Młode kobiety, zwłaszcza mamy, są rozdarte pomiędzy kilkoma frontami. Stoją w rozkroku pomiędzy tym, czego oczekuje od nich świat (praca, kariera), tym, czego one same chcą (pasje, marzenia), a tym, czego oczekują i potrzebują od nich dzieci (czas, uwaga).
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Jakiś czas temu zostałam zaproszona do radiowej audycji, której myślą przewodnią była refleksja nad Polkami i ich kondycją. “Są spętane patriarchalnym łańcuchem czy też może coraz bardziej wyzwolone?” – pytała prowadząca.
Moim zdaniem współczesne Polki są przede wszystkim zmęczone. Młode kobiety, zwłaszcza mamy, są rozdarte pomiędzy kilkoma frontami. Stoją w rozkroku pomiędzy tym, czego oczekuje od nich świat (praca, kariera), tym, czego one same chcą (pasje, marzenia), a tym, czego oczekują i potrzebują od nich dzieci (czas, uwaga).
Aktywna mama
Sama jakiś czas temu temu bardzo mocno doświadczyłam tego rozdzierającego serce uczucia.
Jestem mamą bardzo aktywną, lubię, kiedy dużo się dzieje, nie potrafię usiedzieć w domu dłużej niż kwadrans, bo zaczynam usychać. Dlatego mam na głowie sporo spraw, a żebym mogła jakoś to wszystko pogodzić, z moim synkiem na kilka godzin zostaje czasem niania.
Ostatnio musiałam jednak wyjść na dłużej. Niefortunny zbieg okoliczności sprawił, że kilka ważnych spotkań skumulowało się w jednym dniu. A ważne spotkania mają to do siebie, że się przeciągają.
Koniec końców, nie widziałam mojego syneczka przez cały dzień. A kiedy wreszcie z językiem na wierzchu dotarłam do domu, mój maluszek… już spał. Zobaczyłam go dopiero następnego dnia. To było nasze najdłuższe rozstanie, odkąd malec pojawił się na świecie. I szczerze mówiąc, pierwszy raz nie mogłam się doczekać, kiedy się obudzi!
Czytaj także:
To, co dziecko ma w sercu, jest ważniejsze niż dobre maniery
Doświadczyłam emocjonalnego sztormu
Ta trudna lekcja wiele mnie nauczyła. Przede wszystkim tego, że – paradoksalnie – to ja bardziej potrzebuję mojego synka niż on mnie. Oczywiście, to on jest małym, nieporadnym bobasem, którego trzeba karmić, przewijać, ubierać, nosić na rękach. To wszystko może jednak zrobić każdy (z mniejszym lub większym nakładem troski i czułości). Ale żadna relacja nie zastąpi tej pomiędzy mamą i dzieckiem.
W momencie pojawienia się na świecie synka, odkryłam w sobie całą paletę uczuć, o których wcześniej nie miałam pojęcia. Jasne, wiedziałam, co to tęsknota, np. za mężem czy rodziną. Ale ona nie dorównuje tęsknocie za dzieckiem, ciałem z mojego ciała. Podobnie, jak oczywiste są instynkty, które sprawią, że staniesz w obronie bliskich, ale matka broniąca dziecka zamienia się w prawdziwą lwicę, która nie pozwoli tknąć swoich młodych.
Matka i dziecko – więź inna niż wszystkie
Jednodniowa rozłąka uzmysłowiła mi, jak silna jest więź pomiędzy matką i dzieckiem i jakie zawirowania powoduje każdorazowe wystawianie jej na próbę. Zobaczyłam, jak bardzo połączonymi naczyniami jesteśmy, a także to, że nie tylko on czerpie ze mnie, ale o wiele bardziej ja z niego.
Moja przyjaciółka, której opowiedziałam o tych perypetiach, stwierdziła, że doświadczyłam prawdziwego sztormu emocjonalnego, przez który ciężko było utrzymać równowagę na rodzicielskiej łodzi. Szczęśliwie, ta łódka w końcu dotarła do wysepki. Za jej sterem jestem ja, bogatsza o trudne przeżycia, a zarazem spokojniejsza, bo obrałam właściwy kierunek.
Choć młoda mama może, zwłaszcza na początku, czuć się całkiem „uwiązana” przy maluszku, który najlepiej czuje się w jej towarzystwie, a czasem wprost nie schodzi z jej rąk, nie pozwalając nikomu – prócz niej! – się dotknąć (jakby tata przewijał jakoś po chińsku), to jednak warto poświęcić maluchowi czas i uwagę na tyle, na ile jest to możliwe.
Takie poczucie bezpieczeństwa dane dziecku procentuje. Mama jest najważniejszą stałą, busolą w życiu malca. Jeśli od początku będzie miał pewność, gwarancję, że mama jest zawsze, kiedy on tego potrzebuje, z czasem zacznie pozwalać sobie na coraz większy dystans, spędzając chętniej czas z innymi osobami czy bawiąc się samodzielnie.
Zadbanie o więź z malcem, który – jak nam się może wydawać – jeszcze niewiele rozumie (nic bardziej błędnego!), przekłada się na jego poczucie bezpieczeństwa w przyszłości. Im więcej obecności teraz, tym łatwiej będzie znosić rozłąki później, bo dziecko będzie miało pewność, że mama zawsze wróci. Bo mama zawsze jest.
Czytaj także:
Mam uparte dziecko – jestem szczęściarzem
Czytaj także:
Bądź slow mamą! A Ty i dziecko odetchniecie