To jest fundament. Jeśli chce się na serio żyć Ewangelią, relacja z innymi jest najważniejsza. W naszej świetlicy codziennie przez 2 godziny dzieci odrabiały lekcje z wolontariuszami, potem się bawiły. Wyciągaliśmy dzieci z kąta klasy. Wcześniej dostawały jedynki, uwagi w dzienniku. Dzięki naszym zajęciom miały dobrze odrobione zadania. Przestały czuć się gorsze. Miały na czym budować swoją wartość.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
„Niech moc wiary będzie z Tobą” to akcja internetowa prowadzona w partnerstwie z XI Zjazdem Gnieźnieńskim, który w dniach 21-23 września odbywa się pod hasłem „Europa ludzi wolnych. Inspirująca moc chrześcijaństwa”. Wraz z organizatorami tego wydarzenia – w myśl drugiej części jego hasła – chcemy w tej akcji pokazać, jak nasze chrześcijaństwo inspiruje nas samych oraz nasze otoczenie do przemiany siebie i lokalnych społeczności. Chcesz zmieniać siebie, swe otoczenie, niepodległą Polskę i Europę? Niech moc wiary będzie z Tobą!
Z Anną Tychotą – założycielką Stowarzyszenia Na Rzecz Dzieci z Rodzin Zagrożonych Patologią i Biednych AMICUS, emerytowaną nauczycielką, wolontariuszką w Fundacji „Po pierwsze CZŁOWIEK” – rozmawia Małgorzata Bilska.
Małgorzata Bilska: Czym się zajmujesz?
Anna Tychota: W tej chwili mam najfajniejszy zawód na świecie. Jestem emerytką. Emerytura musi być ciekawa i robię wszystko, żeby to był fajny czas.
Przeznaczasz go na pomoc innym.
Nie lubię, nie chcę i nie umiem konsumować. Bardziej mnie interesuje wchodzenie w relacje z ludźmi.
Jak duży wpływ ma na to chrześcijaństwo?
To jest fundament. Jeśli chce się na serio żyć Ewangelią, relacja z innymi jest najważniejsza.
Czytaj także:
„Dzięki Tobie jestem bliżej Boga”. Marysia jest poważnie chora, ale wokół niej dzieją się cuda
Co robiłaś, zanim przeniosłaś się do Krakowa?
Pochodzę z Paczkowa, pięknego 8-tysięcznego miasteczka na Opolszczyźnie. Skończyłam polonistykę w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Opolu. Byłam strasznie zakompleksioną dziewczyną. Harcerstwo i literatura pomogły mi otworzyć się na innych, ale ciągle szukałam.
Trafiłam do duszpasterstwa akademickiego jezuitów w Opolu, gdzie był cudowny ojciec Józef Czaplak. Tam się dowiedziałam o ruchu oazowym. W wakacje po I roku zadzwonił do mnie ks. Tadeusz Słocki i zapytał, czy chcę z nim jechać jako wychowawczyni na oazę do Krościenka.
To miało długofalowe konsekwencje. Wylegitymowała nas Służba Bezpieczeństwa. Dostałam „wilczy bilet” i nie mogłam znaleźć pracy w szkole, choć wtedy nie wiedziałam dlaczego… Pracowałam w domu dziecka, potem w internacie. Dopiero po 1989 roku dowiedziałam się, że założono mi wtedy teczkę pod hasłem „prokatolicka”.
A skutki pozytywne?
Tam zaczęłam czytać Biblię i książki religijne, które były niedostępne. To był niesamowite poczucie wolności! Po powrocie ojciec Czaplak poprosił, żebym prowadziła spotkania z Pismem Świętym. Ewangelia była dla mnie przewrotem kopernikańskim – świat okazał się inny, niż go widziałam.
Chrześcijaństwo inspiruje cię do wolności?
Pewnie. Mam ją w sobie. To, co się dzieje z nią na zewnątrz… Ludzie błądzą. Ja jestem wolna. Dzięki Ewangelii nauczyłam się patrzeć na innych bez oceniania. Starałam się przekazywać to na lekcjach języka polskiego, gdy już zaczęłam uczyć.
Podasz przykład?
W „Przedwiośniu” jest opis tego, jak młody Baryka wymykał się w nocy z domu w Baku, wchodził na mury więzienia i obserwował egzekucje. Przez całą lekcje rozmawialiśmy z uczniami o tym, co się dzieje w duszy Cezarego. Czego tam szuka, w jakim kierunku go to zmienia? Dlaczego nie poszedł potem z Czerwonymi i nie stał się mordercą, jak wielu jego kolegów? Większość osób pomija ten fragment, dla mnie był ważny ewangelicznie.
Jako wychowawczyni uczulałam wierzących uczniów na to, że religia do czegoś zobowiązuje. Jeśli ktoś nie wierzy w Boga, to ma zasady, jakieś wartości. Wychodziłam od antycznej triady Prawdy, Dobra i Piękna, przywoływałam poezję Herberta. Uczyłam: masz być przyzwoitym człowiekiem. Koniec, kropka.
A działania poza pracą zarobkową?
Wracając ze szkoły mijałam podwórka, biedne, pełne wałęsających się dzieci. W Paczkowie wszyscy się znali, wiedziałam, czym to grozi. Kłuło mnie w sumieniu, że nic nie robię. Razem z przyjaciółką Ewą postanowiłyśmy, że założymy świetlicę.
Z pomysłem zwróciłyśmy się do proboszcza, bo na plebanii były nieużywane salki do religii (z czasów, gdy był zakaz uczenia religii w szkole). Jedna z fundacji proponowała wtedy nowoczesny sposób opieki nad ubogimi dziećmi, z którego chciałyśmy skorzystać.
Proboszcz zapalił się do pomysłu. Po 2 dniach przyszłyśmy zobaczyć salki, a on… zmienił zdanie. Powiedział, że nie zgadza się na utworzenie świetlicy, bo „ta fundacja to sami Żydzi”. Dodał „a poza tym dzieci nie będą tu biegać”. To było straszne. Powiedział to ksiądz.
Czytaj także:
Kuba Blycharz: Nie miałem wyjścia i zgłosiłem się na terapię. Moc wiary sprawia, że maski opadają
Ewangelia i antysemityzm są nie do pogodzenia?
Oczywiście! O czym my w ogóle mówimy?
Pytam retorycznie, bo choć takie jest nauczanie Kościoła, znam katolików, którzy nie przyjmują go do wiadomości.
Spotykam się z tym, również wśród księży i zakonnic. Włos jeży mi się na głowie. Świetlica jednak powstała. W Domu Plastyka, gdzie kawiarenkę prowadził Rysiu Ziółkowski. Za jego namową założyłam „Stowarzyszenie Na Rzecz Dzieci z Rodzin Zagrożonych Patologią i Biednych AMICUS”. A potem był szereg cudów, pomogło nam wiele osób i to za darmo. Po pół roku udało się je zarejestrować.
Codziennie przez 2 godziny dzieci odrabiały w świetlicy lekcje z wolontariuszami, potem się bawiły. Wyciągaliśmy dzieci z kąta klasy. Wcześniej dostawały jedynki, uwagi w dzienniku. Dzięki naszym zajęciom miały dobrze odrobione zadania. Przestały czuć się gorsze. Miały na czym budować swoją wartość. W wakacje organizowaliśmy półkolonie.
Ile lat działało stowarzyszenie?
10 lat. Jak poszłam na emeryturę, już mi było trudniej.
Jak to się stało, że będąc emerytką przeprowadziłaś się do Krakowa?
To była decyzja jednego wieczoru. Na emeryturze zafascynowałam się sztuką decoupage’u, miałam nawet firmę „Mój świat”. Ale u nas była raczej bieda, to nie są rzeczy pierwszej potrzeby. Kiedy odeszli moi rodzice, którymi się opiekowałam, zaczęłam się w miasteczku dusić. Pojechałam na 3 miesiące do siostry, która mieszkała pod Krakowem – i zostałam. Dziś obie mieszkamy w Krakowie.
A ty uczysz decoupage’u bezdomnych u albertynek…
Poszłyśmy kiedyś do kościoła św. Józefa na Podgórzu. Siostra Samuela, albertynka, opowiadała po mszy o działalności nowo powstałej Fundacji „Po pierwsze człowiek”. Rozglądałam się za czymś podobnym, zostałam u nich wolontariuszką. Pomagam na stołówce.
Trudno było się przestawić z pracy pedagoga?
Pierwsze wrażenie było okropne. Nigdy nie pracowałam z dorosłymi. Na jadalni zobaczyłam pełno samotnych ludzi o przerażonych oczach, ale wiedziałam z doświadczenia, że to tylko maska. Pod nią jest samotność, cierpienie i bezradność.
Według niektórych bezdomność to brak relacji. Zgadzasz się z tym?
Tak. Popatrz na relacje, jakie miał Jezus ze wszystkimi, na których zwrócił oczy. To samo życie. My to mamy na co dzień. Jezus szedł do celnika, do trędowatych, do prostytutek i biedaków. Ale nie tylko tam, poszedł też do bogatych. Liczył się dla Niego człowiek, a nie miejsce, jakie zajmuje.
Sama nie jesteś w pełni sprawna. Możesz zaświadczyć, że taki On jest?
Wyglądam trochę inaczej niż wszyscy, ale nie jestem osobą niepełnosprawną. W młodości panicznie bałam się samotności. Gdyby nie Ewangelia nie wiem, w którym miejscu życia bym teraz była. Potraktowałam ją poważnie i odnalazłam w niej spokój.
Dzięki niej mogłam też dostrzec trudne dzieciaki i odnaleźć się w roli przewodnika. Kogoś, kto pokazuje, co jest ważne. Stawia pytania. Ewangelia uwrażliwiła mnie na człowieka, który jest obok – i jest nieszczęśliwy.
Czytaj także:
Ksiądz, który opowiada ludziom o Bogu przy puszczaniu baniek mydlanych
Niech moc wiary będzie z Tobą! Zapraszamy na XI Zjazd Gnieźnieński.