Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Sindhutai Sapkal zapisała się w historii jako „matka sierot”. Dziś ponad 70-letnia, na co dzień mieszka w mieście Puene w stanie Maharashtra (Indie) i jest mamą wielkiej rodziny. Zmieniła życie ponad 1400 sierot, dając im miłość, dom i wsparcie, na które zasługują.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Kobieta wielokrotnie powtarza, że jest matką dla tych, którzy nie mają nikogo. „Biorę dzieci pod moją opiekę, dbam o nich, wychowuję je – tam jest moje szczęście” – mówi Sindhutai.
Dzieci, które adoptowała, kończą studia prawnicze, medyczne. Pieszczotliwie zwracają się do niej „mai”, co oznacza „matkę”. Kobieta jest w stałym kontakcie z każdym ze swoich dzieci, mimo iż założyły już dawno swoje rodziny i mają własne dzieci.
Sindhutai sama miała trudne życie. Została zmuszona przez ojca do zakończenia szkoły w wieku 9 lat i wydana za mąż w wieku lat 10. Jej mąż miał wówczas 20 lat. Kiedy sama miała 20 lat i była w 9 miesiącu ciąży, została wyrzucona z domu. Nikt jej nie pomógł. Córkę urodziła w oborze, pępowinę zaś przecięła ostrym kamieniem. Ani krewni, ani matka nie chcieli dać jej schronienia.
By utrzymać siebie i swoje dziecko, błagała o jedzenie. Śpiewała pieśni religijne w pociągach i na stacji kolejowej, by tylko zdobyć pieniądze na jedzenie i utrzymanie. Czuła się samotna i zraniona. Każdy dzień był dla niej zmaganiem się z przeciwnościami. Jej sytuacją zainteresowali się jednak inni ludzie. Ona sama dzieliła się jedzeniem z jeszcze bardziej potrzebującymi. Ludzie zaczęli do niej przychodzić i tak zaczęła rozwijać się „jej rodzina”. Wszystko zadziało się spontanicznie.
Czytaj także:
Zaadoptował 22 dzieci zarażonych wirusem HIV
Sindhutai Sapkal: Odebrać sobie życie?
W sytuacji najbardziej kryzysowej Sindhutai chciała nawet odebrać sobie życie. „Pewnego dnia siedziałam na dworcu kolejowym i postanowiłam umrzeć. Jadłam, dopóki mój żołądek nie był pełny, bo nie chciałam umrzeć głodna. Miałam ze sobą trochę jedzenia, które przywiązałam do swojego sari, do swojego ciała przywiązałam dziecko i byłam przygotowana na śmierć” – wspomina kobieta.
Ale kiedy zrobiła parę kroków do przodu, usłyszała czyjeś błaganie i płacz. To był żebrak – w wielkim bólu, spragniony i chory. Pragnął się napić, zanim umrze. Sindhutai pomyślała wówczas, że powinna mu pomóc i dać mężczyźnie wody. Żebrak płonął gorączką. Kobieta nakarmiła go i dała mu się napić. Mężczyzna spojrzał na nią z wdzięcznością i objął jej dłonie. Wtedy też zrozumiała, że powinna się nauczyć żyć dla innych. Zaczęła wspierać potrzebujących i niechciane dzieci. Śpiewała, prosiła innych o wsparcie. Z czasem też zaczęła wygłaszać przemówienia, by otrzymać darowizny.
Praca na rzecz niechcianych dzieci
Przy pomocy swojej córki, Mamaty oraz pierwszego dziecka, które adoptowała, Deepaka, Sindhutai prowadziła cztery sierocińce: dwa dla chłopców i dwa dla dziewcząt. Jej córka przyznaje: „Zostałam wychowana w przekonaniu, że stosunki krwi nie mają większego znaczenia. Dla mnie rozumienie domu opiera się na tym, co widziałam, na mojej mamie i jej dużej rodzinie”.
Mamata ukończyła studia psychologiczne, a następnie kontynuowała naukę z zakresu pracy socjalnej. 26-letni obecnie Vinay został zabrany przez Sindhutai ze stacji kolejowej i adoptowany. Był wówczas małym chłopcem. Gdyby nie ona, mieszkałby dalej na dworcu albo i by nie żył. Skończył studia prawnicze, ma własną rodzinę. Vinay przyznaje, że „mai” kocha każde ze swoich dzieci i każde obdarza troską i miłością.
Jej dziećmi są i te, których nikt nie chciał, i te znalezione na dworcu czy też w koszach na śmieci. Niektóre z nich były ciągnięte przez bezpańskie psy.
Dzieci, którymi się opiekuje, nie są oddawane do adopcji. Kobieta nie opuszcza ich do ukończenia 18. roku życia. Nawet i po osiągnięciu pełnoletności niektóre z nią pozostają. Kobieta pomaga im założyć rodzinę. Sindhutai uważa, że ukończenie 18 lat wcale nie świadczy o mądrości i odpowiedzialności. Według niej to jest właśnie ten szczególny czas, gdy najbardziej potrzebują miłości i wsparcia.
Jej miłość i praca są doceniane
Kobieta otrzymała wiele nagród, w tym nagrody pokoju i nagrody za pracę na rzecz społeczeństwa. Wciąż intensywnie podróżuje, wygłasza przemówienia, by w ten sposób otrzymywać dotacje na prowadzoną przez siebie pomoc. Czasem idzie do odległych wiosek i wraca z 2 czy 3 osieroconych dzieci. „Mai” prowadzi także schronisko dla krów. Obecnie pod jej opieką jest ich 175. Zwierzęta uważa za część swojej rodziny.
Sindhutai stale powtarza pewien fragment wiersza: „Kiedy rzeka przelewa się i zderza ze skałą, nie uderza się o nią. Powoli znajduje sposób obejścia i nadal płynie”.
Źródła: barcroft.tv, thebetterindia.com
Czytaj także:
Znalazła dziecko pogrzebane żywcem. Spotkali się po 20 latach
Czytaj także:
Adoptowali dziewczynkę z Ugandy. Gdy poznali jej historię, odesłali ją. Dlaczego?