (6 l.), Henia (4 l.) i Tadka (1 r.). We wsi nic się przecież nie ukryje. Ale liczyli chyba, że ci, co wiedzą, nie powiedzą. „Któregoś dnia podpatrzyłam tajemnicę zagrody Kowalskich. Nos w nos wlazłam na dwoje ludzi, których obecność tam przez skórę wyczuwałam. Była to Elka Cukier i jej narzeczony, lekarz Berek Pinches, syn ciepielowskiego krawca. Odskoczyliśmy od siebie bez słowa, choć znaliśmy się wzajemnie” – w 1968 r. opowiadała Maria Bielecka*.
Kto wydał Kowalskich przed 6 grudnia, nie wiadomo.
Czytaj także:
Rodzina Ulmów. Bohaterowie z Markowej
6 grudnia 1942. Zbrodnia w Ciepielowie i Rekówce
Tamtego dnia Bronisława zbudziła przed świtem najstarszego syna, Janka – kształcił się na krawca i wcześnie rano musiał być już w zakładzie. Zwłaszcza, że zbliżały się święta i pracy było co nie miara. Kiedy do domu wtargnęli żandarmi niemieccy, cała reszta rodziny była w środku. Przez pół dnia mieli jeszcze nadzieję, że przeżyją. Niemcy zdawali się ich tylko pilnować, przetrząsając wszystkie kąty. Ponoć pozwolili jeszcze Kowalskiemu nakarmić bydło.
W tym czasie inne oddziały rewidowały domy Piotra i Heleny Obuchiewiczów (rodziców czworga dzieci w wieku 7 miesięcy – 6 l.) oraz Władysława i Karoliny Kosiorów (z sześciorgiem dzieci w wieku 6-18 l.), przy którym znaleźli się dwaj Żydzi. Niektórzy świadkowie twierdzili, że mężczyźni sami wyszli z ukrycia, licząc, że uratują w ten sposób polską rodzinę. Nic z tego.
Przeszukania odbywały się także w niedalekiej Rekówce, w gospodarstwie Stanisława i Zofii Kosiorów (dzieci: Janek, Mietek, Marian i Tereska) oraz spokrewnionych z nimi Skoczylasów – przebywał tam Piotr Skoczylas, jego teściowa Marianna Kiścińska, córka Leokadia i przyjaciółka dziewczynki, 12-letnia Henia Kordula, która akurat – nieszczęśliwie – przyszła w odwiedziny… Nie dało się jej uratować.
Najpierw spłonęli Kosiorowie z Ciepielowa. Ci, którzy dobrze zapamiętali ten dzień, wspominali po latach czerwoną łunę, która nagle pojawiła się na niebie…
Czytaj także:
Żydzi w Polsce. Tysiąc lat historii w dwunastu datach
Spaleni żywcem za pomoc Żydom
Potem Niemcy zapędzili całą rodzinę Kowalskich do domu Obuchiewiczów, zablokowali drzwi i okna, i podpalili. Jankę Kowalską, której udało się wyskoczyć, rozstrzelali i za warkocz zawlekli w płomienie. Gdy ogień przestał buchać, żandarmi spokojnie wrócili na posterunek w Górkach Ciepielowskich. Podobny los spotkał mieszkańców Rekówki.
Tamtego dnia zginęły łącznie 33 osoby. Niektóre zostały przed śmiercią rozstrzelane, część z nich spłonęła żywcem. Większość ofiar stanowiły dzieci. Następnego dnia Niemcy rozkazali mieszkańcom zakopać zwęglone fragmenty ciał w wykopanych dołach.
Janek Kowalski – jedyny, który ocalał z tej rodziny, jeszcze długo musiał się ukrywać. Zmarł w 2004 roku. Swoim dzieciom nigdy nie opowiedział, co przeżył.
Z całego Ciepielowa przeżył tylko jeden Żyd, Dawid Sankowicz, który ukrywał się w samym centrum, przy rynku, pod podłogą domu Lewandowskich. Zmarł w 1982 r. w Hajfie. Do końca życia pamiętał o rodzinie, która ocaliła mu życie.
* Tygodnik Katolików WTK, cyt. za „Gość Niedzielny”.
Źródła: „Historia Kowalskich” (reż. A. Gołębiewski, M. Pawlicki, 2009); P. Kucharczak „Życie za Żyda” [w:] GN 49/2007; ks. Mirosław Mejzner SAC, „Spaleni za dobroć” (opoka.org)
Czytaj także:
Ma 102 lata, przeżył Holocaust. Myślał, że stracił całą rodzinę…
Czytaj także:
Cenna lekcja od Żyda, który przeżył Holocaust