Nawet sobie kupiłam szpilki, które są przeznaczone wyłącznie do pracy! To skromne, granatowe buty na 5-centymetrowym obcasie. Chodzi też o to, że przede wszystkim jestem żoną i nie mogę zrobić z siebie szarej myszy.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Anna Wojtyczek pracuje w parafii Narodzenia NMP w podkrakowskim Gaju i należy do najmłodszych świeckich zakrystianek w Polsce. W rozmowie z KAI opowiada o kulcie niezwykłego wizerunku Matki Bożej Gajowskiej, którym zachwyca się m.in. nuncjusz apostolski w Polsce abp Salvatore Pennacchio. To on zaproponował, by cudowny obraz został koronowany.
Magda Dobrzyniak (KAI): Praca w zakrystii potocznie kojarzy się albo ze starszym panem, albo z siostrą zakonną. Nieczęsto zdarza się, żeby młoda, atrakcyjna kobieta, żona i matka była zakrystianką. Czy czuje się pani w związku z tym wyjątkowo?
Anna Wojtyczek: Zdecydowanie tak. Wiem, że jestem postrzegana inaczej. Na początku słyszałam głosy, że to dziwnie wygląda, bo ludzie są raczej przyzwyczajeni, że kościelny to starszy pan.
Zakrystianką nie zostaje się tak po prostu. Do tej pracy byłam przygotowywana, jestem tego pewna, przez Matkę Bożą Gajowską. W ciągu ostatnich siedmiu lat przeszłam drogę rozwoju duchowego, której owocem jest między innymi zaangażowanie w życie parafii. Jest to praca, która daje mi dużo radości.
Czytaj także:
7 myśli Edyty Stein dla każdej kobiety
I nie czuje się pani intruzem, jako kobieta, w zakrystii?
Absolutnie nie! Mam najpiękniejszą pracę, bo mogę się w niej cały czas modlić, zapewnia mi ona utrzymanie rodziny, ale jednocześnie traktuję ją jako służbę dla drugiego człowieka.
To znaczy?
Chodzi o to, że wszystkie prace w kościele wykonuję na chwałę Bożą, ale mam świadomość, że jest to też praca dla innych. Do tej świątyni przychodzą ludzie. Sprzątam ją dla Pana Boga, ale też dla nich. Jeśli parafianie będą dobrze się tutaj czuli, jeśli będzie czysto, ciepło i przytulnie, to może się to przyczynić do ich rozwoju duchowego, bo będą chętnie przychodzili.
Poza tym, jestem często pierwszym kontaktem dla ludzi, którzy przychodzą do zakrystii w różnych sprawach. Wymaga to ode mnie empatii i otwarcia na ich potrzeby. Oni muszą widzieć, że kościół jest dla nich.
To trochę jak dbanie o rodzinną atmosferę w domu, prawda?
To oczywiste. Jesteśmy jako parafia rodziną, a kościół jest domem Bożym i naszym domem. Podam przykład moich dzieci. Karol ma 11 lat, Weronika – 6, a Martusia 2,5. I nieraz, kiedy wracam do domu po dłuższej nieobecności, słyszę: mamo, jak dobrze, że już jesteś, bo bez ciebie jest jakoś pusto.
Zaczyna się coś dziać, jest mama, tata, życie w domu. I podobnie w kościele – kiedy go posprzątam, kiedy krzątam się przy pracy, przygotowuję do liturgii, mogę się przyczynić do tego, że życie w parafii rozkwita.
A skoro już jesteśmy przy dzieciach… Praca zakrystianki to przede wszystkim zajęte niedziele. To chyba obciążające dla młodej rodziny, kiedy nie może wspólnie spędzać tego dnia?
Nie jest tak źle. Popołudnia są wolne. Staram się tak zorganizować pracę w domu, żeby w sobotę przygotować obiad na niedzielę. Kiedy przychodzę z kościoła, jemy wspólnie, potem jesteśmy razem na spacerach czy wyjazdach rodzinnych.
Poza tym czas, który spędzam w kościele, jest bardzo ważny dla mojego męża i dzieci. Są wtedy sami, mają okazję, by budować więź. Obecność ojca w życiu dziecka jest przecież równie ważna, jak matki. Mocno odczuwam to, że Pan Bóg troszczy się o moją rodzinę.
Pani dzieci lubią przychodzić do Matki Bożej Gajowskiej?
Karol jest ministrantem, Weronika należy do Podwórkowego Kółka Różańcowego. Nawet Martusia czasem chodzi po domu i po swojemu próbuje odmawiać różaniec. Bardzo nam zależy na tym, by zaszczepić w dzieciach miłość do Maryi, by one przejęły potem odpowiedzialność za parafię i chciały służyć Pani Gajowskiej. Słowami nic nie zrobię, tę miłość do Matki Bożej staram się pokazywać im swoim przykładem.
Z tego co pani mówi, wynika, że bycie żoną i matką nie stoi w kolizji z wypełnianiem obowiązków w kościele. A jak się pani czuje jako kobieta? Kobiecość jest atutem czy przeszkodą w tej pracy?
Jestem młodą kobietą, mam 37 lat i czuję się atrakcyjna, ale nie sądzę, żeby ludzie przychodzący do kościoła zwracali na to uwagę. Staram się ubierać skromnie, ale elegancko. Mój strój musi być godny miejsca, a zarazem nieprzyciągający uwagi.
Ale do zbierania składki zamieniła pani wygodne obuwie na obcasy?
Nawet sobie kupiłam szpilki, które są przeznaczone wyłącznie do pracy! To skromne, granatowe buty na 5-centymetrowym obcasie. Chodzi też o to, że przede wszystkim jestem żoną i nie mogę zrobić z siebie szarej myszy.
Nie chcę, aby moja posługa spowodowała rozluźnienie więzi między nami, by mój mąż pomyślał, że do pracy zakładam habit. Chcę, żeby, widząc mnie w kościele, był ze mnie dumny.
Czytaj także:
Kobiety wolą stać z tyłu? Rozmawiamy z jedyną w Polsce rzeczniczką kurii biskupiej
Uczy się pani kobiecości od Matki Bożej Gajowskiej?
Ona jest dla mnie absolutnym wzorem kobiecości! Jest moją matką i wiem, że Ona mnie tutaj chciała. Uczę się od Niej wrażliwości i spostrzegawczości, takiego wyczulenia na wszystko, co trzeba zrobić, by świątynia była piękna.
Wiem, że jako parafianka mam obowiązek dbać o swój kościół, ale Maryja przyciąga mnie do niego. Ona tu naprawdę jest, czeka na mnie i obdarza łaskami. Nie tylko mnie. Wierzę, że każdy, kto na Nią spojrzy, będzie tu wysłuchany. Matka Boża Gajowska daje swoją miłość jakby na zapas i to człowieka przemienia.
Zna pani takie historie?
W latach 1652-56 morowa zaraza ogarnęła Kraków i okolice. Ludzie uciekali się do Matki Bożej Gajowskiej, a Ona wybawiała ich od ciężkiej choroby. Z czasów, które są nam bliższe, pochodzi wiele świadectw uzdrowień. Można wręcz powiedzieć, że Pani Gajowska jest Matką Bożą Uzdrowienia.
Szczególnie zapamiętałam opowieść o głuchoniemym dziecku, które w czasie odpustu w Gaju zapytało mamę, czy słyszy śpiew orszaków anielskich. To dziecko odzyskało wówczas słuch. Przypominam też sobie historię młodego mężczyzny, który spadł z rusztowania. Leżał jak martwy. Ludzie zanieśli go przed obraz Matki Bożej Gajowskiej, a on wstał żywy po paru minutach. To są mocne świadectwa Jej interwencji. Takich świadectw jest wiele.
Czy pani, sąsiedzi, rodzina czujecie, że Gaj to wyjątkowe miejsce?
O tak, każdy mieszkaniec może to potwierdzić. Kult Matki Bożej sięga u nas XIII wieku, kiedy to Jej obraz został umieszczony w nieistniejącym już dzisiaj kościółku na pamiątkę objawienia się Maryi na dębie.
Nie wiemy, komu się objawiła i co powiedziała, bo nie zachowały się żadne przekazy na ten temat, ale wierzymy, że Ona czuwa nad Gajem. Czuć u nas zapach modlitw tysięcy osób, które do Niej przychodziły. Były czasy, kiedy do Maryi Gajowskiej wędrowały łąkami i lasami tłumy ludzi z różnych stron.
Gajowianie czują się odpowiedzialni za rozwój kultu swojej Matki Bożej?
Ten kult w historii był bardziej intensywny niż obecnie. Coraz mniej mamy czasu na modlitwę i zaangażowanie w życie parafialne, coraz więcej różnych pokus i atrakcji, które odciągają od Kościoła. Na szczęście to się zmienia. Widać, że ludzie potrzebują wspólnoty i jest grupa takich osób, które garną się do parafii, a nawet czują się za nią odpowiedzialne. To są ludzie, którzy czczą Matkę Bożą wytrwale i przyciągają innych. Trzeba cierpliwości i czasu. Ludzie kochają to miejsce i to jest najważniejsze.
Przed parafią obchody jubileuszu 700-lecia istnienia. To z pewnością będzie okazja, by kult Matki Bożej ożywić i szerzej zaprezentować światu?
O tak! Mamy w tym mocnych sojuszników. Niedawno był u nas nuncjusz apostolski w Polsce, abp Salvatore Pennacchio. Był zauroczony Gajem i zafascynowany naszą Matką Bożą. To on podpowiedział, żeby postarać się o koronację cudownego wizerunku Pani Gajowskiej.
Koronacja byłaby nie tylko zwieńczeniem długiej historii obecności Matki Bożej na ziemi gajowskiej, ale także okazją do pogłębienia miłości do Maryi. W oczekiwaniu na ten historyczny dzień organizowane są co tydzień „Sobotnie spotkania z Matką”, kiedy to odprawiana jest Msza św. wotywna ku czci Matki Bożej Gajowskiej w intencjach składanych przez ludzi. Za każdym razem wielkim wydarzeniem jest też odpust parafialny, który w ciągu wieków istnienia parafii przyciągał tysiące pielgrzymów z okolicznych miast i wsi.
Kiedy ten odpust przypada?
W uroczystość Narodzenia NMP. W tym roku będziemy go obchodzić w niedzielę 9 września. W ramach odpustu od lat odbywa się tradycyjny obrzęd błogosławienia dzieci u Matki Bożej. To bardzo wzruszające wydarzenie. Poza tym zaplanowaliśmy Mszę św. dla rowerzystów w ramach projektu „Pray and ride”. Przez cały dzień będzie można zejść do nowo wyremontowanej krypty w kościele, gdzie znajduje się cudowne źródełko.
A ponieważ świętowanie jest i dla ducha, i dla ciała, planujemy grill, domowe ciasto i inne przysmaki oraz atrakcje dla dzieci z karuzelą i dmuchaną zjeżdżalnią. Ważnym wymiarem świętowania jest również wsparcie konkretnych dzieł, dlatego swoje stoiska będą miały u nas Stowarzyszenie Pomoc Kościołowi w Potrzebie i Fundacja Kiabakari, wspomagająca misje jednego z krakowskich księży w Tanzanii. Mam nadzieję, że pogoda dopisze i do Pani Gajowskiej przybędą nie tylko parafianie i rowerzyści, ale również mieszkańcy Krakowa. Byłoby wspaniale, gdyby wieloletnia tradycja odpustów u Matki Boskiej Gajowskiej wciąż żyła jako świadectwo naszej miłości do Maryi.
KAI/ks
Czytaj także:
Organista ma modlitwę ułatwiać, a nie utrudniać. Rozmowa z muzykiem