Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
„Są na tym świecie dobrzy ludzie. Nigdy nie będę w stanie podziękować mu za to, co zrobił. Ale mam nadzieję, że pewnego dnia będę mogła odwdzięczyć się komuś w potrzebie” – pisze żołnierz Brittany Bunker.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Był rok 2018. Brittany Bunker dostała informację, że stan zdrowia jej ojca nagle się pogorszył. Zostało mu najwyżej kilka dni życia. Jeśli chciała się z nim pożegnać, musiała jak najszybciej wrócić do domu.
Dowódca Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych natychmiast zgodził się, by w związku z nagłą sytuacją wzięła urlop i (w towarzystwie owczarka niemieckiego) poleciała do rodziny. Czekały ją aż cztery przesiadki na lotniskach.
Komplikacje zaczęły się już na początku. Pierwszy samolot spóźnił się na tyle, że Brittany nie miała szansy zdążyć na kolejny. „Wychodziłam z siebie, ale obsługa poinformowała mnie, że jest jeszcze jeden lot do miejsca, w którym chciałam się znaleźć” – wspomina.
Czytaj także:
Nie miał na bilet do domu, więc szedł 1200 km. Pomógł mu Polak
Brittany i anioł z samolotu
Nim wsiadła na pokład, podszedł do niej nieznajomy mężczyzna, który zwrócił uwagę na jej psa. Jak się okazało, łączyło ich coś więcej niż miłość do zwierząt. „Pokazał mi zdjęcia swoich owczarków belgijskich. Powiedział też, że służył w Gwardii Narodowej i dorastał niedaleko miejsca, w którym ja się wychowywałam” – pisze Brittany.
Kiedy w końcu wszystko wydawało się układać po jej myśli, kobieta dostała informację, że ostatni lot, którym miała dotrzeć do umierającego ojca, został odwołany. Zrozpaczona zadzwoniła do bliskich. Obiecali, że przyjadą po nią na lotnisko za 5 godzin. Miała coraz mniej czasu…
I wtedy znów zjawił się mężczyzna z samolotu. „Powiedział, że zorganizował firmę, która zawiezie mnie prosto do domu. Wszystko na jego koszt. Na początku byłam pełna obaw, ale pokazał obsłudze lotniska paragony, a potem wysłał jej zdjęcie samochodu, numerów rejestracyjnych i kierowcy”. Czego chciał w zamian? Żeby Brittany dała mu znać, gdy bezpiecznie dotrze do domu.
Czytaj także:
Pomógł zaatakowanemu Hindusowi, w nagrodę leci do Indii. Powita go czerwony dywan
Przeciążone serwery
Po pięciu godzinach była już wśród bliskich. Jak dowiedziała się od kierowcy, transport kosztował 900 dolarów. „Dzięki bezinteresowności tego człowieka mogłam wrócić do domu i pożegnać się z tatą. Zmarł dzień później” – opowiada Brittany.
I dodaje: “Są na tym świecie dobrzy ludzie. Nigdy nie będę w stanie podziękować mu za to, co zrobił. Ale mam nadzieję, że pewnego dnia będę mogła odwdzięczyć się komuś w potrzebie – tak, jak ja tego doświadczyłam”.
To jednak nie koniec historii. Brittany podzieliła się swoją opowieścią na Facebooku – udostępniło ją aż 285 tys. internautów. Żeby tego było mało, setki tysięcy osób wysłały też osobiste podziękowania na firmowy adres mailowy mężczyzny z samolotu, co doprowadziło do… przeciążenia serwerów w jego pracy! Bunker zdecydowała więc usunąć nazwisko dobroczyńcy z mediów społecznościowych.
Czytaj także:
Mama w wojsku – z pamiętnika pani żołnierz
Czytaj także:
Jesteś moją bohaterką! Postrzelony żołnierz dziękuje pięciolatce