Civil March for Aleppo wyruszył z Berlina 26.12. 2016 roku w kierunku Aleppo. Piesza podróż do pogrążonej w wojnie Syrii trwała 232 dni. Wzięło w niej udział 3,5 tysiąca osób z 62 krajów.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Była końcówka 2016 roku. Media raz na kilka dni obiegało jakieś wstrząsające zdjęcie z oblężonego Aleppo. To nie były tylko suche statystyki. To były konkretne twarze rannych i zabitych. A wśród nich wiele niewinnych dzieci.
Anna Alboth, Polka na stałe mieszkająca w Niemczech, w miarę swoich możliwości starała się pomagać w Berlinie uchodźcom z Syrii. Organizowała dla nich zbiórki ubrań, koców, śpiworów.
Była jednak świadoma, że pomaga nielicznym. Ci, co najbardziej potrzebowali pomocy, zostali w pogrążonej w wojnie Syrii… Pewnego dnia z bezsilności nie wytrzymała. Na swoim koncie na Facebooku napisała emocjonującego posta: “Nieprawda, że tylko politycy coś mogą. Nas jest więcej. Trzeba przekuć te łzy sprzed monitorów i tę złość i tę bezsilność w coś ważnego. W coś, czego jeszcze nikt na świecie nie spróbował”. I zaczęła działać.
Czytaj także:
Wojna w Syrii ma już 7 lat. Tak jak Mohammad
Komu w drogę, temu… marsz
Za pomocą portali społecznościowych skrzyknęła ludzi i już 26 grudnia w zimowy i śnieżny poranek grupa szaleńców ruszyła z Berlina do Aleppo. Cel? Pokazać Europejczykom, że na naszych oczach, gdzieś bardzo niedaleko, giną niewinni ludzie. Że nie można bezczynnie siedzieć. Trzeba działać.
Akcja był niezwykłym logistycznym wyzwaniem. Marsz codziennie, 7 dni w tygodniu, czasem przy minus 20 stopniach, innym razem w strasznym upale, bywał wykańczający. Wiele osób rezygnowało w trakcie, inni dołączali po drodze. Codziennie spotykali się z ludzką życzliwością – ludźmi, którzy gotowali im posiłki, nocowali w domach, szkołach czy ogródkach -, ale niestety też z ludzką nienawiścią i niezrozumieniem.
Jednymi z uczestników marszu byli Darwina i Jacek Matuszczakowie, którzy na naszej stronie dzielili się wrażeniami z tej trudnej wyprawy. Rozmowę przeczytasz tutaj.
Czytaj także:
W Iraku i Syrii „umiera jedna z najstarszych wspólnot chrześcijańskich” [WYWIAD]
Upragniona meta: granica z Syrią
I tak po 232 dniach trudnej wędrówki marsz dotarł do granicy z Syrią. Czy ten projekt coś zmienił? Anna Alboth, organizatorka, w wywiadzie dla “Gazety Wyborczej” powiedziała: “Wszyscy bardzo się staraliśmy i zrobiliśmy, co w naszej mocy. Ile osób po drodze to dotknęło, zmusiło do refleksji, włączyło – to jest niepoliczalny efekt. Ale wiele osób też się zawiodło. Ja sama miałam ogromne wątpliwości”.
Okazuje się jednak, że przebyte kilometry nie były na marne, a projekt na tyle wpłynął na innych ludzi, że został nominowany do Pokojowej Nagrody Nobla. Organizatorzy akcji mocno zachęcają, by ten szum, który na nowo powstał wokół Marszu, ponownie zmobilizował nas do działania na rzecz Syrii.
Tam ciągle są ludzie, którzy potrzebują naszej pomocy…
Czytaj także:
Przejmujące świadectwo Polki z oblężonego Aleppo