W szkolnych przedstawieniach grała Matkę Boską, dzięki czemu miała piątkę z zachowania, bo nie godziło się, by dziewczynka, która gra Maryję, miała czwórkę. Beata Tyszkiewicz dziś kończy 80 lat.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Beata Tyszkiewicz urodziła się w Wilanowie, rok przed wybuchem II wojny światowej. Jej wczesne dzieciństwo to trudny czas okupacji, która nic nie daje, a bardzo wiele zabiera. „Wojna dotknęła wszystkich, pokazała, że urodzić się zamożnym niewiele znaczy” – pisze w autobiograficznej książce „Nie wszystko na sprzedaż”.
Czytaj także:
Gwiazdy zagranicznego kina, które są gorliwymi katolikami
Beata Tyszkiewicz o młodości i nauce w katolickiej szkole
Wojna nie tylko dorosłych, ale również dzieci uczy dzielności i zaradności. Kilkuletnia Beatka zbiera więc jagody, poziomki i grzyby, które następnie wymienia na kilka świeżych jajek. Przygląda się, jak z liści rzodkiewek robi się „szpinak” i jak ceruje się dziurawe rajstopy, których nie należy wyrzucać: „Każdy sznureczek był zwijany, każdy papierek składany. To mi zostało do dziś – szacunek do rzeczy, które jeszcze mogą się przydać”.
W szóstej klasie szkoły podstawowej melduje się w internacie prowadzonym przez Zakon Sióstr Urszulanek w Milanówku. W pamiętniku, który prowadzi w tamtym czasie, notuje: „Wszystkie w klasie mamy swoje miejsca w kaplicy. Ja siedzę w pierwszej ławce z lewej strony przed ołtarzem”. Naukę kontynuuje w gimnazjum w Karpaczu, a następnie, po przeprowadzce z Karpacza do Warszawy, w żeńskim gimnazjum im. Narcyzy Żmichowskiej.
Warszawskie gimnazjum w niczym jednak nie przypomina tego w Karpaczu. „Ujrzałam sześćset ułożonych panienek, które – trzymając się za ręce – snuły się na pauzach po wyfroterowanych korytarzach. Wszystkie miały granatowe fartuchy, warkocze, a na nogach pantofelki z cielęcej skóry” – wspomina. Nie potrafi się tam do końca odnaleźć. Choć jest ambitna, w szkole nie idzie jej najlepiej.
Młoda Tyszkiewicz w roli… Matki Boskiej
Mając niespełna siedemnaście lat, gra w „Zemście” – to jej debiut aktorski. Za pierwszą gażę kupuje radyjko, za kolejną adapter. Może też pomóc finansowo matce, która samotnie wychowuje ją i brata Krzysztofa. Ale udział w filmie ma też, niestety, minusy: „Na mojej cenzurze było aż jedenaście dwój, nawet z zachowania za nieobecność”.
I znów trzeba zmienić szkołę. Tym razem trafia do gimnazjum sióstr niepokalanek w Szymanowie. Szymanów okazuje się miejscem bardzo przyjaznym. Tyszkiewicz zżywa się z siostrami niepokalankami. Do dziś pamięta s. Jadwigę, która świetnie grała w siatkówkę, s. Grażynę o wielkim sercu, która budziła ją słowami: Detynku, słowiki śpiewają, a ty jeszcze śpisz, s. Meteę i inne.
W szkolnych przedstawieniach gra Matkę Boską, dzięki czemu ma zawsze piątkę z zachowania, bo nie godzi się, by dziewczynka, która gra Matkę Boską, miała z zachowania czwórkę.
„Do biedronki przyszedł żuk…”
Lubi chodzić swoimi ścieżkami. Podczas egzaminów do Szkoły Teatralnej, gdy inni sięgają po twórczość Szekspira i Słowackiego, ona deklamuje wiersz Brzechwy „Do biedronki przyszedł żuk…”, czym z miejsca zaskarbia sobie sympatię komisji.
W aktorstwie niezmiennie fascynuje ją to, że można przeżywać przygody – żyć w różnych epokach, zestarzeć się w ciągu kilku minut, odnieść spektakularny sukces i wielką porażkę, przeżyć dramat, płomienne uczucie, a to wszystko „całkiem bezkarnie”.
Tyszkiewicz: Można mi wszystko zabrać, a ja zacznę od nowa
Uważa, że nie warto naginać się do czyichś oczekiwań, bo wtedy zawsze traci na tym dusza. Przez całe życie była i jest wierna sobie. Temu, co dyktuje jej serce, choć czasami to, co dyktuje, może wydawać się nierozsądne. Agnieszka Osiecka napisała nawet:
Beata, gdy się zakocha,
to pójdzie tak jak na wojnę
w ostatnich zgrzebnych pończochach,
po straszne i po spokojne.
Aktorka unika osób, które wiecznie na coś narzekają, stale są z czegoś niezadowolone. Uważa, że takie znajomości są destrukcyjne i osłabiają.
Bardzo lubi robić zdjęcia, a następnie wysyłać je jako pocztówki swoim przyjaciołom. Twierdzi, że zawsze trzeba być gotowym na zmianę i mieć w sobie odwagę: „Nigdy się niczego nie bałam, szłam va banque”. Pytana o życie, mówi, że najważniejsze jest w nim to, co niewymierne, i że przez te wszystkie lata nauczyła się nie przywiązywać do rzeczy, do błyskotek tego świata: „Można mi wszystko zabrać, a ja mogę jutro zacząć życie od nowa”. Dziś Beata Tyszkiewicz kończy 80 lat.
*Cytaty pochodzą z książki Beaty Tyszkiewicz „Nie wszystko na sprzedaż”, Wyd. Studio Marka Łebkowskiego
Czytaj także:
Olga Bończyk: Bóg obdarzył mnie talentami [wywiad]
Czytaj także:
Teresa Lipowska i ślubne pomarańcze od ks. Twardowskiego
Czytaj także:
Małgorzata Kożuchowska: Wiara daje mi azymut, jest drogowskazem i tarczą [wywiad]