Franciszek spędził z ubogimi 2 godziny. Gościom z ulicy oraz migrantom posiłek ugotowali watykańscy kucharze, a do stołów podawała m.in. rodzina i przyjaciele papieskiego jałmużnika oraz polskie siostry zakonne na co dzień mieszkające w Rzymie.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Ludzie ulicy na przyjęciu w Watykanie
Przeważnie jedzą siedząc na krawężnikach, używając plastykowych talerzy i takich samych sztućców. Tym razem była prawdziwa zastawa, kwiaty na stołach i serwetki w słoneczniki. W ten sposób kardynał ulicy podjął swych podopiecznych na wyjątkowym przyjęciu w Watykanie.
Czytaj także:
Po nominacji abp Krajewski musiał przeprosić papieża!
„Poczułem się znów pełnowartościowym człowiekiem” – mówi ze łzami w oczach Sergio z 20-letnim stażem na ulicach Rzymu. I dodaje: „Najważniejsze nie było nawet to, że pięknie o nas zadbano, ale to, że Franciszek rozmawiał ze mną, jak równy z równym”.
Po swym przybyciu papież oświadczył kard. Krajewskiemu: „Nie przyjechałem do ciebie, przyjechałem do biednych, bo to jest czysta Ewangelia”… i usiadł przy ostatnim stole, bo tylko przy nim było jeszcze wolne miejsce.
Papież z uchodźcami i bezdomnymi
„Gdzieś w głębi duszy liczyliśmy na to, że Ojciec Święty nas odwiedzi. Myśleliśmy jednak, że skończy się na krótkim pozdrowieniu, a on spędził z nami dwie godziny, porozmawiał chyba z każdym i cierpliwie pozował do zdjęć” – mówi Carlo Santoro ze Wspólnoty św. Idziego, obok którego dla Franciszka znalazło się miejsce przy stole.
Zupełnym przypadkiem naprzeciwko siedział Syryjczyk, którego wraz z innymi uchodźcami pięć lat temu papież zabrał swym samolotem do Rzymu wracając z Lesbos. Mężczyzna opowiedział o swym obecnym życiu, o tym, że wciąż uczy się języka, że znalazł pracę i że jego rodzinie powoli zaczyna się układać.
„Rozmowy Franciszka z uchodźcami były niesamowicie poruszające. Wiele mówił o konieczności prawdziwej integracji. Ze wzruszeniem wpatrywał się w dzieci, które jako pierwsze doskonale opanowały język włoski i z charakterystycznym dla siebie entuzjazmem opowiadały mu o szkole i swych nowych przyjaciołach” – mówi Carlo Santoro.
Franciszka mocno poruszyła historia jednego z Afrykanów, którego podróż ku nadziei trwała jedenaście miesięcy – najpierw przez pustynię, a potem pontonem przez morze.
Czytaj także:
Przestać panować, zacząć służyć. Spotkanie z kard. Krajewskim i nocne rekolekcje z bezdomnymi
W naszym domu, a nie w restauracji
W stołówce, w której na co dzień jedzą pracownicy Watykanu zgromadziło się 280 gości ks. Konrada – bo mimo kardynalskiej purpury większość wciąż tak się do niego zwraca. Gotowali watykańscy kucharze, a do stołów podawała m.in. rodzina i przyjaciele papieskiego jałmużnika oraz polskie siostry zakonne na co dzień mieszkające w Rzymie.
Zaproszenia od tygodnia rozdawał na ulicy sam kardynał, jak i pomagający mu wolontariusze oraz Gwardziści Szwajcarscy, z którymi często rozdaje pożywienie. Wspólnota św. Idziego otrzymane zaproszenia rozdzieliła między migrantów, którzy przybyli do Włoch czy to drogą morską, czy to korytarzami humanitarnymi.
„Dla nas było najważniejsze, aby spotkanie odbyło się w Watykanie, żeby poczuli, że my ich zapraszamy do swego domu, a nie do restauracji” – podkreśla kardynał od miłosierdzia. I dodaje: „Ten wspólny obiad był rzeczą najnormalniejszą na świecie. Skoro jestem biskupem ulicy, to tak ważny dla mnie dzień, jakim był konsystorz muszę świętować z tymi, którym posługuję”.
Papież bez wątpienia był największą atrakcją wieczoru. Rozmawiał z wieloma swymi „sąsiadami”, bo tak z dumą nazywają siebie bezdomni mieszkający w pobliżu bazyliki watykańskiej. Mimo radosnej atmosfery, podczas spotkania wybrzmiały też bolesne strony ich codzienności.
Jałmużnik opowiedział Ojcu Świętemu m.in. o tym, jak organizuje się pogrzeby ludzi mieszkających na ulicy. Zajmuje się nimi właśnie Carlo Santoro, który siedział obok Franciszka. Ten dopytywał go o szczegóły.
„Wiadomo, że to jest dość długa procedura, bo bezdomni często nie mają dokumentów, więc miesiącami leżą w lodówkach, a Carlo ich wydobywa z tych lodówek i organizujemy pogrzeby. On jest jak Antygona, wie, że trzeba pochować” – mówi z dumą jałmużnik.
Przywracanie godności
Wśród kardynalskich gości byli ci, którym na co dzień papieski jałmużnik niesie wsparcie: więźniowie po zakończonej odsiadce, szukający swego miejsca w życiu, osoby walczące z alkoholizmem, całe rodziny, które trafiły na bruk z powodu utraty pracy.
„Myślę, że nasi goście docenili to zaproszenie. Przywracanie godności następuje w ten właśnie sposób, że im dajemy to, co dla nas jest normalne. My siadamy do stołu, a oni jedzą na ulicy, na krawężnikach, gdzieś po kątach” – mówi kard. Krajewski.
Kolacja była smaczna i ładnie podana. Nie zabrakło też wina do posiłku i szampana na toast. Oczywiście wolontariusze obsługując naszych gości, nie zostawiali butelek na stole, żeby ktoś nie miał pokusy przy tak gorących dniach przesadzić z alkoholem. Traktowaliśmy ich tak, jak traktuje się gości w każdym domu, czyli z sercem, z miłością. Dzieliliśmy się posiłkiem najlepszym, jaki byliśmy w stanie przygotować” – podkreśla papieski jałmużnik, który osobiście powitał każdego z przybyłych gości.
Słuchając opowieści biesiadników papież był zaskoczony tym, że wielu z nich – choć sami są w potrzebie – niesie pomoc innym. „To jest nasza metoda pracy. Pomagając innym odzyskują godność, którą wielokrotnie próbowano im odebrać” – mówi Carlo Santoro. I dodaje: „Na koniec jeden z naszych bezdomnych z długą brodą ustawił się do zdjęcia między papieżem i kardynałem. Ks. Konrad w jednej chwili nałożył mu na głowę swoją czerwoną piuskę. To była kolacja rodziny ulicy, pełna śmiechu i radości”.
Czytaj także:
Oto 14 nowych kardynałów. Zobacz, jakie piękno i bogactwo Kościoła reprezentują