Uważam, że im bardziej wystawne procesje, tym lepiej. Dlaczego? Bo wyrażają bardzo dobrze nasze królewskie pochodzenie. Niestety nam, współczesnym katolikom, na ogół brakuje świadomości tego, że skoro naszym stwórcą jest Pan Bóg, stworzyciel nieba i ziemi, a matką Kościół, to znaczy, że królewskie standardy powinniśmy mieć we krwi.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Co uwielbiam w Bożym Ciele?
To już powoli tradycja, że uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa celebrujemy wraz z rodziną w Ustce, gdzie – o czym wiesz z poprzedniego tekstu – spędzamy wakacje. Oczywiście, Ustka nie jest jedynym miastem, w którym dane było mi kroczyć w procesji. Ba! W swoim życiu brałem udział w procesjach w wielu miastach i miasteczkach i… pomyślałem, że Boże Ciało to najlepsza okazja, by podzielić się paroma refleksjami.
Co mnie w Bożym Ciele zachwyca? Są takie trzy rzeczy, wszystkie związane ze śpiewem. Po pierwsze “Tobie cześć, chwała” – pieśń prosta, ale o podniosłej melodii. Zawsze, gdy ją słyszę, mam ciarki, a gdy śpiewam – ogarnia mnie wzruszenie.Znasz to uczucie? W zasadzie rzadko poza Bożym Ciałem i oktawą jest śpiewana.
Po drugie – suplikacja. Kolejna rzecz rzadko wykorzystywana poza Bożym Ciałem i anteną Radia Maryja (tak, tak, codziennie rano po różańcu jest śpiewana suplikacja). Nie wiesz, co to? To cykl wezwań najpiękniej wyśpiewywanych przez wiejskie baby, zaczynających się od frazy “Od powietrza, głodu, ognia i wojny…”. Przejmujące, tym bardziej w czasach, gdy wydaje nam się, że nic już nam nie grozi, łącznie z przyrodą, którą okiełznaliśmy. Nic bardziej mylnego.
I po trzecie wreszcie – “Te Deum”. Radosne “Te Deum”, czyli “Ciebie Boga wysławiamy” to kolejna rzecz, którą uwielbiam w Bożym Ciele. Wiele zwrotek, plastyczne obrazy. Zwykle żałuję, kiedy już się kończy, choć wcale krótko się tej pieśni nie śpiewa! Też tak masz?
Co jeszcze lubię w Bożym Ciele? Odkąd spędzamy ten dzień z rodziną w Ustce, uwielbiam wizyty w Herbaciarni, do której zanosimy śpiące dzieciaki i mamy z Żoną parę spokojnych chwil dla siebie. Cudowne miejsce. Jeśli planujesz wakacje (a nie urlop! – o czym pisałem jakiś czas temu) w Ustce, koniecznie musisz odkryć to miejsce. Tak, słowo “odkryć” jest jak najbardziej właściwe.
Czytaj także:
Dlaczego nigdy nie powinniśmy jeździć na urlop?
Im bardziej wystawna procesja, tym lepiej?
Istnieje taki gatunek ludzi, którym się wydaje. A im więcej im się wydaje, tym gorzej. Ty też ich znasz. Mam na myśli osoby, które na przykład “wiedzą lepiej”, co Kościół powinien. “Skąd ten przepych w Kościele?! Przecież to się nie godzi” – zawsze można od nich usłyszeć coś w ten deseń.
Niektórzy potrafią posunąć się nawet do tego, że nazywają Pana Jezusa pierwszym socjalistą. Normalnie ręce opadają.
Uważam, że im bardziej wystawne procesje, tym lepiej. Dlaczego? Bo wyrażają bardzo dobrze nasze królewskie pochodzenie. Tak – królewskie (a nie socjalistyczne!). Niestety nam, współczesnym katolikom, na ogół brakuje świadomości tego, że skoro naszym stwórcą jest Pan Bóg, stworzyciel nieba i ziemi, a matką Kościół, to znaczy, że królewskie standardy powinniśmy mieć we krwi.
Co to oznacza? To oznacza między innymi, że kiedy człowiek poświęca się życiu aktywnemu – jako przedsiębiorca albo pracownik – ofiarowując Panu Bogu swoją pracę, to powinien zawsze móc ofiarować arcydzieło. Nie robotę, nie fuchę – tylko arcydzieło. Jesteśmy tylko ludźmi. Porażki są wpisane w nasze życie, ale poprzeczkę musimy mieć wysoko. Doskonalenie się jest naszym powołaniem.
Niestety, im bardziej nam, współczesnym katolikom, brakuje owej świadomości, tym bardziej brakuje dziś pompy w liturgii i kościelnych uroczystościach. Na szczęście, Boże Ciało bardzo wyróżnia się na tym tle.
Wciąż można zobaczyć bogato zdobione feretrony, sztandary, poczuć kadzidło, ogłuchnąć od bicia dzwonów, dzwonków i dzwoneczków, a gardło zedrzeć od śpiewania przejmujących pieśni, bijąc na ulicy pokłony przed Królem…
Czytaj także:
Wakacje – lans w mediach społecznościowych czy droga do świętości?