„Wielu mężczyzn wokół mnie jest bardzo poranionych i potrzebujących, ale nie znajdują dla siebie miejsca w Kościele” – mówi Michał Przewoźny, założyciel męskiej wspólnoty Lew Judy.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Karolina i Maciej Piechowie: Jak Bóg doprowadził do powstania Lwa Judy?
Michał Przewoźny: Moje nawrócenie było bardzo mocno związane z męskością: co to znaczy być mężczyzną, jaka jest nasza rola itp. Zauważyłem wtedy, że wielu mężczyzn wokół mnie jest bardzo poranionych i potrzebujących, ale nie znajdują dla siebie miejsca w Kościele.
Ja też od razu po nawróceniu nie odnalazłem się w żadnej z grup w parafii. Podczas modlitwy na czuwaniu w wigilię Zesłania Ducha Świętego usłyszałem od Boga, że On chce, bym stworzył wspólnotę tylko dla facetów – i tak powstał Lew Judy.
Czytaj także:
Tysiąc mężczyzn weszło na Drogę Odważnych. A Ty dasz radę?
Dlaczego akurat taka nazwa?
Bezpośrednią inspiracją nazwy wspólnoty jest książka Johna Eldredge’a „Dzikie serce”. Stamtąd pochodzi to określenie. Autor pisze, że we współczesnym świecie temu mężczyźnie-Lwu Judy przycina się pazury. Wymaga się, żeby mężczyzna był grzeczny i ułożony. Sam Jezus w Apokalipsie też jest nazywany Lwem, my chcemy być na Jego podobieństwo lwami z ostrymi pazurami.
Co facetom oferuje wspólnota?
Przez lata ukształtowała się formacja wspólnoty, lecz na początku założenie było proste – chcemy zebrać mężczyzn i coś wspólnie zrobić z Panem Bogiem: pomodlić się, obejrzeć film, podyskutować…
Nasze spotkania uformowały się w cykle miesięczne, w których zajmujemy się konkretnym tematem. Z biegiem czasu zauważyliśmy, że niektórzy chcieliby pójść już trochę dalej, a z racji, że spotkania były otwarte, zawsze przychodziły nowe osoby i trudno było nam się wzajemnie otwierać.
Stworzyliśmy podręcznik formacyjny na bazie wcześniejszych doświadczeń i podzieliliśmy się na kompanie braci. Na początku roku akademickiego robimy nabór do małej kompani braci, która zaczyna formację od początku z tym podręcznikiem.
Jak udało zarazić się mężczyzn modlitwą różańcową?
Kiedyś dowiedziałem się, że mój dziadek należał do męskiego kółka różańcowego. Myślałem, że takie inicjatywy w Kościele są tylko dla kobiet. Zapragnąłem, aby w Lwie Judy również mężczyźni modlili się na różańcu, jednak ta forma róży różańcowej nie do końca mi odpowiadała.
Podzieliłem się tym z braćmi ze wspólnoty. Dla nas nazewnictwo ma duże znaczenie, dlatego zainspirowani słownictwem militarnym postanowiliśmy, że utworzymy męskie plutony różańca. Oczywiście, tu nie chodzi o tworzenie bojówek w sensie typowo ziemskim, nie chodzimy w mundurach, nie posługujemy się bronią palną. Czerpiemy inspiracje do walki z Listu świętego Pawła do Efezjan – nie toczymy walki przeciw krwi i ciału, to jest wojna na poziomie duchowym.
Czytaj także:
Cecha, która sprawia, że staję się naprawdę dojrzałym facetem
Jeśli chodzi o męskie plutony różańca, to nie jest to typowa róża różańcowa, ale zasada jest podobna. W jednym plutonie jest 21 mężczyzn, więc modlimy się całym różańcem, a jeden z nas zawsze jest na tzw. zabezpieczeniu, czyli modli się dodatkową dziesiątką różańca w razie, gdyby ktoś inny poległ.
Skąd pomysł na męskie pielgrzymowanie?
Wyzwanie pątnictwa doskonale wpisuje się w formację mężczyzn, dlatego raz w roku wyruszamy na wyprawę. Chcemy uczyć się męstwa od św. Józefa, dlatego za cel obraliśmy sobie Jego Sanktuarium w Kaliszu.
Ta nasza pielgrzymka też jest troszeczkę inna niż tradycyjna. Nie idziemy jedną, wielką, zwartą grupą z tubami, z samochodami, z mikrofonami. Przyjęliśmy taką zasadę, że idziemy w kompaniach braci, czyli od dwóch do kilkunastu osób maksymalnie, po to, żeby zacieśniać nasze braterskie więzi.
Idziemy bez zabezpieczenia logistyczno-medycznego: po prostu bierzemy plecak i wychodzimy. Postanowiliśmy też, że nie organizujemy noclegów, nie dzwonimy do duszpasterzy, nie prosimy okolicznych mieszkańców o przenocowanie, ale i nie zabieramy namiotów. Śpimy tam, dokąd dotrzemy: na podwórkach, w lesie, na polu…
Czego mężczyznom dziś najbardziej brakuje?
Ja myślę, że to, czego mężczyznom dziś najbardziej brakuje to mężczyzn. Wszelkie badania pokazują, że współcześni faceci są bardzo samotni. Mają różnych kumpli, ale brak im prawdziwych męskich przyjaciół, kogoś o kim można powiedzieć, że jest moim bratem. To z tego wynika to, że większość uzależnionych osób stanowią mężczyźni, większość bezdomnych to mężczyźni, nawet większość osób, które popełniają samobójstwa to faceci.
Jest mało miejsc, w których można przebywać z innymi mężczyznami, rozwijać się na różnych poziomach, czy to koleżeńskich, przyjacielskich, czy braterskich. Ale brakuje ojców, dziadków, mistrzów duchowych. Dlatego tak ważne jest, aby powstawały typowo męskie wspólnoty, gdzie będą mogli oni wzrastać.
Czytaj także:
Męska duchowość z Maryją. „Żony mi dziękują, że odmieniłem ich męża. Ale to nie ja, to Ona”