separateurCreated with Sketch.

Przeszedł camino na jednej nodze, ale za rok chce iść na dwóch! Przez jedno cudowne spotkanie

CAMINO NA JEDNEJ NODZE
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

I wtedy usłyszałem: my zrobimy dla ciebie protezę…

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Na jednej nodze do św. Jakuba

W tym roku po raz kolejny wyruszyłem na Camino de Santiago. Po raz kolejny na jednej nodze. Jak w zeszłym roku, tak i teraz pojawiły się głosy odradzające mi pójście na szlak Jakubowy. Ostatecznie wyszedłem pod koniec kwietnia z Porto do Santiago de Compostela. Mając niewiele w oczach tego świata, ale w moich oczach miałem wszystko, czego na tę drogę potrzebowałem.



Czytaj także:
Przeszedł camino… na jednej nodze!

Pełne zapału serce, ufność, nadzieję i miłość pozwalającą widzieć więcej. Widzieć drugiego człowieka. Do tego wszystkiego miałem dwóch wielkich orędowników na tej drodze: księdza Jerzego Popiełuszkę i świętego Jana Pawła II oraz bagaż intencji, które każdego ranka były moją motywacją, by iść.

Nie prosiłem o nic dla siebie. Wystarczy, że wiele osób za mną prosi, więc po co Panu Bogu zajmować dodatkowy czas, jak i tak mam wszystko to, co potrzebne mi do bycia szczęśliwym. I tak szczęśliwy przemierzałem każdy kolejny dzień.

 

Spotkanie na szlaku

Camino jest drogą pełną cudów. Pełną dobra. Ale jeden dzień był wyjątkowy, bo odmienił moje życie. Po przekroczeniu granicy Portugalii z Hiszpanią doszedłem do Tui, małej miejscowości rozpoczynającej szlak hiszpański.

Idąc drogą, minąłem przyglądające mi się małżeństwo: Inę i Reinera. To żadna nowość dla mnie. Na drodze wiele osób zauważało, że nie mam nogi. Prosili o wspólne zdjęcie, rozmowę. Czasem zwyczajnie pytali, czy mogą się przytulić. Gdy przystanąłem na chwilę, by napić się wody, podeszli, by mnie pozdrowić słowami „buon camino” i życzyć mi dobrej drogi.

Wymieniliśmy kilka zdań, po czym oczy Iny wypełniły łzy. Przytuliłem ją i pożegnałem, życząc im dobrej drogi. I mimo że na drodze spotykałem setki osób, to to spotkanie pozostawiło w mym sercu jakiś ślad. Te łzy wryły się w moją pamięć tak mocno, że nie potrafiłem o nich zapomnieć.

 

„My zrobimy dla ciebie protezę”

Dwa dni później ruszyłem w drogę z Redondeli do Pontevedry. Jest to jeden z najtrudniejszych odcinków tej drogi, prowadzący przez wielkie kamienie wciąż pod górę. Pożegnałem moich przyjaciół z Francji i Niemiec i szedłem sam, ale na początku tej drogi spotkałem Stanisława, który słyszał o mnie dzień wcześniej od Iny i Reinera. Towarzyszył mi podczas tej drogi, idąc, w co wierzyliśmy, w opiece jego zmarłej żony Wandy, z którą miał przejść ten szlak, lecz ona odeszła kilka miesięcy wcześniej.

Gdy doszliśmy na przedmieścia Pontevedry, przy stoliku siedzieli jeszcze Ina i Reiner, którzy zbierali się do dalszej drogi. Gdy nas zauważyli, zaprosili nas do stołu. Zaczęliśmy rozmawiać o mojej nodze, co się stało i dlaczego nie mam protezy. I wtedy usłyszałem: my zrobimy dla ciebie protezę.

Byłem w tamtym momencie trochę nieufny jak Tomasz, bo nie rozumiałem, o co chodzi. Wymieniliśmy się numerami telefonów i rozstaliśmy się. Myślałem, że to wszystko „umrze”, ale po powrocie z camino Ina pisała, dzwoniła, organizując wszystko na miejscu w Niemczech.


PIELGRZYM NA CAMINO
Czytaj także:
Zamiast do więzienia sędzia wysłał go… na camino. Duchowa pielgrzymka przestępcy

 

„Przyjmę wszystko, co Ty dla mnie przygotowałeś”

Czas pędził jak szalony i przyszedł koniec lipca i dzień wyjazdu do Niemiec. Bardzo się bałem, że nie dam sobie rady z językiem. Było we mnie dużo lęku. Trzy dni od przylotu Torsten, brat Iny, który jest protetykiem, przygotował pierwszą protezę, a tydzień później byłem już w klinice, gdzie rozpocząłem rehabilitację. Nie był to dla mnie łatwy czas, ale dawałem z siebie wszystko, by stanąć na dwie nogi.

Od poniedziałku do piątku przebywałem w klinice, a w weekend byłem z Iną i Reinerem oraz z ich bliskimi i przyjaciółmi. Każdy dzień przybliżał nas do siebie i przemieniał relację zwyczajnej znajomości w relację niezwykłej bliskości. Wiedziałem, że dla mnie najważniejszym jest ten czas. Każdy spotkany człowiek. Każda rozmowa.

Proteza była na ostatnim miejscu. Modląc się każdego dnia, mówiłem: Panie, Ty wiesz, co jest dla mnie najlepszym. Przyjmę wszystko, co Ty dla mnie przygotowałeś.

 

Camino na dwóch nogach

Tak mijały kolejne dni i tygodnie. Z jednej strony ćwiczenia, rehabilitacja, ból i pot. A z drugiej strony, wspólnie spędzany wolny czas: jazda na rowerze, na Vespie, koncerty, tańce, wspólne gotowanie, śpiewanie. Spacery, rozmowy, spotkania, a nawet latanie samolotem. Ogrom doświadczonej miłości i dobra od każdej napotkanej osoby. Czym mogłem się odwdzięczyć za to wszystko? Wiedziałem, że jedynie mogę odpowiedzieć miłością na miłość. Dobrem za dobro.

Po pięciu i pół tygodnia przyszedł dzień powrotu do Polski. Ten czas przeminął bardzo szybko, ale wiem, że był to czas, w którym nawzajem dzieliliśmy się dobrem. To był czas niezmarnowany.

Dziś dzięki temu, że podjąłem decyzję o pójściu na camino po raz drugi, ufam że trzeci raz wyruszę na camino na dwóch nogach. Jeszcze w grudniu czeka mnie powrót do Niemiec po ostateczną protezę. Chcemy w przyszłym roku wyruszyć razem na camino wraz z ludźmi, którzy są po amputacji.

Chcemy dawać innym nadzieję i lekcje tego, że warto być dobrym. Że warto kochać, nawet wtedy, gdy inni nam tej miłości odmówili. Dziś moja rodzina powiększyła się o tych spotkanych w Niemczech. Lecąc tam nie wiedziałem, że będę za nimi tęsknił. To kolejny dowód na to, że logika Pana Boga nie ma nic wspólnego z tą naszą. Jego spojrzenie widzi więcej i pełniej.

Przez lata sam pragnąłem być cudem dla innych, ale przyszedł dzień, gdy Pan Bóg powiedział: chcę cudu dla Niego. Być może pomyślał: to ryzykowne, bo skoro nie może on usiedzieć z jedną nogą, to co dopiero z dwoma. Ale zaryzykował i skrzyżował drogi moje i ludzi, przez których mógł odmienić moje życie. Dwie minuty później – tyle wystarczyło, bym się po raz drugi z nimi nie spotkał. A jednak Pan Bóg potrafi zgrać najmniejsze szczegóły.

On jest Panem czasu i miejsca. On jest Panem Drogi. I dzieło, które rozpocznie, zawsze doprowadza do końca. Od nas oczekuje tylko jednego: byśmy powiedzieli Mu tak i wyruszyli z Nim w drogę.


AMINO DE SANTIAGO
Czytaj także:
Zaczynają Camino jako wędrowcy, a kończą jako pielgrzymi, którzy spotkali Boga

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.