Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Zaczęło się od zabawy w... chowanego. Ale zamiast chować się pod meblami czy za zasłoną, Joanna Kotas ukrywała różne rzeczy na obrazach. Tylko wprawne oko dostrzeże cztery instrumenty muzyczne zamaskowane w tajemniczym mieście. Zdarzało się, że na obrazie umieszczała napis – tak mały, że prawie niemożliwy do odczytania gołym okiem. Kiedy więc dowiedziała się, że ikony również skrywają tajemnice, ukryte w symbolach, kolorach i detalach, zaczęła inaczej patrzeć na świat malowany na lipowej desce. Bo po prawdzie to przed kilku laty surowe spojrzenia i poważne rysy twarzy Jezusa czy świętych wcale do niej nie przemawiały. I choć od zawsze lubiła malować, nie sądziła, że kiedyś hobby stanie się jej sposobem na życie, a pisane przez nią ikony trafią do wielu domów.
Potrzeba matką wynalazku
Malowała od dziecka. Długie godziny spędzała z pędzlem w ręku, ale ostatecznie zamiast ASP wybrała pedagogikę. Swój talent wykorzystywała, malując prezenty dla rodziny. Nic więc dziwnego, że po ślubie chciała obdarować obrazem także Piotra, swojego męża. Po raz pierwszy postanowiła namalować ikonę – krzyż z San Damiano.
Asia ze zdumieniem odkrywała bogatą symbolikę, wymowę poszczególnych postaci, a nawet ukryte niespodzianki, jak choćby koguta, którego trudno dostrzec nawet przy dokładnym oglądaniu. Ikona wyszła tak dobrze, że ktoś ze znajomych poprosił o napisanie kolejnej, potem kolejnej... Kiedy mała Hania kończyła rok, a Asię czekał powrót do przedszkola, w którym wcześniej pracowała, Piotrek niespodziewanie rzucił – a może zostaniesz w domu i zajmiesz się ikonami? Postawiła więc wszystko na jedną kartę i założyła stronę internetową, na której można kupić jej prace.
Jezus w chuście
Szczególne miejsce w sercu Asi zajmuje jeden z wizerunków Maryi. Pewnego dnia klientka podsunęła jej podniszczony obrazek Matki Bożej, która niesie Jezusa zawiniętego w chustę. Asia malując ikonę na podstawie tego obrazka, wyraźnie czuła, że wpłynie ona na jej życie. Może dlatego, że sama w tym czasie doświadczała dobrodziejstwa chusty – z Jasiem na plecach gotowała obiady, a maluch zasypiał ukojony bliskością mamy.
Pracując nad ikoną, odkryła, że Maryja na obrazie nie ma rąk, którymi podtrzymywałaby Dzieciątko. Niespodziewanie dotarło do niej, że to właśnie prawda o Bogu – mając Jezusa przyklejonego do siebie, można żyć w absolutnej wolności. Że On nie ogranicza, ale jest szczęśliwy, będąc blisko człowieka. Zauważyła też, że Maryja wyłania się z ciemności, jaśniejąc światłem. Pomyślała, że mając Jezusa blisko siebie, ukrytego w sercu jak w chuście, może iść w największą ciemność, bo to On rozświetli drogę. I choć Asia od zawsze żyła blisko Jezusa, spotkanie z Maryją niosącą Go w chuście wniosło nową świeżość w jej życie duchowe.
Sama nie ogarnę
Mijały lata. Rodzina szybko się powiększała – po Hani na świat przyszła Ola, a niedługo po niej Jaś. Nie powiększało się za to dwupokojowe mieszkanie rodziny. Za pracownię malarską do dziś służy Asi podwójny stół, wciśnięty w kąt korytarza. To tam na precyzyjnie oszlifowanych deskach pojawiają się oblicza Jezusa, Maryi i świętych.
Wśród tych ostatnich popularny jest święty... Brodek, bo tak dziewczynki nazwały św. Szarbela. Pewnego dnia przyszły do mamy i złożyły oficjalne zamówienie na tę ikonę. Ale tych prawdziwych zamówień nie było aż tak wiele. Rok po narodzinach Jasia Asia stanęła przed trudnym wyborem. Koszty związane z własną działalnością gwałtownie wzrosły i wydawało się, że przyjdzie jej pożegnać ikony i poszukać etatowej pracy. A przecież zdążyła już pokochać świat pełen złoceń, greckich napisów i przenikliwych spojrzeń świętych osób. Dlatego na modlitwie powtarzała wytrwale: jeśli chcesz, żebym malowała, musisz coś wymyślić, bo ja sama tego nie ogarnę.
Po pewnym czasie zauważyła, że ruch na jej stronie internetowej jest większy niż kiedykolwiek wcześniej. Nieświadomym sprawcą zamieszania był o. Krzysztof Pałys, dominikanin, który na swoim blogu umieścił wpis o „Niosącej w chuście”. Ikona spotkała się z ogromnym zainteresowaniem, wiele osób udostępniało ją na swoich profilach, a wieść o Asi rozeszła się w sieci. Od tej pory nie narzeka na brak zamówień – jest ich dokładnie tyle, żeby nadążyć z realizacją. Prym wiedzie „Niosąca w chuście”, ale maluje też wielu świętych. Aż pewnego razu, jej ikona Dobrego Pasterza stała się prezentem dla biskupa, wizytującego jedną z parafii.
Ikony, które przemieniają życie
Do pracy siada zazwyczaj wieczorem, kiedy dzieci zasną. Czasami próbuje w ich obecności, ale wtedy robi to, najczęściej klęcząc. Nie, nie z pobożności – kiedy tylko siada, któreś z maluchów pakuje się jej na kolana i próbuje nanieść swoje poprawki, a ślady farby znajduje potem w najmniej spodziewanych miejscach. Dlatego woli zaczekać na wieczór. Może wtedy usiąść z pędzlem, a jednocześnie pomodlić się, posłuchać muzyki, porozmawiać z kimś bliskim czy zwyczajnie odpocząć.
Powtarza, że ma najlepszą pracę na świecie, bo jest ona jednocześnie jej czasem relaksu po długim dniu. Od jakiegoś czasu oferuje umieszczenie dedykacji na odwrocie, dzięki czemu często dowiaduje się dużo o ludziach, do których trafi ikona. Malując, modli się za nich, a w wyjątkowych sytuacjach, kiedy czuje taką potrzebę, podejmuje także post. Po ukończonej pracy dba, aby zawsze przed wysłaniem do klienta pomodlić się przed ukończoną ikoną. Zdarza się, że później przychodzą maile, w których ludzie dzielą się z Asią tym, jak bardzo obecność wizerunku wpłynęła na ich życie duchowe.
Sama też widzi, jak przez lata wpatrywania się w święte Oblicza zmienia się jej duchowość. Nie spektakularnie, ale powoli i delikatnie. Jakby Ktoś dotykał ją lekkimi pociągnięciami pędzla. Jakby pisał ikonę...