Może nie uwierzycie, ale gdy byłam w ciąży, tylko dwa razy ktoś – w miejscu publicznym – od tzw. „samości” ustąpił mi miejsca. W sklepie i w banku. W każdym innym wypadku musiałam o to poprosić. Najgorzej, kiedy nie miałam odwagi, gdy nie potrafiłam się przełamać, bo uległam jednemu z moich najbardziej żenujących głosów wewnętrznych, tzn. „Bądź miła, nie odzywaj się, nie upominaj się o swoje”.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Złote Tarasy, czyli konfrontacje z ciuchami w tle
Tak. Bardziej w centrum Warszawy nie można. Robię zakupy w Zarze, dwa oversizowe T-shirty do karmienia. Miałam je na swojej liście. Jestem już w zaawansowanej ciąży. Biorę, nie mierząc (typowe zakupy ciężarnej!) i idę do kasy.
Kto był, ten wie – kilka stanowisk, podchodzi się na zasadzie klasycznej, według kolejki. Idę na sam przód, korzystam ze swojego prawa do pierwszorzędnej obsługi i czekam aż pakujący ubrania w miliony siat mężczyzna dokończy zakup i będę mogła podejść. W tym samym czasie, kątem oka widzę spieszącą w moją stroną Ją. Kobieta ok. 40-tki, zadbana blondynka. Ustawia się za mężczyzną, tym samym odcinając mi drogę do kasy.
– Przepraszam, nie przepuści mnie pani w kolejce? – pytam z niedowierzaniem.
Kobieta patrzy na mnie i ze złością odpowiada:
– Dlaczego miałabym to zrobić?!
Zastygam, ale nie poddaję się i postanawiam wytłumaczyć oczywistość:
– Ponieważ jestem w ciąży.
Kobieta wzrusza ramionami i dalej odcina mnie od możliwości dokonania zakupu. Czuję, że tej góry lodowej się nie poruszy. Sprzedawczyni nie reaguje. Jedna, druga, trzecia. Całe szczęście, jest ten mężczyzna z milionem siat.
– Jak to?! Co pani?! – pieni się mój rycerz z ubraniowymi łupami w rękach. – Kobiecie w ciąży nie ustąpi pani miejsca?!… JA USTĄPIĘ! PROSZĘ, NIECH PANI PODEJDZIE! RANY BOSKIE! CO Z WAMI, LUDZIE?!
Tak się przejął, że zapomniał o zakupach i trzeba było go gonić. Gdyby nie on, jeszcze bardziej musiałabym się szarpać o swoje. Niepotrzebne emocje, kolejne minuty czekania, stres. Klasyczny pakiet ciążowy przy okazji zakupów, wizyt w aptece czy jazdy autobusem.
Czytaj także:
„Ciąża to nie choroba”. Dlaczego właściwie ustępować miejsca ciężarnym?
Tramwaj numer 7 i moja pasywność
To było jakoś przy początkach. Ciąża jeszcze słabo widoczna, więc mowa ciała nic nie sugeruje. Wchodzę do tramwaju jadącego z Pragi do Śródmieścia i jako jedyna przegrywam w walce o miejsce siedzące. Tramwaj – niepierwszej świeżości – szarpnął i zaczął przyspieszać.
Stoję i „badam teren”. Dresiarz, starsza pani, dziewczyna, kilku facetów wyglądających na styranych życiem. Szybko uświadamiam sobie, że boję się zapytać, czy ktoś ustąpi mi miejsce. Wszyscy gapią się w okna albo w telefony, więc nie mam szans złapać wzrokowe porozumienie. W głowie piszą mi się różne scenariusze. W jednym z nich mówię na głos: „Jestem w czwartym miesiącu ciąży, czy ktoś mógłby ustąpić mi miejsca?”, ale od razu w siebie wątpię. Postanawiam łudzić się nadzieją, że może za jeden czy dwa przystanki ktoś wysiądzie, a ja załapię się na szybką podmiankę.
Ten kurs przestałam od początku do końca. Ja i moje dziecko.
Wsparcie w tikeju i ostateczny przełom
Odwiedzam TK-Maxx w poszukiwaniu kilku ubranek dla syna. Jest środek dnia, kolejki nie są długie, powiedziałabym nawet, że znośnie, raptem dwie, trzy osoby. Taką można wytrzymać, to tylko kilka minut stania, z nadzieją na szybką i miłą obsługę. Wszystko we mnie krzyczy: „Nie będę robić wokół siebie aż takiej zamieci”, jak gdybym była jakimś niepotrzebnym balastem, społeczną przeszkodą, bo mój stan sprawia, że jestem w bardziej uprzywilejowanym położeniu. Spokojnie poczekam, tym bardziej, że mężczyzna stojący przede mną nie zareagował, widząc mój – bez wątpienia – ciążowy brzuch.
Z tych pełnych lęku myśli wyrywa mnie kobieta z dzieckiem, młoda, świetnie ubrana. Stanęła tuż za mną. No i się zaczyna.
– Chyba nie będzie pani czekać na swoją kolej? – zagaduje mnie ze zdziwieniem.
– … W sumie to tylko dwie osoby…
– No proszę pani! Pani jest w ciąży! Pani ma prawo być obsłużona w pierwszej kolejności! Niech pani idzie!
Zawstydzona i zmotywowana – zarazem – jej żywą reakcją, konfrontuję się z posiadaczem Iphona nr najnowszy, stojącym przede mną. Ustępuje, ale niechętnie. Tymczasem gość przy kasie już zaprasza mnie do siebie.
– U nas kobiety w ciąży mają pierwszeństwo. Następnym razem proszę po prostu podejść. Obsłużymy panią.
Kiwam głową, na znak, że rozumiem, bo nie jestem przecież ani tak głupia, ani tak zakompleksiona, żeby stać bez celu w kolejce, podczas gdy należy mi się VIP-owskie traktowanie.
– Czy ktoś pomoże pani z tymi siatkami? – pyta kasjer.
– Słucham?…
Nie wierzę, o co on zapytał?
– Chyba nie zamierza pani teraz wsiąść z nimi do metra?
– Ach nie, nie zamierzam… W zasadzie to… Czekam na męża… – szyję na poczekaniu.
Po chwili wykręcam telefon do Małżonka.
– Możesz po mnie podjechać? Zrobiłam zakupy, a chłopak z TK-Maxxa uświadomił mi, że nie mogę się z nimi tarabanić przez połowę Warszawy!
Chyba wtedy nastąpił we mnie przełom. W końcu do mnie dotarło, że mój stan jest wyjątkowy i już do końca ciąży szturmem brałam wszystkie sklepy, Biedronki, Lidle, autobusy, kościoły, banki i poczekalnie.
Wiedziałam, że to nie tylko moja sprawa, ale że swoim zachowaniem toruję drogę innym ciężarnym dziewczynom. Zamiast posyłać znaki dymne, stałam się jasnym i czytelnym wykrzyknikiem. Nieraz kosztowało mnie to kupę nerwów, a czasem tylko jedno zdanie, wypowiedziane spokojnie i głośno.
Czytaj także:
Pokolenie millenialsów a kodeks rycerski
Prawda o tym, jak traktujemy siebie
Życie w społeczeństwie, w którym empatia i życzliwość wobec kobiet w ciąży dopiero kiełkuje, sprawia, że tak naprawdę nie liczymy na zbyt wiele. Ba! Nie tylko nie liczymy, ale i z drżeniem sięgamy po to, co tak naprawdę się należy nam i naszym dzieciom.
Wiele razy spotkałam ciążową wersję siebie z tramwaju nr 7. Grzeczne dziewczyny, stale oczekujące na interwencję kogoś z zewnątrz. Grzeczne dziewczyny dostosowujące się bez słowa do zastanych warunków. Grzeczne dziewczyny zażenowane faktem, że ktoś wyłowił je w sklepowej kolejce i chce ustąpić im miejsca: „Nie, dziękuję, ja postoję” – powiedziała młoda kobieta w ciąży, gdy jakiś mężczyzna chciał przepuścić ją w kolejce przy dziale mięsnym.
Po 9 miesiącach moich różnych ciążowych doświadczeń, jeden wniosek wysuwa się na prowadzenie – nigdy nie wiesz, na kogo trafisz, kto to jest ten czy ta, których chcesz poprosić o pomoc. Ludzkie reakcje są różne, dlatego musimy się uczyć zawężać koło tych, o których chcemy zadbać. Potrzebujemy tego pierwszeństwa. Przyznajmy więc je sobie, z całą radością i złożonością naszego stanu. Teraz wybieram siebie i moje dziecko. Z przyczyn nie tylko kulturowych.
Jak przekonuje Nicole Sochacki-Wójcicki, ginekolożka i blogerka znana pod pseudonimem Mama Ginekolog:
„(…) układ krążenia ciężarnej jest obciążony aż w 60 procentach. Ma wówczas miejsce tzw. przepełnienie żylne – kobieta ma znacznie więcej krwi na obwodzie, niż osoby, które nie są w ciąży. Z tej przyczyny ciężarne częściej mają obrzęki, szybciej mogą stracić przytomność. Warto podkreślić, że w trakcie ruchu mięśnie kobiety w ciąży pompują krew z powrotem do serca. Jednak gdy stoi ona w miejscu, jej serce jest bardzo obciążone, ponieważ musi wykonywać całą tę pracę, którą w trakcie ruchu wykonywały razem wszystkie mięśnie”.
Być może właśnie tak powinna brzmieć nasza największa ciążowa zachcianka: „Najlepsze, najwygodniejsze i najbezpieczniejsze miejsca przeznaczone są dla mnie. Sięgam po nie. Bez wstydu. Bez lęku. Bez myśli, że to coś niestosownego”.
Wierzę w to, że poprzez kształtowanie swoich zachowań realnie wpływamy na rzeczywistość. Wspierajmy siebie. Bądźmy dla siebie dobre.
Czytaj także:
Oto ja, kobieta: Odzyskaj ciążę