Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Wielu z nas powiedziałoby pewnie: „Co za pech!”. Dostajesz nową pracę i na wieczór przed jej rozpoczęciem psuje ci się samochód. Znajomi nie są w stanie pomóc. Nie kursuje żaden autobus. Problem polega na tym, że do firmy masz 32 km. I musisz w niej być o 8 rano.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Taka sytuacja spotkała kilka lat temu 20-letniego wówczas Waltera Carra z Alabamy. Nie chcąc zawieść nowego pracodawcy, stwierdził, że pójdzie do pracy… pieszo. Sprawdził na mapie, że wędrówka zajmie mu ok. 7 godzin. Z domu wyszedł o północy.
Cztery godziny później zatrzymał go radiowóz. Spokojnie – nie dostał pouczenia za nocną włóczęgę. Policjanci poruszeni jego historią poczęstowali chłopaka śniadaniem, dali mu coś na lunch i o 6.30 podrzucili do Jenny Lamey – pierwszej klientki. Firma, w której rozpoczynał zdobywanie doświadczenia, zajmuje się bowiem pomocą w przeprowadzkach. Zdziwionej sytuacją kobiecie funkcjonariusze wyjaśnili: “Podrzuciliśmy tego miłego dzieciaka!”.
Czytaj także:
Nie miał na bilet do domu, więc szedł 1200 km. Pomógł mu Polak
Walter Carr – pieszo do pracy przez całą noc
Kiedy Jenny usłyszała całą historię, zaproponowała Walterowi, by się zdrzemnął, nim dołączy do niego reszta ekipy. Chłopak jednak odmówił i z energią zabrał się do roboty.
„Rozmawialiśmy trochę podczas wspólnej pracy. Bardzo podobała mu się moja kuchnia – stwierdził, że sam chciałby taką mieć. Pochodził z Nowego Orleanu. On i jego mama stracili dom w huraganie Katrina” – zdradziła na Facebooku J. Lamey.
Nie potrafię powiedzieć, jak bardzo poruszył mnie Walter i jego podróż. Jest pokorny, uprzejmy, wesoły i ma wielkie marzenia! A do tego jest bardzo pracowity. Nie umiem sobie wyobrazić, jak wiele razy podczas tego samotnego spaceru w środku nocy chciał zawrócić. Ile razy zastanawiał się, czy to na pewno najlepszy pomysł. Ile razy chciał znaleźć miejsce, żeby usiąść, położyć się i poczekać do rana, licząc, że znajdzie się ktoś, kto go zgarnie i podwiezie do domu. Ale szedł, dopóki nie dotarł! Jestem absolutnie pełna podziwu dla tego młodego człowieka! – dodała.
Jenny opisała całe spotkanie w mediach społecznościowych. Jej post błyskawicznie polubiło 800 tys. osób.
Nic więc dziwnego, że historia zdeterminowanego pracownika dotarła także do Luke’a Marklina, dyrektora generalnego firmy Bellhops. Szef przyjechał spotkać się z Walterem osobiście i… wręczyć mu kluczyki do swojego Forda Escape z 2014 r. Przez kilka lat samochód służył jego rodzinie. Teraz z pewnością pomoże młodemu pracownikowi.
Zobaczcie wideo!
Walter zamierza wykorzystywać nowe auto, by pomagać innym. Tak wychowali go rodzice.
Mamo i tato, dziękuję wam za to, że jesteście, za waszą ciężką pracę i poświęcenie, żeby utrzymać mnie na właściwej ścieżce. Chcę też podziękować Bogu, bo bez Niego nie byłoby mnie tutaj. Bóg pobłogosławił mnie, bym sam był błogosławieństwem. Wiem, że każde wyzwanie, które On przede mną stawia, jest z jakiegoś powodu – powiedział w rozmowie z portalem al.com.
Bądź jak Walter
To jednak nie koniec historii. Poruszeni postawą Waltera Amerykanie z ochotą wpłacają drobne sumy na konto crowdfoundingowe, by chłopak mógł spełniać dalsze marzenia (jak dołączenie do Marines czy studiowanie fizjoterapii). On jednak… postanowił przekazać część zebranych pieniędzy innym młodym ludziom, którzy chcą się kształcić pod opieką fundacji Birmingham Ed Foundation.
„To niewiarygodne i trudne do uwierzenia. Bardzo się cieszę, że moja historia poruszyła tak wiele rodzin. Moim celem zawsze było to, żeby pomagać ludziom” – mówi chłopak.
Czytaj także:
Kiedy wszyscy ją opuścili, chciała umrzeć. Potem pomogła 1400 dzieciom
Czytaj także:
Ksiądz, który przekonał 6 kobiet, by nie dokonywały aborcji. Jak to zrobił?