Wobec Waldemara Chrostowskiego publicznie wysunięto zarzuty o współpracę z SB. Jaką rolę odegrał podczas porwania księdza Popiełuszki?
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Marynarka porwana czy przecięta? Obrażenia rozległe czy minimalne? Takie detale odegrały ważną rolę w wyjaśnieniu okoliczności jednej z najgłośniejszych zbrodni PRL – zabójstwa błogosławionego księdza Jerzego Popiełuszki.
Jedynym świadkiem porwania był przyjaciel i kierowca księdza Waldemar Chrostowski, którego podejrzewano o współpracę z komunistyczną Służbą Bezpieczeństwa i przedstawienie nieprawdziwej wersji wydarzeń. W książce dr Mileny Kindziuk „Popiełuszko. Biografia” (Wydawnictwo ZNAK) znalazły się niepublikowane wcześniej dokumenty na ten temat.
Zdjęcia księdza Jerzego:
Wątpliwości co do śmierci ks. Popiełuszki
Uprowadzenie i brutalne zamordowanie księdza Jerzego Popiełuszki w 1984 r. wstrząsnęły Polską. Do dzisiaj okoliczności tej śmierci budzą wiele wątpliwości, zwłaszcza że podczas procesu zabójców księdza ukarano tylko trzech sprawców i ich bezpośredniego przełożonego.
W publicznej debacie pojawiają się też co jakiś doniesienia, że wydarzenia w nocy z 19 na 20 października 1984 r. i w następnych dniach, aż do wyłowienia ciała księdza z Wisły 30 października, przebiegały zupełnie inaczej niż w wersji przyjętej przez sąd i historyków.
Jedna z najważniejszych wątpliwości dotyczy roli, jaką odegrał w tych wydarzeniach przyjaciel księdza Popiełuszki Waldemar Chrostowski, który w ostatnich miesiącach życia księdza często mu towarzyszył, między innymi jako kierowca, a feralnej nocy jechał razem z nim.
Czytaj także:
Marcin Gomułka: Ks. Popiełuszko to dowód na to, że świętość równa się normalność
Przebrani za milicjantów
Przypomnijmy, jakie są ustalenia sądu i historyków. Oraz jakie wątpliwości budzą. Podczas procesu sąd w Toruniu ustalił, że trzej funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa: Grzegorz Piotrowski, Waldemar Chmielewski i Grzegorz Pękala, przebrani w mundury milicjantów, zatrzymali późnym wieczorem samochód, którym jechali z Bydgoszczy do Warszawy ks. Jerzy Popiełuszko i – jako kierowca – Waldemar Chrostowski.
Związanego księdza wrzucili do bagażnika fiata 125, którym przyjechali, a skutego kajdankami Chrostowskiego umieścili w szoferce, i ruszyli w stronę Warszawy. Chrostowskiemu w pewnym momencie udało się otworzyć drzwi podczas jazdy i wyskoczyć z samochodu. Siedzący obok niego kierowca zdążył go jedynie złapać za marynarkę. Rozerwał ubranie, ale zbiega nie zatrzymał.
Waldek, chcesz mi coś powiedzieć?
Jak to możliwe, że esbecy, ludzie bezwzględni, wyszkoleni i doświadczeni, nie upilnowali Chrostowskiego? Dlaczego nie wrócili po niego, tylko pojechali dalej? Jak przeżył on wypadnięcie z pędzącego samochodu? Jak to możliwe, że obejma kajdanek na jednej ręce Chrostowskiego pękła – jak twierdził – podczas upadku?
Pojawiły się też doniesienia, że Chrostowski miał małe obrażenia i że jego ubranie nie było rozdarte, tylko przecięte ostrym narzędziem. Ironizowano na temat komandoskiej kondycji Chrostowskiego. Kaskader, który wystąpił w jego roli podczas wizji lokalnej, złamał rękę wyskakując z samochodu.
Wobec Waldemara Chrostowskiego publicznie wysunięto zarzuty o współpracę z SB, ale w tej sprawie wygrał on proces z dziennikarzem Wojciechem Sumlińskim. Wiadomo, że Chrostowski figurował w aktach SB jako „zabezpieczenie operacyjne” jednej z akcji i że nadano mu pseudonim „Desperat”.
Ale „zabezpieczeniem operacyjnym” mógł być zarówno współpracownik SB, jak i osoba inwigilowana. Teczka „Desperata” została zniszczona. Echo tych wątpliwości i podejrzeń znalazło się także w filmie „Popiełuszko. Wolność jest w nas” z 2009 r. Ksiądz Jerzy, grany przez Adama Woronowicza, pyta w pewnym momencie Chrostowskiego: „Waldek, chcesz mi coś powiedzieć?”. Waldek jednak nie ma nic do powiedzenia.
Przecinamy na plus
Historyk prof. Jan Żaryn powiedział w 2009 r., podczas prezentacji książki IPN „Aparat represji wobec księdza Jerzego Popiełuszki 1982-1984”, że na podstawie dokumentów posiadanych przez IPN nie ma podstaw, by uważać Chrostowskiego za agenta: „Te spekulacje przecinamy, ale na plus. W tej chwili nie ma żadnych materiałów świadczących o tym, że był współpracownikiem”.
Dr Milena Kindziuk zamieściła w swojej książce niepublikowane wcześniej materiały z archiwów kościelnych – Archiwum Sekretariatu Prymasa Polski i Archiwum Archidiecezji Warszawskiej. Są to m.in.: protokół z lekarskiej obdukcji Waldemara Chrostowskiego i jego dwa zdjęcia, zrobione przez milicjantów, eksponujące zniszczoną marynarkę i brak prawego buta; a także zeznania księdza Józefa Nowakowskiego, proboszcza parafii Najświętszej Maryi Panny w Toruniu, do którego trafił Chrostowski po ucieczce.
„Dokumenty i relacje potwierdzają to, co mówił Waldemar Chrostowski. Naprawdę był poraniony i miał zniszczone ubranie. W takim razie jego relację musimy uznać za jedyną obowiązującą” – mówi Milena Kindziuk. Dodaje, że kiedy rozmawiała z nim kilka lat temu, mówił, że po upadku z samochodu miał poważne problemy z kręgosłupem i musiał przejść operację.
Teraz jest ciężko chory i nie da się z nim rozmawiać. Skoro nie mamy dowodów na inną wersję niż przyjęta do tej pory, musimy uznać tę ostatnią za obowiązującą.
Czytaj także:
Lubił ludzi i życie, a szykował się na śmierć. Fenomen ks. Jerzego Popiełuszki
Pobocze w Przysieku
Z zeznań i dokumentów wyłania się następujący obraz sytuacji. Waldemar Chrostowski powiedział, że kiedy jechał esbeckim fiatem, zobaczył w miejscowości Przysiek kilka osób na lewym poboczu drogi. Wtedy zdecydował się na ucieczkę. Pociągnął za klamkę na drzwiach auta.
Kiedy drzwi się otworzyły, zwinął się w kłębek i upadł na jezdnię, „pozwalając ciału toczyć się bezwładnie”. Potem podszedł do ludzi, których wcześniej zobaczył z samochodu, i prosił ich o pomoc, ale ci nie chcieli z nim rozmawiać. Dotarł do pobliskiego hotelu, gdzie wezwano pogotowie.
Kiedy przyjechała karetka, Chrostowski uprosił lekarza, żeby zawiózł go do najbliższego kościoła. Był to kościół Najświętszej Maryi Panny w Toruniu. „Niech ksiądz ratuję księdza Popiełuszkę” – usłyszał od Chrostowskiego proboszcz Józef Nowakowski. Ksiądz zadzwonił na milicję, a potem razem z innym księdzem i milicjantami przejechał drogę aż do wskazanego przez Chrostowskiego miejsca porwania, oglądając pobocza szosy.
Rozległe otarcia i obrzęki
„Opisu, jak wyglądał pan Chrostowski, nie będę dawał” – zeznał ksiądz Nowakowski 21 października 1984 r. Zaraz jednak kontynuował: „Na zewnątrz był potargany, miał obdartą połę marynarki, koszulę wyciągniętą”. Utykał na prawą nogę. Ksiądz nalegał, żeby pojechał do szpitala.
Lekarz stwierdził stłuczenia, „rozległe otarcia” i obrzęki lewej strony ciała: kolana, biodra, łokcia i klatki piersiowej. Biegły, który zbadał Chrostowskiego, napisał, że „sposób umiejscowienia obrażeń nie wyklucza wersji podanej przez poszkodowanego, czyli upadku z pędzącego pojazdu”.
Inny biegły dodał, że obrażenia mogły powstać przy wypadnięciu z samochodu, ale są „zasadnicze wątpliwości”, czy samochód faktycznie jechał z prędkością 80-90 km/h, o której mówił Chrostowski.
Świadkowie skoku
Autorka książki nie zajmuje się spekulacjami, ale można dodać, że jeśli Chrostowski faktycznie wyskoczył z samochodu w momencie, kiedy przejeżdżali przez wieś, to fiat prawdopodobnie jechał wolniej niż 90 km/h. Nawet pracownicy MSW, którzy w PRL robili co chcieli, musieli w terenie zabudowanym choć trochę zwolnić, choćby dla własnego bezpieczeństwa. A z pościgu za zbiegiem mogli zrezygnować ze względu na świadków stojących na poboczu.
Jeśli chodzi o kondycję Chrostowskiego, to trzeba pamiętać, że był on zawodowym strażakiem, czyli człowiekiem bardzo sprawnym fizycznie. A jeśli chodzi o komandoskie umiejętności, to Chrostowski już podczas procesu toruńskiego zeznał, że odbywał zasadniczą służbę wojskową w elitarnych „czerwonych beretach”, czyli 6. Pomorskiej Dywizji Powietrzno-Desantowej, gdzie ćwiczył m.in. skoki ze spadochronem.
Jedyny świadek
Dlaczego uszkodzenia ubrania i obrażenia Waldemara Chrostowskiego są takie ważne? Był on jedynym świadkiem porwania, więc gdyby się okazało, że powiedział on nieprawdę, trzeba by zakwestionować całą przyjętą wersję wydarzeń – łącznie z tym, czy trzej funkcjonariusze SB, którzy przyznali się do zamordowania księdza Popiełuszki, faktycznie to zrobili, oraz kiedy i gdzie zginął ksiądz.
Trudno sobie wyobrazić, że czterej ludzie pozwalają się osądzić i idą do więzienia za coś, czego nie zrobili, albo że ktoś wypycha konfidenta z jadącego samochodu dla uwiarygodnienia jego wersji zdarzeń, ale takie sytuacje w dziejach służb specjalnych nie byłyby żadną nowością.
A na „giełdzie” pojawiają się różne domysły – łącznie z tym, że zamordowanie księdza Popiełuszki było elementem rozgrywki między SB a KGB.
Czytaj także:
Historia o tym jak ks. Popiełuszko płakał i przepraszał byłego proboszcza