Otwarte dla wszystkich i nie dochowujące wierności nikomu – morze. Kusi i uwodzi nie tylko letników, ale także pisarzy: literatura marynistyczna ma przecież zacne tradycje. Na tegoroczne wakacje polecam lektury, które wyciągają ręce ku klasykom, lecz są umocowane we współczesności, a na pewno sprawią, że czytelnicy nabiorą ochoty, by wskoczyć w granatowe szorty i koszulkę w paski, a na twarzy poczuć przynajmniej trójkę w skali Beauforta.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
W poszukiwaniu straconego czasu
Choć o Costa Brava nadal mówi się Dzikie Wybrzeże, to spróbujcie wyobrazić je sobie zanim powstały tam kurorty, zanim w każdym zakątku można było spróbować paelli z owocami morza, zanim rybacy nie porzucili swojego zajęcia na rzecz wożenia turystów, zanim przestano zakazywać pokazywania się na plażach w bikini.
Wyobraźcie sobie rybacką wioskę w połowie XX w. z niemal feudalnymi relacjami jej mieszkańców, z zakonserwowanymi zwyczajami, gdzie daty ślubów wyznaczają połowy sardynek, rybacy rozmawiają nad szklanką podłego wina białym wierszem, kobiety przyrzekają nie splamić się gramem makijażu, a po wiosce szwendają się tabuny kotów. Niezwykle trafnie nazwano „Głosy starego morza. W poszukiwaniu utraconej Hiszpanii” iberyjskimi „Stu latami samotności”.
Tyle że u Marqueza mamy do czynienia z realizmem magicznym, a jego Macondo przeżywa rozwój ekonomiczny, polityczny, społeczny i dopiero cztery końcowe rozdziały opisują jego upadek. Norman Lewis zaś podaje nam reportaż, choć napisany tak, że można mieć wrażenie czytania baśni z cierpkim zakończeniem, bo „Głosy…” pokazują tak naprawdę historię upadku tradycyjnego Farol – zalanego betonem i turystami.
„Medytacja i woda poślubione są sobie na zawsze”
Powyższe zdanie znajdziemy na kartach „Moby Dicka”, którego cytuje także Morten A. Strøksnes w „Księdze morza, czyli jak złowić rekina giganta z małego pontonu na wielkim oceanie o każdej porze roku”. To literatura faktu, jednak napisana w taki sposób, że czyta się jak porywającą powieść przygodową.
Pozycja równie długa jak jej tytuł, ale trudno się dziwić, skoro samych odwołań literackich całe mnóstwo – niezwykła frajda dla miłośników różnych tropów! – a do tego mamy jeszcze bogactwo naukowych danych. Jeśli macie ochotę poszerzyć wiedzę o głębiach morskich, spojrzeć na jeden z najpiękniejszych norweskich archipelagów oczyma Mortena i jego przyjaciela Hugona, którzy jak Hemingweyowski Santiago wyruszają na polowanie na morską bestię, „Księga…” będzie idealna. Coś dla miłośników przyrody, która nieustannie zachwyca oraz dla tęskniących za męską przygodą.
Kto chce, ten niechaj słucha
Morze to także łajba, kabestan, flauta, parzygnat i szanty, czyli specyficzny język. I specyficzne przygody, które są udziałem skazanych na siebie marynarzy (nie przez przypadek o statku mówi się, że to pływające więzienie). Ale to w takich warunkach przecież powstają choćby prześmiewcze i rubaszne szanty i gawędy. Właśnie takie pełne humoru opowiadania zebrał I oficer – mechanik ze Świnoujścia z ponad trzydziestoletnim doświadczeniem.
Stanisław Maria Szczepański wprowadza nas na morski statek i zabiera do egzotycznych kafejek, tawern i innych przybytków marynarskiej infrastruktury, a jego zbiór nosi wiele mówiący tytuł „Za tych co na morzu”. Lekki, uroczy, do połknięcia na raz.
„Spoglądam na morze i po raz kolejny próbuję uchwycić obraz, którego poszukuję od dwudziestu lat, obraz tych deseni i rysunków, jakie czyni na morzu woda odrzucana przez dziób. Gdy go znajdę, będzie koniec” – zapisał Albert Camus w „Dziennikach z podróży”. Trudno przejść obok takiej frazy obojętnie – nic dziwnego, że morze sprzyja refleksji, nostalgii i… wypoczynkowi umysłowemu. Tego wszystkim wybierającym morze na wakacje czy „w realu”, czy na kartach książki, życzę.
Czytaj także:
Urlop z książką. Sześć idealnych lektur na wakacje
Czytaj także:
C.S. Lewis tego nie wymyślił! Narnia istnieje naprawdę
Czytaj także:
5 zwyczajów, które zaskoczą Cię na wakacjach za granicą